2013-10-29

Odcinek 3. You're so fucking special
















unosisz się jak pióro,
 w tym pięknym świecie

jesteś tak cholernie wyjątkowa
jesteś tak cholernie wyjątkowa

       
           Byczę się w spokoju na trawie przy płycie lotniska i z zadowoleniem obserwuję helikoptery unoszące się w powietrzu, bo żaden nawet do pięt nie dorasta mojemu. Tym razem to zakup mi się udał. Ani jeden nie ma lepszego i wszystkim burakom oczy na wierzch wyszły, jak mój zobaczyli. Słońce przygrzewa coraz mocniej, więc rozkładam się wygodnie i delektuję się świętym spokojem i samotnością. Jakie to cudne uczucie, jak żadnych matołów obok nie ma i nikt nie zatruwa mi środowiska. Mogłoby być tak zawsze. Uśmiecham się pod nosem na samą myśl. W sumie to niewiele brakuje, a byłoby całkiem fajnie. 
           Wiesz, czasami wyobrażam sobie, że mnie kochasz. Pewnie byś się uśmiała, gdybyś wiedziała. Ty taka wyjątkowa, doskonała, tak cholernie idealna i taki ja. Czasami wyobrażam sobie, że specjalnie szukasz mojego towarzystwa. Że Ty mnie nie tylko lubisz. Że Ty uśmiechasz się tylko dla mnie i właśnie dla mnie przychodzisz pod skocznię. Czasami marzę sobie, że mnie potrzebujesz chociaż troszeczkę tak, jak ja Ciebie. Przecież wszystko mogłoby być takie piękne, gdyby nie on. Znowu czuję tam w środku ukłucie, więc szybko wracam myślami do Twoich ślicznych oczu zmieniających kolor w zależności od promieni słońca.
           Wzdycham cicho i właśnie wtedy któryś matoł dzwoni. Pieter! Że też akurat teraz mu się musiało zebrać na pogawędki. Wypuszczam głośno powietrze, ale decyduję się odebrać. Niech zna moją dobrą wolę. A przecież im szybciej będę miał go z głowy, tym lepiej. Mówi, że właśnie ogłosili składy kadr na nowy sezon i pyta się czy wiem. No jasne, że nie wiem, bo skąd mam wiedzieć jak leżę sobie na lotnisku? Czy ja nie mam nic do roboty, tylko siedzieć na stronie PZN, odświeżać jak głupek, naciskając klawisz F5 i czekać na decyzje?
           No więc Wiewiór mówi, że już wszystko ustalone. Trzeba przyznać, że raz w życiu pomyśleli i rozdzielili jak należy. Słucham go z niewielkim uśmiechem na ustach, a potem rozkładam się na trawie wygodnie i wystawiam facjatę do słońca, bo coś mi się od życia należy. Ale niestety. Mój święty spokój trafił szlag, bo teraz wszystkie matoły dzwonią po kolei obrażone. Tylko czemu do mnie? Co ja im poradzę? Czy ja rzecznik prasowy prezesowy jestem?
         Pan-Magister-Lider-Kadry-Stoch kręci nosem, że Stefańcia przyjaciela wiernego do kadry nielotów oddelegowali, którą durnie młodzieżową ktoś nazwał. Ze Stefcia taka młodzież, jak ze mnie ksiądz proboszcz, no ale co ja będę dyskutował? Tylko biedny Kamilek się martwi, bo z kim teraz będzie w pokoju mieszkał? No na pewno nie z nami! U nas miejsca nie ma. Wystarczy, że z Titusem muszę się użerać przez całe życie. Potem Klakier płacze, że mu brata nielota wywalili całkiem. I bardzo dobrze! Trzeba było skakać, a nie teraz żalić się na niesprawiedliwość świata. Niech mu Klakier swoje miejsce odstąpi, jak mu tak szkoda, ja nie będę sprzeciwu zgłaszał. Tyle co się z tym matołem żegnam, a Titus znowu dzwoni i jęczy, że Miętus Młodszy ze Stefciem będzie w drugiej lidze, a nie z nami. I bardzo dobrze!
           Żadnego zbędnego elementu w drużynie nie ma, żadnych małolatów i buloklepów. Jeszcze by się znalazło paru kandydatów, co mogliby wywalić, no ale nie da się ukryć, że do drużynówki się przydadzą, więc będę musiał z nimi jakoś przecierpieć. Trudno. Potem to i ja dzwonię do trenera i pytam się jeszcze o sztab szkoleniowy. Nie daję po sobie poznać, no ale się strasznie zawodzę. Żadnych zmian w naszej grupie nie przewidzieli! Po prostu idealnie! Dalej się trzeba będzie z wszystkimi burakami uganiać. Aż zęby zaciskam, jak sobie przypomnę gębę takiego Skrobota. Naprawdę łudziłem się, że mu w końcu podziękują za współpracę, ale nie. Kolejny sezon trzeba będzie znosić to jego denerwujące jestestwo. Co on się tak nas przyczepił jak rzep psiego ogona? Nie ma ważniejszego zajęcia? Raz w życiu miałem chwilę radości, jak ogłosił, że karierę sportową zakończył. Chociaż "kariera" to zdecydowanie za dużo powiedziane, chyba że w uklepywaniu zeskoku. Całe dwa dni mi dane było się cieszyć, że będzie święty spokój, aż tu ogłosili, że go najmują na serwisanta. Co to? Nikogo innego do smarowania nart już nie było? On jeden chętny? I teraz uganiaczka z geniuszami nie tylko na studiach, ale i w kadrze. A teraz się okazało, że jeszcze i w następnym sezonie. I za jakie grzechy mnie to wszystko spotyka, się pytam?


