2013-12-15

Odcinek 11. But you are missing
















nie ma cię, gdy gaszę światła
 nie ma cię, gdy zamykam oczy
 nie ma cię, gdy widzę, jak słońce wzrosło
 ciebie brak




          Wrzucam moją torbę do bagażnika i kręcę głową wściekły, bo całkiem do kitu mi się dziś skakało. Skocznia w tym Szczyrku naprawdę jest beznadziejna, ale oczywiście nikt mnie o zdanie nigdy nie pyta i tutaj nam skakać każą, jakby od tego istnienie świata zależało. Dobrze, że na dziś koniec. Bo jak inaczej wyjaśnić, że parę dni temu w Klingenthal latałem świetnie, a tu tak lipnie? Nie ma innego wytłumaczenia, tylko wina Skalite. Wzdycham i wypatruję tego Twojego mężusia, bo coś mi gadał, że ze mnę będzie jechał, ale oczywiście go nie ma. Pewnie, co się moim cennym czasem będzie przejmował! Opieram się o maskę samochodu i patrzę oburzony w stronę bramy, ale nie ma go i nie ma. A tymczasem to ja mam jeszcze inne na głowie problemy. Z Wagrafu mi list wysłali z zażaleniami, że niby ich durnych wymogów nie spełniam, czapki z reklamą nie noszę jak trzeba i umowną karę będę płacił! Niedoczekanie! Będę na własnym łbie nosił, co mi się podoba, a nie słuchał idiotów! Osiemdziesiąt stopni w słońcu, a ja będę mózgownicę gotował. Wymyślili! A moje włosy potrzebują tlenu, ale nie ma gadania, dla speców od siedmiu boleści najważniejsze, cobym w czapce durnej paradował. Nie wystarczy im zaszczytu, że ich markę swoją osobą firmuję i za nich oczami świecę po świecie? Jeszcze się będę prosić o mnie jak odejdę!
          Wyciągam telefon, coby zadzwonić do spóźnialskiego. Mistrz świata to raczej świecić przykładem powinien wszystkim nam, kolegom młodszym, ale nie, bo po co?! Zero kultury osobistej! I gdyby nie to, że po cichu liczę, że jak matoła odwiozę do domu, to Ciebie spotkam, to bym już dawno manatki spakował i tyle by mnie widzieli. Taa, wiadomość mi z łaski wysłał. Cudnie. Idę do Stefka w odwiedziny. Nie czekaj na mnie. Jasne! Swojego domu nie ma, żeby u Stefańcia przyjaciela najlepszego przesiadywać na obiadku?! A Ty w domu sama! Taki z niego mąż. Wzdycham głośno, a wtedy telefon dzwoni, patrzę, a to Baśka. Pięknie! Tylko Baśki brakowało, bo mało kłopotów na głowie.
          - Daaaaaaaawid, buuuuu  ryczy na wstępie kujonka, a ja od razu oczami przewracam.  Buuuuuuu...
          Dwie minuty mijają, a ja dalej nie wiem, o co chodzi. Odbiło jej całkiem, nie ma innego wytłumaczenia. 
          - Kooooot zaaaaginął  duka w końcu i znów szlocha.
          - Jak zaginął, jak przed chwilą na skoczni skakał?  zauważam przytomnie, ignorując lament baśkowy.
          - Kooot? Na skoczni?  pyta zdziwiona. Nie no! Ona głupią udaje czy mózg sprzedała na Allegro?