chciałbym byś chociaż zauważała
że mnie obok nie ma
ty jesteś tak cholernie wyjątkowa


           No więc mamy pierwsze letnie zgrupowanie. Nie wiem, kto mądry wybierał skocznię, no ale oczywiście nie było gadania i wszystkim do Szczyrku kazali przyjechać. Durniejszej skoczni to chyba nigdzie nie ma, więc chodzę od poniedziałku wściekły i nie chce mi się nawet z nikim gadać. Mało, że skocznia beznadziejna to jeszcze bachorów się tyle namnożyło, że się przejść nie da. Co to jest? Zgrupowanie kadry czy szkółka niedzielna dla dzieci specjalnej troski? Wielkie mi konsultacje. Na szczęście dzisiaj już ostatni dzień tej męczarni, potem znów laba, a kolejne treningi już będziemy mieć sami. Kilku idiotów mi w zupełności wystarczy.
          Chwytam narty i zarzucam na ramię, kierując się na wyciąg. Dzisiaj to się muszę uśmiechać, bo się jakiś redaktorów nazjeżdżało i do kibla nawet nie pójdziesz, bo zaraz ci zdjęcie zrobią. Klakier głupi chodzi cały wyszczerzony i sam jeden w kolejce stoi, żeby wywiadów udzielać. Nie zauważa idiota, że wszyscy i tak wolą Pietera, chociaż chory. Matoł z mokrą głową chodził i go zawiało to ma. Dwóch kroków nie zrobiłem, a już bym prawie wlazł w jakiegoś bachora.
          - Czego tu? – drę się.
          Co to? Mama nie uczyła, że się starszym miejsce robi?
          Młody patrzy na mnie przestraszony i broda mu się prawie trzęsie. Przewracam oczami i mijam go bez słowa, bo jeszcze mnie oskarżą o nagabywanie nieletnich. I na cholerę nam takie konsultacje? Bachor o połowę mniejszy ode mnie i co ja się niby od niego nauczę? Kręcę głową z oburzeniem, a po chwili to się aż zatrzymuję, bo za plecami słyszę dobrze znany piskliwy głos:
          - Cześć, chłopaki!
          Pięknie. Tylko Baśki brakowało. Mało problemów na głowie, mało nerwów tu tracę, jeszcze głupiej Baśki trzeba. Z tego wszystkiego zapomniałam, że ona w Szczyrku mieszka, więc jak wyniuchała, że my tu, to zaraz przylazła. Leci do mnie wyszczerzona i wita się wylewnie, jakbym się z nią kolegował. Nic nie mówię niemiłego, bo by to było mało eleganckie, tylko palcem pokazuję, gdzie polazł Titus. Baśka robi dziwną minę i tam idzie, a ja dopiero teraz sobie myślę, że może pierwsza kujonka do Klakiera przyszła, a ja żem z tym Titusem tak wyskoczył. No ale trudno. Wzruszam ramionami i mrużąc oczy wypatruję czy Ty się przypadkiem tutaj nie zjawiłaś. Tak, wiem, że przecież masz swoje sprawy na głowie, a nie tylko przyłazić tu i się gapić na nas. Mogłem się przecież domyślić, że Cię nie będzie, skoro i jego dziś nie ma, ale mimo to, co chwila zerkam na bramę jak durny i czekam jak na zmiłowanie.
          Wiesz, czasami marzę, że za mną tęsknisz. Wyobrażam sobie, że budzisz się rano i myślisz o tym, że mnie obok Ciebie nie ma. Tyle by mi wystarczyło. Tylko tyle, byś zauważała moją nieobecność.


ale ja jestem dziwak, ale ja jestem cudak
co ja tu do cholery robię?
ja tutaj nie pasuję
ja tutaj nie pasuję


           Łukaszowi już całkiem odbiło i teraz jedziemy do Zakopanego do muzeum na wycieczkę. Co my, cholera, w podstawówce jesteśmy? Siedzę z tyłu zły, bo oczywiście wycieczka obowiązkowa i jedziemy jak matoły wszyscy. Jeden Grzesiek się wymigał, bo on nawet w postrzeganiu Łukasza jest już dorosły i nie można go na siłę zabrać. A my nie. Zapakowali nas do busa i w najlepsze jedziemy. Nie było żadnych dyskusji, będziemy się ukulturalniać w muzeum w Zakopanem. Wzdycham ciężko i zrezygnowany patrzę na resztę buractwa. Z przodu Klakier siedzi i czyta o tej wystawie w internecie. Ten kujon naprawdę cały uhahany, a ja to bym go najchętniej zabił. To on wczoraj zaczął gadkę przy kolacji o tym muzeum, a reszta zaraz podłapała, że nigdy nie byli, więc Łukasz zarządził, że dzień wolny jutro, więc jedziemy. Jutro, znaczy się dzisiaj. Dzień wolny jak cholera, skoro durna wycieczka obowiązkowa. Co my dzieci jesteśmy? Swoje bachory by do muzeum zabrał, a nie na nas swój niedorealizowany instynkt ojcowski wyżywać. Pan-Magister-Dobrze-Ułożony-Stoch i Krzysztof-Jak-Cholera-Kulturalny-Miętus czytają przewodnik z biblioteki i chyba też się cieszą na tę wycieczkę. Nie no, ja z nimi nie wytrzymam! Wzdycham znów, ale cóż zrobię. Mnie nikt o zdanie nie pytał. Jedziemy wszyscy, zapakowani do busa i już nic nas nie uratuje. Nawet Skrobot jedzie, bo on małolat jak my i nie ma dyskusji. Będziemy oglądać jakąś durnowatą wystawę, zabawa będzie przednia, no nie ma co. 
           Łukasz siedzi uśmiechnięty od ucha do ucha,  dumny ze swojego pomysłu. Jak go to tak cieszy, to mógł sobie sam jechać, a nie nas ciągać i w dzień wolny o siódmej rano budzić. Czy ja muzeum na oczy nie widziałem? A nawet jakbym nie widział, to na pewno nie Kruczka w tym interes, żeby mnie chamstwa oduczać i do wyższej kultury zachęcać. Klakier coś czyta na głos, a wszyscy słuchają zadowoleni i głowami potakują jak idioci. A ja wzdycham.
          I wtedy dzwoni telefon Łukasza, a on odbiera z poważną miną i słucha, co Grzesiek gada. Wszyscy wiedzą, że Grzesiek dzwoni, bo trener ma ustawioną taką durną melodyjkę, co nawet umarłego z grobu by zbudziła, żeby wiedzieć, że to on. Więc w busie cisza, bo wszystkie matoły słuchają. 
          - No ale dzisiaj Prezes przyszedł na wizytację? – gada trener do słuchawki i jednocześnie macha ręką do Skrobota, żeby dureń nie przegapił skrętu w lewo. – No widzisz! Musiałem tego maila przegapić! No taka szkoda, że nas nie ma, będziesz sobie sam musiał poradzić! – mówi Łukasz w końcu do telefonu, a uśmiech ma taki chytry, że my wnet wszyscy wiemy już skąd ta nagła wycieczka do muzeum się wzięła. Wiewiór chichocze jak durny, Titus też ma banana na twarzy i wszyscy się śmieją jak najęci, nawet i ja.
          Ten nasz trener to ma jednak mózg nie od parady.

gdy byłaś tu wcześniej
nie mogłem spojrzeć w twoje oczy
jesteś aniołem
jesteś tak cholernie wyjątkowa




2013-10-20

Odcinek 2. I’d never dreamed that I’d love somebody like you














co za nikczemna gra - sprawić, że czuję się w ten sposób
 co za nikczemna sprawa - pozwolić mi marzyć o tobie
 co za nikczemne słowa - ty nigdy nie czułaś podobnie
 co za nikczemna sprawa - pozwolić mi śnić o tobie