          - No Maciek! KOT. MACIEK KOT  tłumaczę jak idiocie ostatniemu, ale wolę na chłodne dmuchać. 
          - Ale Daaaawid, mój kot ma na imię Mruczuś, a nie Maciek. Kto kotu daje na imię Maciek?
         - Chyba MIAŁ, a nie MA. Skoro zaginął, to czas przeszły odpowiedniejszy  mówię z uśmiechem, bardzo zadowolony ze swojego geniuszu językowego. A durna Baśka znów w ryk.
          - Daaaawid,  bo trzeba go szukać! Przecież on taki malutki i na pewno siedzi gdzieś taki biedny, samotny, przestraszony! Dzwoniłam do Krzyśka, ale nie odbiera!  gada Baśka szybko, a w międzyczasie chlipie do słuchawki. Pięknie! Ogłaszam, że coś wymyślę, a potem lecę z powrotem po debila. Przecież ten matoł nigdy Baśki nie zdobędzie, jak w takich chwilach, kryzysach i sytuacjach bezbramkowych z pomocą jej nie przyjdzie, burak jeden. Wpadam do ośrodka i zaraz już przy wejściu widzę geniusza przy stoliku z gębą roześmianą. Aż otwieram usta z oburzenia na jego widok.
          - Titus! Ale Ty debil jesteś! Baśka dzwoni roztrzęsiona, a ten siedzi w najlepsze i herbatkę pije owocową, poziomkową!  wołam i stoję nad nim z groźną miną i ramionami skrzyżowanymi.  Zbieraj się! Jedziemy!
          Bo oczywiście nawet przez chwilę nie myślę, coby go wysłać na ratunek do Baśki samego. Kto wie, co głupek wymyśli po drodze i taką okazję na podbicie baśkowego serca na bank szwajcarski zmarnuje. Taki już mój los, co zrobić, całe życie z matołami. I jakie ja mam dobre serce i jak ja się poświęcam dla dobra kolegi? Ale jasne, nikt nawet zauważyć nie raczy i nikt nie pochwali, jak ja pół życia za Titusem niemrotą chodzę i pilnuję, żeby go na ludzi wyprowadzić. 
          - Gdzie jedziemy?  geniusz pyta.
          - Kota szukać, idioto!!! 
        - Mnie?  nagle durny głos zza drzwi się wydobywa, a zaraz się pojawia i łeb wazeliniarza pierwszego, kujona, gwiazdy Facebooka i obiektu westchnień fanek nieletnich, a mnie już całkiem ręce opadają do samej ziemi. Za jakie grzechy ja mam się męczyć z takimi matołami?
          - Jeden ty na świecie?!  drę się do niego, a w tym czasie łapię Titusa za fraki i do wyjścia prowadzę. Bo jeszcze potrzeba, żeby Klakier za nami polazł i znów się do Baśki dowalał bezceremonialnie i zupełnie się z tym przed nami nie kryjąc.
          Ale za późno. Już się laluś do auta pakuje i na nic moje wrzaski, że nie jedzie. Titus, zdrajca i ostatni kolaborant z mózgownicą pustą tak się tym durnym kotem zaginionym przejął, że nawet z głupiego Klakiera się cieszy i coby jechał z nami go zachęca.
          - We trzech raz dwa znajdziemy! Biedny Mruczuś, biedna Basia...  wzdycha Titus w okno się gapiąc, a ja kręcę głową i ze złością usta zaciskając, kieruję samochodem w stronę Baśki domu.