HIM, Wicked game



          Dziś to jaja jak berety! Wymyślili, że będą mi medal dawać. Więc stoję jak kretyn na środku paradnej sali w ratuszu i szczerzę zęby, a bachory biją brawo. Najpierw gadka burmistrza, potem jakiegoś prezesa, potem drugi coś nawija, dalej zastępca wiceprezesa i prezes od czegoś tam innego. Żyć nie umierać. Burmistrz podchodzi, rękę mi ściska, grubas jeden, a potem wszyscy się rzędem ustawiają, bo będą się ze mną fotografować. Co ja, darmowa reklama przedwyborcza chodząca jestem, czy co?
          W końcu dyrektorka się do mikrofonu dobiera i chwali mnie przez dwadzieścia minut jaki to ja mądry i grzeczny w szkole byłem, i że zawsze świadectwo z czerwonym paskiem miałem. Ściema taka, że aż się kopci jak stąd do Soczi. Ten sam babon wstrętny trzy razy w tygodniu na mnie narzekał, a już nic nie pamięta i mną się chwalić to pierwsza. Więc gada tym bachorom, jakie to dobre oceny miałem, jak się uczyłem grzecznie i jak teraz na studiach sukcesy odnoszę. Ja stoję wyszczerzony, bachory biją brawo. W końcu mi dali mikrofon, więc dziękuję za medal, bo kij wie po co mi on, no ale jak dali to biorę, a grzecznie jest podziękować. Więc gadam dalej, że zaszczyt dla mnie i  takie tam, a w końcu mówię, że kiedyś to oceny miałem dobre, a teraz to lipa tylko i mnie chcą wywalić ze studiów. Bachory w szoku, burmistrz czerwony, mikrofon mi zabrali i gapią się na mnie wszyscy jak na wariata. A co ja? Nie będę przecież durnoty dzieciorom wciskał! Niech sobie Klakiera kujona zaproszą to będą mogli mu bić brawo za naukowe osiągnięcia życiowe, a nie mnie. Się nie prosiłem o żaden idiotyczny medal.
          Maskarda skończona, już mi pokazali wszystkie durne wystawy jakie w ratuszu mają, zrobili sobie zapas zdjęć na pół roku, kazali się do jakiejś księgi ratuszowej wpisać i wielce z siebie dumni, że mnie tak docenili. Przewracam tylko oczami jak po raz kolejny mnie ustawiają, wszystkie grubasy obok i znowu fotografują nas przed wejściem. Moja cierpliwość naprawdę się kończy, ale zaciskam zęby i staram się wytrzymać z tymi kretynami, bo liczę, że mnie na obiad zaproszą. Ale gdzie tam! Szkoda ratuszowych pieniędzy dla mnie, za mało by żarcia było dla burmistrza grubasa i wszystkich prezesów zastępców. Żegnają się ze mną i już jasne, że się na wyżerkę nie załapię.
          Trzaskam wściekły drzwiami od samochodu, bo pół dnia zmarnowane i już mam kluczyk przekręcać, gdy jak na złość jeszcze telefon piszczy. Smsa dostałem. Wyjmuję komórkę zły i chcę ją wrzucić do torby, ale patrzę na ekran i aż mi szczęka opada do kolan. Gapię się jak ciele na malowane wrota, bo widzę wyraźnie pięć znaków, którymi opisane jest w nim całe Twoje jestestwo! Mrugam dwa razy, ale tyle wyczekiwany napis ciągle tam jest. Napisałaś do mnie wiadomość!!! Wciągam powietrze i naciskam odpowiedni klawisz, a na ekranie pojawiają się słowa, jakie Ty własnymi rękami do mnie wystukałaś! Przeczytałam w "Głosie Podhala", że dostałeś medal za zasługi! Gratuluję!
          Gapię się jak sroka na te kilka wyrazów i gęba mi się śmieje. Czytałaś o mnie, myślałaś o mnie, napisałaś do mnie! Może bym jakiego dłuższego wywiadu im udzielił, skoro Ty czytasz?


nigdy nie myślałem, że spotkam kogoś takiego jak ty
nigdy nie myślałem, że pokocham kogoś takiego jak ty



          No i jedziemy wreszcie na imprezę do Klakiera. Titus, zdrajca, judasz ostatni, kolaborant wystroił się jak stonka na wykopki i włosy na żelu postawił jak debil. No ale co mu zrobić, jak myśli, że jest elegancki? Wzdycham tylko głośno na przywitanie i przewracam oczami, otwierając szeroko drzwi i wpuszczając go do środka. Wlazł do mojego pokoju i gleb na łóżko moje, własne, prywatne. Powstrzymuję się, by nie rzec czegoś niemiłego, bo jakby nie patrzeć to kolega mój jest, a obecnie gość, więc rzucam tylko zdegustowane spojrzenie, bo z jego strony to mało elegancko tak na cudzym łóżku się rozkładać. 
          - To nie idziemy już? – pytam w końcu, aby zasugerować, żeby się nie przyzwyczajał do leżenia. Przecież im wcześniej u Klakiera będziemy tym więcej czasu będę mógł z Tobą spędzić. Bo może już tam jesteś? – Kacper nie jedzie  –  oznajmiam, bo debil może nie pamięta. Ja pamiętam świetnie i już od trzech dni się cieszę, że choć raz melanż będzie bez tego idioty. Tak się złożyło, że ma jakiś zjazd Skrobotów wszystkich. Trzeba datę zapamiętać, bo pewnie tak co roku.
           - Na Baśkę trzeba poczekać! – mówi judasz wstręty, konfident.
           No ja chyba się przesłyszałem na amen! Jaką Baśkę?! Od kiedy Baśka kujonka z nami na imprezy jeździ? Czy ten Titus całkiem zdurniał? Mózg mu wyssało? Baśkę do Klakiera zabierać? Patrzę na niego jak na wariata pierwszego i dopiero się spostrzegam, że ciągle mam usta otwarte, więc pewnie głupio wyglądam. Wznoszę oczy ku niebu, domagając się jakieś interwencji, bo to co się tu wyrabia to o niebios pomstę woła.
          - No ale Baśka nie jest zaproszona! – przypominam twardo, bo jeszcze nie za późno, żeby ją tutaj zostawić i jechać. Titus jak coś wymyśli, to ręce opadają. 
          - Maniek mówił, że mogę zabrać osobę towarzyszącą! – upiera się tamten.
          No zlitujże się Titus! Osobę towarzyszącą znaczy się jakąś pannę, laskę, dziewczynę, a nie Baśkę kujonkę wieźć! Aleś wymyślił! Jestem oburzony do głębi, a ten się gapi na mnie a japa mu się śmieje. I wtedy mój umysł powoli zaczyna wszystkie fakty kojarzyć. Przecież Titus jest taki durny, że może on w tej całej Baśce się zakochał? I dlatego razem są w grupie i wszędzie razem łażą. I dlatego ostatnio to tylko Baśka, Baśka i Baśka wszędzie? Wzdycham głośno i wzruszam ramionami. Jak już musi, to niech ją bierze. Co mam zrobić? Już się poświęcę. Tylko sam się nią będzie zajmował, bo ja nie mam zamiaru. Przecież Ty tam będziesz, nie będę o durnej Baśce myślał. Kręcę głową zrezygnowany, a wtedy włazi pierwsza kujonka. Jak zwykle bez pukania.
          - Cześć chłopaki! – drze się od progu jak głupia i już wiem, że umrę nim do Klakiera dojedziemy. Czemu nie zabiłem Titusa jak żeśmy jeszcze w juniorach byli? Jakbym dostał 12 lat, to prawie teraz by mi się odsiadka kończyła, a jeszcze bym jaką kasiorkę zgarnął wychodząc, na dobry start.
          No i jedziemy. Baśka z tyłu gada jak nakręcona, a Titus siedzi z maślanymi oczami i gapi się za okno. Nikt więcej nie jedzie, bo małolaty wszystkie do kolokwium zakuwają, co pierwszy rok ma pisać. I bardzo dobrze, bo to nie dla dzieciorów melanż, im mniej buractwa będzie tym lepiej. Wystarczy, że z tymi pajacami wszystkimi będę się musiał uganiać i z Baśką kujonką na czele. 
          W progu już Klakier nas wita, zaprasza do środka, jakbyśmy nie wiedzieli. Skoro melanż u niego to chyba oczywiste, że do środka wejść musimy. Pierwszy Titus lezie i dopiero jak go kopię w kostkę, to matoł wpada na to, żeby Baśkę przodem puścić. Kujonka wstrętna, no ale w sumie dziewczyna i kultura być musi, a nie obciach robić przy ludziach jak ostatnia hołota. Co my kadra Austrii jesteśmy? Klakier wystrojony i dumny sam z siebie, że taki dobry z niego gospodarz. Baśkę wyściskał, choć jej nie zna, a do mnie się szczerzy głupio. Całkiem już zdurniał od tego studiowania? Przewracam oczami i idę Cię szukać, ale zaraz widzę, że Cię nie ma.