wszystko jest wszystkim
 wszystko jest wszystkim
 ale ciebie brak


          Jedziemy z wywieszonym jęzorem, jak na sygnale, bo taki alarm Baśka zrobiła. Panu Bogu dzięki, że nas policja nie zatrzymała, bo by nas na sygnale do kryminału odwieźli i ciekawe czy by Baśka w odwiedziny przychodziła. Wita nas w progu zaryczana, że kota nie ma. A spróbowałby być, jak my tak na karku złamanie jechali! Więc chodzimy pół godziny jak debile, a futrzaka nie ma nigdzie. Gdzie polazł?! Normalnie na kotlety przerobię, jak znajdę, słowo daję. Obchodzimy dom wokoło, a nigdzie nie ma i nie ma. Baśka ryczy w niebogłosy.
          - Trzeba było debila pilnować, skoro taki niedorozwinięty w rozwoju osobistym, a nie! – komentuję cicho, ale oczywiście głupia Baśka usłyszała i znowu beczy, jak stado wściekłych krów na połoninie. Klakier mi rzuca groźne spojrzenie, a potem idzie kujonkę przytulać na pocieszenie. Pewnie! Od razu wiedziałem, po co książę na białym koniu przyjechał.
          Oczami przewracam, bo nie dość, że czas swój cenny, prywatny poświęcam, to jeszcze pretensje mają. Niech się głupia Baśka w nos ugryzie, trzeba było zamknąć dziada w pokoju, a nie teraz ryczeć. Ale może w to jej graj, teraz zupełnie bezkarnie kleić się do Klakiera idioty może. A gdzie Titus fajtłapa? Rozglądam się dookoła, ramionami wzruszam, ale słyszę jak się drze zza domu, więc lecimy wszyscy, jak Żyła na mamucie w Vikersund. Titus stoi pod drzewem i w górę się gapi. Oczy nasze zwracamy w tę samą stronę i cud. Znalazł się futrzak przeklęty! Na drzewie, jak burak siedzi.
          - No to pięknie!  ogłaszam towarzystwu.  Chłopaki, wracamy!
          Matoły się gapią na mnie, jakbym durnia strugał albo im wmawiał, że wygrałem Puchar Świata, a oni przegapili. A co? Ja idiotą jestem? Kot znaleziony, misja skończona, jak amen w pacierzu, ale nie, bo debilom bohaterstwa mało i jeden przed drugiego się popisywać pierwsi. Baśka w ramię Klakiera beczy, a Titus pierwsza ofiara losu lezie do garażu, a potem drabinę niesie, bo będzie kota pokrakę ratował.
          - Sam zleźć nie może?  wołam wściekły.  Po cholerę właził na drzewo i teraz miauczy, jak idiota? Jasne, leź po niego, matole, a się pomyślunku nigdy nie nauczy! Jutro wlezie z powrotem i to będzie twoja wina!
          No ale jasne, dyskutuj z głupim o zwierząt wychowaniu. Włazi Titus na drabinę i wyjścia nie mam, muszę trzymać matoła, bo jeszcze spadnie na ten durny łeb i tyle z tego będzie. Bo oczywiście na Klakierze polegać nie można, on wielce zajęty płaczącej Baśki pocieszaniem. Tylko po cholerę dalej beczy kujonka, jak futrzak znaleziony?        
          Więc tak to dzisiaj popołudnie wprost wymarzone, bo zamiast u Ciebie w odwiedzinach, to ja u Baśki kujonki z idiotami siedzę i napawam się ich durnym towarzystwem przy stole. Titus to mi normalnie dwie skrzynki piwa wisi za to, że tu jestem i za przyzwoitkę robię. Tylko jasne, głupek nic nie docenia mojej dobrej woli i całego poświęcenia wielkiego, a jeszcze na mnie wielce obrażony, tak samo zresztą jak durna Baśka i Klakier. A co ja niby takiego zrobiłem? Szczerą prawdę w oczy powiedziałem, bo to śmiechu warte, co się tutaj wyprawia. Baśka na kanapie kota niedorobionego tuli, obok głupi Titus z błogim uśmiechem na ustach ją nieporadnie obejmuje, jakby był na pierwszej randce w gimnazjum, a w kuchni się krząta Klakier idiota i parzy herbatkę, jak u siebie. Ja się już nic nie odzywam, bo co powiem to źle, co skomentuję, to krzywo na mnie patrzą.
         


koszula wisi w szafie, buty leżą w holu
zdjęcia na stole, włączony telewizor przy łóżku
dom czeka, dom czeka
byś mogła wejść do środka
jest wszystko, tylko ciebie brak