świat płonie i nikt prócz ciebie nie może mnie uratować
dziwne, co pragnienie robi z niemądrymi ludźmi
nigdy nie myślałem, że spotkam kogoś takiego jak ty


           Zerkam do kuchni, czy chociaż coś do jedzenia dobrego będzie, a tam ze cztery laski stoją i się kłócą, która jest pierwszą najlepszą przyjaciółką i która ma prawo do klakierowych garnków zaglądać. A drą się przy tym jak nienormalne, piszczą jak wariatki i jaja naprawdę. Wychodzę szybko, coby się do mnie jaka nie przyczepiła jeszcze, a w progu chwytam Klakiera za ramię i mówię, żeby tam nie szedł lepiej. Matoł nie posłuchał, to niech sobie idzie, krzyż na drogę. Krążę jeszcze chwilę po korytarzu, a ludzi przybywa i przybywa. Chodzę i rozglądam się, szukając kogoś normalnego, żeby pogadać. Dwie minuty później Klakier wraca, cały czerwony, a za nim cztery panny trajkoczące jedna przed drugą. A mówiłem, żeby nie szedł. Dopiero jego przesłodzony braciszek baby rozgonił i zarządził, która co ma robić, bo Klakier matoł sam sobie nie poradzi. Świetnie, pogratulować tylko. Nawet imprezy zrobić nie umie. Laski zniknęły w kuchni, Klakier ustawia na stole jedzenie, a ja siedzę w kącie wściekły, bo Ciebie nie ma.
          Czy po to melanż wymyśliłem, żeby siedzieć jak durny z wszystkimi przyjaciółkami Klakiera? Zawsze za rączkę trzeba go pilnować, bo sam nie wie kogo zaprosić? Tak to na debilu polegać. Titus się do mnie dosiada wyszczerzony i nalewając do dwóch kieliszków oznajmia, że pić będziemy. Patrzę na niego z politowaniem, no bo z kim jak z kim, ale z Titusem, to pić nie mam zamiaru. Jeszcze nie zdurniałem.
          - Nie piję z kierowcami – mówię, chytrze się uśmiechając, a pierwszy kolaborant tylko się krzwi. – No co? Dupę ci przywiozłem, to chyba logiczne, że ty wracasz? Przecież ktoś musi kierować!
          Dureń patrzy na mnie jakbym Amerykę nagle odkrył, a on nie wiedział. Później zerkna na swój kieliszek, na mój i znów na mnie. Ja się szczerzę do niego i gorzałkę mu zamieniam na sok pomarańczowy.
          - Zdrowie! – mówię wesoło, a matoł z przymusem się uśmiecha.
          Tymczasem szukam po pokoju Klakiera, żeby się wypytać kto jeszcze będzie. Bo przecież głupio jak zapytam wprost czy Ciebie zaprosił, bo jeszcze coś węszyć zacznie, a tylko tego mi jeszcze potrzeba. Rozglądam się, rozlglądam i oczom własnym nie wierzę. Klakier z durną Baśką na środku tańczy! Tej Baśce to całkiem mózg już wyparował, w Titusie niby wielce zakochana, a z Klakierem się obściskuje. Zdjęcie ktoś cyknie, do sieci wrzuci a Baśka kujonka jutro ryczeć będzie, jak wszystkie fanki klakierowe psy na niej wieszać będą i publicznie analizować jej wszystkie wady wrodzone. Wzdycham głośno i drę się do debila, żeby raczył zauważyć, że mam sprawę do niego. Ale nie. Musiałby sobą nie być. Siadam z powrotem wściekły i kolejny kieliszek opróżniam, bo prędzej mi kaktus na czole wyrośnie, niż od głupiego Klakiera jakiejkolwiek pomocy się kiedyś doczekam. Mnie podkusiło z idiotą interesy robić, to mam za swoje.
          - Dejvi! – słyszę wtedy głos od drzwi i wtedy to mi serce się prawie zatrzymuje na moment. Tyle co się odwracam w stronę wejścia, a już czuję Twoje migdałowe perfumy i już mi się wieszasz na szyi, witając się ze mną radośnie.
       A on stoi w drzwiach i się szerzy, durny. Jakżesz ty możesz być z takim matołem?


ten świat tylko złamie ci serce
ten świat tylko złamie ci serce 





2013-10-15

Odcinek 1. Hell is living without you
















piekłem jest życie bez twojej miłości
nie ma nic bez ciebie
dotknij mnie
niebo jest piekłem
gdy żyje się bez twojej miłości