          No i całe szczęście, bo przyjechaliśmy w końcu do tego Hinzenbach i będzie trochę świętego spokoju. Titus, pierwszy talent, w domu został na tyłku i będzie nas w telewizji oglądał. Na początku trochę zły byłem, bo z kim teraz będę w pokoju mieszkał? Same małolaty wzięli! Teraz się muszę się pilnować, bo mnie jeszcze z jakimi dzieciorami zakwaterują, a tego brakuje, żebym za darmową niańkę dla skoczków robił. Tak to polegać na zdrajcy ostatnim, co nawet do siedmioosobowego składu się nie łapnie. Ale potem sobie tak pomyślałem, że może i lepiej. Klakier tu z nami, nie będzie swoją lalusiowatą gębą przeszkadzał i może w końcu się głupiemu Titusowi uda wziąć do rzeczy, mimo że taki z niego Romeo od siedmiu boleści. A ja już jakoś przeżyję. Już się poświęcę dla dobra rzeczy, bo Ty znowu mnie o Baśkę nudzisz i znowu swoją pomoc oferujesz, kobiecą intuicją swoje podstępne plany tłumacząc. Ledwo mi się udało wymusić przed wyjazdem obietnicę na Tobie, że wielką tajemnicę utrzymasz i żadnych działań za moimi plecami podejmować bez mojej zgody nie będziesz! Tak to ja z Tobą mam! Oj, gdybyś Ty, kobieto, wiedziała, jaka jest prawda... Ech, no ale nic. Jeszcze ze dwa miesiące muszę wytrzymać, a potem Ci się zwierzę, tak niby przypadkiem, że się w Baśce całkowicie i zupełnie już odkochałem i będę miał spokój święty, o jakim tyle czasu marzę. Taki jest plan!
          Dojechaliśmy na miejsce, więc wyciągam szybko torbę wielką z busa i zaraz za pierwszą gwiazdą polskiej kadry, złotym Kamilciem lezę do pokoju, bo stwierdzam, że z tych wszystkich matołów, to będzie jednak najmniej nieodpowiedni dla mnie kompan. A niech sobie bachory nie myślą, nie każdy może mieszkać z Mistrzem Świata! No nie?
          - Co to masz za kask, Dejvi? – zagaduje Pan-Magister-Stoch, śmiejąc się głupio. Aż mnie w środku skręca, bo się nauczył geniusz od Ciebie i wielce zadowolony. A kto jemu "Dejvi" do mnie mówić pozwolił?! Rzucam mu więc tylko zniesmaczone spojrzenie, którym wyrażam całą pogardę i politowanie, jakim go w tej chwili obdarzam. Wyjmuję mój kask nowiutki, tuż przed wyjazdem w sklepie pod skocznią kupiony, bez żadnych logotypów pseudo-sponsora durnego, co mojego talentu zupełnie nie docenia.
          - Wypisałem się z Wagrafu  tłumaczę z poważną miną, a on tylko unosi brwi ze zdziwienia.
          No i widzisz jak to się w życiu dziwnie układa? Mieszkam teraz w jednym dwuosobowym pokoju z Twoim mężusiem i wielce się z nim koleguję. Oj, jakbyś wiedział, panie Stoch, jaka jest prawda, to byś mi pierwszy mordę obił, a nie śmiał się teraz ze mną z byle czego, jak durny.


filiżanka kawy na blacie, kurtka w szafie
gazeta w progu, ale ciebie tam nie ma
wszystko jest, ale ciebie brak


          No i przyszły ostatnie zawody z cyklu Letniego Grand Prix. Ale letnie to już tylko z nazwy, bo jak na złość ziąb trzyma, wiatr na urwanie łba wieje i tak to nas głupie Klingenthal gości. Niunio Biegunio pojechał na jakieś zgrupowanie małolatów i do nas gwiazdę Stefańcia przysłali. Miejsca u Kamila mu nie odstąpiłem, niech sobie nie myśli! Trzeba było skakać od razu jak trzeba, a nie czekać na bachorów łaskę. Ale oczywiście Kamilcio, bez przyjaciela najwierniejszego żyć nie może, bo zaraz chory byłby, więc się Hula wprowadził do nas na trzeciego, co za moimi plecami ustalili. Jasne! No, ale przecież nie będę afery robił, niech już mają. Szczególnie, że u mnie humorek wyśmienity, równie jak moje skoki.
          Po wczorajszych kwalifikacjach, jak żeśmy z Klimusiem zdeklasowali całe towarzystwo i po serii próbnej dzisiejszej, gdzie pokazałem matołom gdzie raki zimują, to mi się dziś wszyscy, co do jednego, w pas kłaniają. No, ale co się dziwić? Jak dziś tylko będą równe warunki, to będziemy walczyć, haha! Oby tylko inne talenty z naszej kadry się na mnie wzorowały, żeby żadnej buli nie było. Sam Łukasz im wczoraj powiedział! A w Wagrafie to już barany pewnie w brodę sobie plują, że taki brylant, jak ja z rąk wypuścili! I bardzo dobrze! A ja sponsora sobie znajdę nowego, tysiąc razy lepszego niż ci kalko-klepacze. No, ale dość gadania, bo trzeba na skocznię wyłazić.
          Wykręciłem tylko 124,5 metra, bo oczywiście, jak tylko na belce usiadłem, to wiatr się odwrócił do mnie dupą i tyle ze skakania. Ale dobre i to, bo szesnaste miejsce to elegancka pozycja do atakowania. Zbieram się powoli do drugiego skoku szykować, kiedy to mam zaszczyt podziwiać próbę cudownego Mistrza Świata. Oczami przewracam, jak tylko wyjście z progu widzę, bo temu się chyba pomyliło i myśli, że skocznia normalna! Jaja! Trzeba się było mnie poradzić i na mnie wzorować, jak trener mówił, a nie taka klapa i ostatnie miejsce ze wszystkich! Wzdycham i pędzę na górę, bo ktoś tu musi honoru bronić w końcu, nie? 
          Pierwszy Klimuś skacze i widać, że sobie w przerwie na kamerze u Sobczyka moje skoki eleganckie obejrzał, bo od razu druga próba lepsza! Uśmiecham się pod nosem i powoli się rozgrzewam. Kilku jeszcze i zaraz Stefańcio na belce usiądzie. Aż usta otwieram ze zdziwienia i gałki oczne trzymam, coby mi nie wypadły, bo Hula to dzisiaj wyjątkowo pohulał! 131,5 metra! Sam tyle skoczył! No jednak jest nadzieja w narodzie. Oddycham głęboko, bo jeszcze żabojad, dwóch Niemców, Roman z Czech i ja. Siadam na belce rozprężony i pewny swego, bo przecież ja tu jestem w zdecydowanie najlepszej dyspozycji, a przeszkadza tylko wiatr. A dwa razy mieć nie można pod rząd pecha, nie? Więc z progu się wybijam z całego kopyta i już sobie lecę zadowolony, bo wiem, że mi znowu wyjdzie skok pokazowy! No i pięknie, czapki z głów, bo na czele przed Stefankiem ja! Piątkę mu przybijam, przyjmując gratulacje i zmieniam Hulę na miejscu dla lidera. Ubieram zaraz kurtkę, bo czuję, że sobie tu postoję trochę. Odwracam się, a tu Ahonen przede mną stoi i marszczy brwi. Hoho, nawet wielki Janne mi przyszedł pogratulować! Dopiero mi Stefek za plecami Fina znać daje, że mam mu miejsce paradne przy tablicy prowadzącego ustąpić. No po prostu koniec świata, Ahonena przede mną sklasyfikowali! No, ale się nie będę kłócił, więc zbieram klamoty i sobie idę, czekając cierpliwe na skoki reszty matołów. Klakier mądrala ode mnie bliżej ląduje i zaraz za mną go w tabelce widać, a Ziobro to szkoda gadać. Nie mówił Łukasz, żeby na mnie patrzeć i mnie naśladować? Mówił! Więc Ziobro albo głuchy, albo ślepy! 125 metrów tylko! Nic, tylko bić brawa! Kręcę głową z politowaniem i obserwuję kolejnych w kolejce, ale patrzeć nie ma na co! Wasiljew słabo, a Gregor pierwszy talent to już porażka na całej linii! Kto widział, żeby przegrać z Klimkiem, co się ledwo do drugiej serii załapał? A niby najlepszy w historii skoków świata... No i znowu wygrywa małolat Wellinger. 
          Wzdycham, pakując torbę do samochodu, bo teraz to wielka na mnie odpowiedzialność spada przed nowym sezonem. Najwyżej z Polaków dziś byłem i wychodzi na to, że będę musiał teraz świecić przykładem wszystkim, jak nasz wielki lider genialny będzie bulę uklepywał równiutko pod sznurek. Staję sobie przy busie wyprostowany i mierzę uważnie wzrokiem każdego z matołów po kolei, jak do środka wsiadają. Dzisiaj trzech nas było w dziesiątce, a ja szósty, choć warunki najgorsze ze wszystkich miałem. Ale cóż zrobić? Mądremu zawsze wiatr w oczy. Będę jakoś musiał dać radę. 

zbyt dużo pokoju w moim łóżku,
zbyt wiele rozmów telefonicznych
 jak wszystkiego, wszystkiego
 wszystkiego, wszystkiego
 ciebie brak, ciebie brak


--
Więc już wszystko wiadomo. Pozdrawiam tych, którzy odgadli, szczególnie, że niektórzy odgadli prawie na samym początku :) 
I to jest czas i miejsce, by przypomnieć, że choć wiele jest pożyczone z prawdy, to wszystko jest oczywiście tylko napisane, tylko wymyślone. 
...
A w prawdziwym świecie bijemy dziś brawa!!!