Laba, jak wszystko co dobre, szybko się kończy i trzeba wracać do tego beznadziejnego świata. Kolejne dni mijają, a ja się czuję jakoś tak całkiem nieswojo. Pewnie dlatego, że dawno Cię nie widziałem. Siedzę w tym durnym akademiku sam jak palec, a przecież bez Ciebie to ja nie umiem nawet oddychać (jakby to powiedzieć może trochę nazbyt poetycko). Tylko co ja mam zrobić, skoro Cię tu nie ma?
Czasem naprawdę mam dość wszystkiego. Zamykam z hukiem książkę i rzucam ją na biurko. Włączam komputer i wchodzę na swój profil. Obok Twojego zdjęcia świeci się zielona lampka i przecież mógłbym ot tak napisać, zapytać co słychać, jak się masz, co tam u Ciebie. Tak normalnie, zwyczajnie,  przecież mi wolno, nie? Chociaż ja, to bym chciał Cię spotkać, przytulić, pośmiać się z Tobą... Ale niestety dni mijają, a Ty jesteś tak daleko. Nawet nie mam Cię jak zobaczyć, bo tak niby przypadkiem się nie da, skoro Ty tam, a ja tu. Wzdycham. I zanim decyduję się napisać, to już Twoja lampka gaśnie. Pewnie idziesz gdzieś i aż mnie kłuje w środku jak sobie uświadamiam, że pewnie do niego. Cholera jasna! Przecież powinien się już przyzwyczaić!
Biorę więc znowu książkę w rękę i otwieram na tym samym co ostatnio, bo przecież muszę w końcu zdać te durne egzaminy i zdobyć wszystkie zaliczenia, to skończy się to więzienie tutaj i będę mógł robić, co chcę. Tymczasem w myślach liczę dni, kiedy Cię znów zobaczę. Długo. Cholera. Coś trzeba wykombinować. 
Nie wymyślam nic innego, więc dzwonię do Klakiera. Ten odbiera po kilku sygnałach, pewnie się uczy kujon jeden i nie słyszy.
- Co jest? – pyta na przywitanie i nie da się ukryć, że mało to kulturalne z jego strony.
- A co ma być? – pytam oburzony, bo czy nie mogę, ot tak, do kumpla zadzwonić bez powodu? Zawsze z jakimś interesem? – Tak sobie pomyślałem, że można by się spotkać… –  mówię powoli, licząc po cichu na to, że on sam wpadnie na to, żeby coś zorganizować, ale gdzie tam. Musiałby sobą nie być.
- Yyyyyy – odzywa się elokwentnie, więc już wiem, że nic z tego.
- No od Egiptu, żeśmy się nie widzieli z chłopakami! – mówię jak do idioty, ale czuję, że dalej nie kuma. – Trzeba by coś wymyślić!
- Ale co?
- No jak co? No melanż jakiś robimy!
- Ale trzeba się uczyć! – protestuje matoł i dobrze, że obok go nie ma, bo by w papę zarobił jak nic. Wszyscy wiedzą, że Klakier to kujon jakich mało, ale czasem to nawet i mnie zaskakuje.
- Ty byś się tylko uczył! Jeden wieczór cię nie zbawi!
Wzdycha do słuchawki, więc pewnie myśli. I za jakie grzechy ja z takimi kretynami mam się użerać? Już bym chciał mu coś przygadać, ale gryzę się w język, bo co by nie myśleć, to muszę być sympatyczny. W końcu Klakier to ostatnia nadzieja, żeby Cię zobaczyć. 
- No dobra – odzywa się w końcu, a ja oddycham z ulgą. – Jeden wieczór może być. Ale gdzie?
Oj Klakier, ale Ty durny jesteś! Wszystko trzeba tłumaczyć jak małemu dziecku! Znowu się powstrzymuję przed zgryźliwym komentarzem i zamiast tego dodaję przyjaźnie:
- No u Ciebie!  mówię i uśmiecham się do siebie zadowolony ze swojego pomysłu. Zrobimy imprezę u Klakiera, wszystkie matoły się zjadą, ale cóż, przynajmniej Ty będziesz, bo na pewno Cię zaprosi. Ten coś wzdycha, więc szybko dodaję: – U Ciebie zawsze są najlepsze imprezy! – Bo wiem, że Klakier jest łasy na takie komplementy.
Jeszcze coś jojczy, coś tam gada, ale już wszystko ustalone. Dzwonimy do reszty.