31 komentarzy:

  1. Dokładnie w prawdziwym świecie bijemy dzisiaj brawa! Chociaż przeplatane jest z małym smutkiem o Morgiego i Kubusia. :(
    Najpierw wstęp kochana.
    Złośliwiec pokazał tym razem naprawdę mega wredną stronę. Chłopie czy ty za grosz szacunku do kobiet i tej jedynej do której wzdychasz nie wstyd ci tak traktować Baski-kujonki? :> Oj nie ładnie Złośliwcu, oj nie ładnie, a tak bardzo cię lubię! To w tym momencie masz mojego jednego minusa. Pani Idealna też byłaby niepocieszna.
    Kolejny wątek to mój napad śmiechu xD
    Najpierw w tej sytuacji: "Wykręciłem tylko 124,5 metra, bo oczywiście, jak tylko na belce usiadłem, to wiatr się odwrócił do mnie dupą i tyle ze skakania"
    Oj Dejvi, Dejvi, widzisz nawet przyroda ci daje pstryczek w nos.
    A druga sytuacja to twój wytrzeszcz na daleki skok Stefana Huli. Widzisz, Stefanek wcale takim buloklepem nie jest! Nie ładnie go tak krytykować :P
    No i sytuacja z Ahonnem xD
    Resztę wszystko pięknie ładnie napisane i cieszę się, że moje zamiary co do postaci pięknej i jej tajemniczego imienia się sprawdziły!
    Weny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Złośliwiec nie ma nic do kobiet tylko do kotów, które włażą na drzewa i nie umieją zleźć! A przecież na ratunek pojechał! I jaki on wredny? Hę?

      Usuń
    2. Wredny, oj wredny :P
      Ile się on musiał na krytykować, najęczeć, że z wielkim poświęceniem mu to wyszło ratowanie Mruczka :P

      Usuń
    3. Dobrze go nie chcieli zabić wzrokiem ;)

      Usuń
    4. Ale oczywiście nikt nie doceni, że czas swój własny, prywatny, całkiem wolny poświęcił na ratowania kota, nikt nawet nie pochwali. A co się Złośliwiec odezwie, to źle! A przecież on tylko mówił, co myśli :) Nie jego wina, że nie jest specem w kotów wychowaniu! ;)

      Usuń
    5. Oj dobra, tam dobra. już mu wybaczę, że kotów nie lubi.
      Postąpił szlachetnie i Titusowi pomógł pannę delikatnie poderwać, to co ;)

      Usuń
  2. Jakby tak mu w oczy wiało, to by kurna dobre warunki miał, więc niech nie narzeka hahaha
    No tak, czyli to już oficjalne. Szanowna Ewunia. Well. Jakby to nie mógł sobie innego obiektu westchnień wybrać.

    I normalnie za każdym razem jak tylko pojawiał się przez ten weekend na ekranie to myślałam o tobie hahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej połowa z Was tak obstawiała, więc żadna sensacja ;)

      Usuń
    2. No wiem, wiem, nie mówię, że sensacja, mój ton raczej wynika z braku sympatii wobec tej postaci haha

      Usuń
    3. Wiem, pamiętam ;) Ale cóż zrobić. Złośliwcowe serce nie sługa ^^

      Usuń
    4. No wiem, współczuję mu, ale jak sama mówisz - serce nie sługa

      Usuń
  3. Haha jak zwykle smiesznie xD ja sie smieje na caly glos a moja mama patrzy na mnie jak na wariatke,haha :D oj nasz dawidek. Czyli dobrze typowalam Ewe albo Marceline. Pozdrawiam i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty cholero jedna (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) Ja się wyrywam poprzednio, że "wiem! wiem, wiem!", bo wyniki patrzyłam, a jedenasty, kto? Rafał Śliż. No i mniejsza o to, a u jednak moja początkowa faworytka i Ewunia, więc też zgadłam XD
    No i to porównanie, że "wiatr się dupą do mnie odwrócił" Nie no - to pobiło dziś wszystko.
    Ale wybacz, ja nadal się śmieję z tego mojego Rafała XD
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie zauważyłaś, że tam jedna część była o jednym konkursie (w Szczyrku), a druga o drugim (w Zakopanem). Dlatego pisałam, że im bardziej Ty zdziwiona, tym bardziej pewna, że coś pogubiłaś. Na Rafała sama bym nie wpadła ;)

      Usuń
    2. Oj.. Nic nie poradzę na to, że jestem głupia xd

      Usuń
    3. Głupoty gadasz! A nie ;)

      Usuń
    4. Jedną wielką głupotą to Rafał był xd

      Usuń
  5. Typowałam Marcelinkę, a tu Ewcia, o!

    OdpowiedzUsuń
  6. I nawet dumna z siebie jestem, bo chociaż na znajdywaniu poszlak się nie znam i łączeniu różnych dziwnych faktów też nie, to jednak okazuje się. że jakieś tam zalążki intuicji mam. ja się po prostu cały czas trzymałam tego, co napisała Aia. że - cytuję - "w sumie ona najbardziej pod ideał podchodzi". No i tak to właśnie jest.
    Akcja z kotem była genialna. A to: "Trzeba było debila pilnować, skoro taki niedorozwinięty w rozwoju osobistym, a nie!" to już wygrało wszystko!
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc gratuluję intuicji ;) I dobrze, że kot się znalazł! Bo co by to było? ^^

      Usuń
  7. Czy ty potrafisz sobie wyobrazić co ja robiłam wczoraj na łóżku, a raczej już dzisiaj bo to było po północy...
    Kładę się i widzę , że przegapiłam rozdział... Cała ja.
    Wchodzę no i...
    Ten Kot.
    Te rozkminy czy kot może nazywać się Maciej.
    Kot na skoczni i drzewie i pierwsza gwiazda Facebooka.
    Złośliwiec jest tak idealnie złośliwy, że udało mu się, momentami nie wiedziałam już co jest o Klakierze, a co o pupilu Baśki-kujonki :D
    I biedny Titus w tym wszystkim. Współczuję dziecku, bo niedługo Maciej mu zwinie laskę sprzed nosa i będzie miał romantyk jeden<3

    I może wreszcie coś od rzeczy.
    Najpierw przez długi czas to było pewne dla mnie , że tu o Ewcię chodzi. W sumie najładniejsza ze skocznych żon. No ale potem jak wyszedł ten mężulek prawie nie ubrany to zmieniłam zdanie na Marcelę, bo ta scena mi tak idealnie przypasowała do całego Stefcia-fajtłapy. Ale widać nie wolno wyciągać wniosków, bo i pan mistrz świata w niepełnej gotowości się nam może zdarzyć.
    I dodam jeszcze, jaka ta miłość Dejviego jest w swojej złośliwości urocza. Bo on sumie jedzie po Kamilu jak po wszystkich:D I nawet razem mieszkają.
    Ściskam i chcę więcej.
    To chyba m ój ukochany rozdział.
    PS: Koty rządzą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie mistrz świata był w pełnej gotowości, tyle że do koszenia trawnika wtedy ;)
      Koty rządzą, to prawda. Oby nie tylko na drzewach, ale i na skoczni!