próbowałem odejść
gdy zobaczyłem, ile czasu straciłem
głodując na uczcie



Więc wszystko zaplanowane, impreza u Klakiera w sobotę, ale do tego czasu trzeba się męczyć na tej uczelni. Dwa referaty i trzydzieści zagadnień do opracowania. Pogięło ich wszystkich równo! Czy ja nic do roboty nie mam, tylko siedzieć cały dzień w książkach? Wpisuję pytanie w Google, ale nic nie wyskakuje, bo taki durny temat wymyślili. Pięknie. Otwieram znowu mail od Baśki, licząc że znajdę tam jakieś wskazówki i już mam skrzynkę wyłączać wściekły, gdy widzę wyraźnie, że pierwszy referat się robi w dwuosobowych grupach, a drugi we trzy albo cztery osoby! To przynajmniej tyle. Swoją drogę to co to za grupa jak dwie osoby? No ale nie będę się kłócić, przecież to nie ja mam doktorat. Od razu dzwonię do Baśki, bo najlepiej będzie być z nią w grupie, kujonka napisze i po sprawie. Trzy sygnały i dalej nic. Gdzie ta Baśka polazła, że jej nie ma? Nigdy jej nie ma jak jest potrzebna. Świetnie. A jak jej nie potrzeba, to zawsze jest.  Przewracam oczami, ale patrzę, a ona oddzwania. Odbieram i się pytam o ten referat, a ona mi mówi, że już jest w grupie innej. I to z kim! A to burak, zdrajca jeden! Niech się w nos pocałuje, idiota!
- Ale jak to?! – drę się, bo przecież to ja miałem być w grupie z Baśką kujonką.
A Baśka wzdycha i mówi, że się przecież nie rozdwoi i żebym lepiej się dogadał z kim innym, podzielimy się pracą i raz dwa napiszemy. Akurat! Jeszcze nie zdurniałem całkiem, żeby pół dnia nad referatem siedzieć. Rozłączam się szybko, bo zaraz mnie szlag trafi albo piorun trzaśnie, albo jedno i drugie. Dzwonię szybko do drugiego z idiotów, bo jeszcze brakuje, żeby on sobie parę inną znalazł i zostanę na lodzie jak Zabłocki na mydle. A może już napisał i byłoby z głowy? No, ale nie, nie napisał i durny nawet nie wie, że trzeba przygotować. Wzdycham głośno, podkreślając oburzenie i uświadamiam mu, że za dwa dni trzeba oddać i że lepiej, żeby napisał sam, a ja się zajmę tym drugim referatem, co na piątek. Zgadza się po krótkim wahaniu, więc jedno z głowy. A drugi referat jeszcze durniejszy! Ale zaraz  zadzwonię do tego zdrajcy, buraka jednego, bo za ten numer co mi wykręcił z Baśką, to powinien teraz napisać z pocałowaniem ręki! Chwytam już za telefon, ale mi do głowy wpada nowy pomysł genialny! Przecież Klakier już zaliczał ten przedmiot, to może pisał coś równie głupkowatego! Dwa sygnały i odbiera. Aż mnie trzęsie jak słyszę ten jego głos przeuczony, ale muszę się opanować i być uprzejmym.
- Ty piątkę dostałeś z fizjologii, nie? – mówię na wstępie chytrze, bo pamiętam, jak on taki dumny chodził, że tak ładnie fizjologię zaliczył.
- No, a co? – pyta głupio, więc mu tłumaczę nasze straszne położenie i trochę ubarwiam nawet, żeby go wzruszyć, a on na koniec pyta: – Chcecie, to mogę was kiedyś pouczyć…
Jasne! Geniusz po prostu! Bo my mamy czas słuchać jego wymądrzań, jakby nam wykładów było mało. Ale Klakier sam nie zaproponuje, żeby się referatem podzielić albo jakimi notatkami. Więc tłumaczę jak głupiemu, a on, że nic nie pisał, ale zagadnienia ma opracowane podobne, niestety nie wszystkie, bo on miał inne, no ale że wyśle. Uf. Czekam na wiadomość i stwierdzam, że całkiem nieźle. Dwadzieścia jeden jest, dziewięciu brakuje. Uśmiecham się do siebie, bo zawsze trochę do przodu. 
O, a tu Baśka kujonka dzwoni! W idealnym momencie! Pewnie ma wyrzuty sumienia, że mnie z referatem na lodzie zostawili i bardzo dobrze. Odbieram po kilku sygnałach, ale milczę. Niech wie, że jestem