      Usuń
  8. No to co, Złośliwcze, gdyby to był boks, to musiałbyś mi oddać ten wydarty Kamilowi pas, bo jakby nie było, to ja wymierzyłam ten nokautujący cios :D Oczarowana jednak twoją powalającą skromnością i oślepiona nieodpartym urokiem zadowolę się kilkoma kąśliwymi uwagami i trafnymi uwagami.
    "Kooot? Na skoczni? – pyta zdziwiona. Nie no! Ona głupią udaje czy mózg sprzedała na Allegro?" - no właśnie, dokładnie takimi. Nie wiem czemu, ale przy tej pierwszej części przypomniała mi się scena z Samych Swoich i sławetne 'Wicia wierzchem jedzie. Nie może być, na kocie?' i już myślałam, ze padnę ze śmiechu, ale ta druga część po prostu mnie rozłożyła na łopatki. Powinnaś to opatentować, bo to stwierdzenie do historii przejdzie. Biedna Baśka, ale tekst genialny! No i wychodzi na to, że nie ona jednak ten mózg sprzedała,a przynajmniej nie swój. Mózg Baśki pracuje, oj pracuje i nie tylko Baśki i bynajmniej nie chodzi mi tutaj o Złośliwca, tylko o tego, o którym (wcale nie) gadam za dużo. Takkkk zaraz znów mi wyjdzie super hiper kocurowy komentarz, ale no nie mogę się powstrzymać. Po prostu nie mogę i choć ogólnie to będzie mi szkoda Krzysia, ale stwierdzam wszem i wobec, że jestem pierwsza, największą shipperką Baśki i Klakiera. Ja chcę, żeby oni byli razem - sorry Krzyś. Każda ich wspólna scena i złośliwcowy komentarz odnośnie tego po prostu sprawia, że nie mogę przestać się uśmiechać. No dobra, wszystkie złośliwcowe teksty o Klakierze tak na mnie działają, ale te o nim i o Baśce szczególnie. Także przykro mi Krzysiu, ty jesteś słodki w roli ciamajdy a nie amanta. Nawet objąć dziewczyny nie potrafi, choć nie powiem, to 'Titus z błogim uśmiechem na ustach ją nieporadnie obejmuje, jakby był na pierwszej randce w gimnazjum' było nawet urocze. Zakochany, fajtłapowaty Miętus. Co nie zmienia faktu, że i tak chce Baśki z Klakierem.
    Ok zostawiam moje kocie ochy i ahy, bo to naprawdę niebezpieczne się robi i wracam do samego Złośliwca, który biednego kota na drzewie chciał zostawić. Po uszach powinien za to dostać. Chociaż argument z ponownym wlezieniem był niezły, ale i tak biedny kociak-zwierz (żeby nie było, że ja znów o Macieju w kółko gadam). Dobrze że Krzysio się wykazał jakąś inicjatywą i po tę drabinę poszedł. No i oczywiście nie obyło się bez kompletnego rozbrojenia mnie - 'więc lecimy wszyscy, jak Żyła na mamucie w Vikersund.' Zdecydowanie kolejny tekst do opatentowania.
    No ale już zostawiam biedną Baśkę (taaa biedną, co się w ramionach Klakiera wybeczała to jej) i jedziemy na zawody, a tutaj Złośliwiec napuszony (jak wiadomo to) i po prostu już nie mogłam ze śmiechu przy tym jego 'obejrzał mój skok', 'nie oglądał mojego skoku'. Skromność to podstawa, nie ma co. No i oczywiście scena z Jaśkiem mnie rozbawiła, ale i tak mój ukochany tekst dotyczy Gregorka-Potworka. Haha, widać Złośliwiec 'lubi' go równie mocno jak my.
    Jak zawsze rozdział napełnił mnie mega dawką pozytywnej energii, za co niezwykle Ci dziękuję. Po prostu mogłabym czytać teksty tego faceta nos stop (szczególnie te o tym, którego imienia wymawiać nie wolno). Czekam więc niecierpliwie na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj jak wszyscy Złośliwcowi wierzą, że Krzyś to ciamiajda! A czy takiemu Złośliwcowi serio można tak w ciemno wierzyć w każde jedno słowo? ;) Kto kota uratował? Dejvi się nawet po drabinę nie ruszył. Fakt, że ze względów wychowawczych dla kota (żeby się pomyślunku nauczył) - no ale jednak. Więc apeluję o więcej wiary w Krzysia!

      Usuń
    2. Ale ja właśnie chcę wierzyć Złośliwcowi jeśli chodzi o Krzysia, bo ja nie chcę wiary w Krzysia, ja chcę Kota! :D - to pisałam ja, ta zła siostra bliźniaczka, która zamknęła tę drugą w lochu.

      Usuń
  9. Hahahah.. jak zawsze niektóre myśli Dawidka są zabójcze! Heh.. na przykład te o wietrze, co się do niego dupą odwrócił, hahaha.! Chyba najlepszy w tym rozdziale ;d + ta akcja z kotem, hyhy.. ;> Można powiedzieć, że cały rozdział siedziałam i śmiałam się jak głupia ^^
    NO, ALE NAJWAŻNIEJSZE!! A jednak Ewa?! :OOO Zawzięcie przez kilka ostatnich rozdziałów stawiałam na Marcelinę, a Ty mi tutaj z Ewą Bilan-Stoch wyskakujesz? XDD No, ale cóż.. nie jestem dobra w łączeniu faktów i wgl w tych sprawach, więc nie ma się co dziwić, że nie zgadałam ;p
    Czekam na nexty!!! <3

    Pzdr :3
    + zapraszam na mój nowy blog; moje-marzenie-na-emirates-stadium.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle się starałam, żeby w pole wyprowadzić, więc fajnie, że się kogoś udało ;)

      Usuń
  10. hahahah świetny rozdział ! :)
    Dawid jest super :D
    Czekam na kolejny i zapraszam
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń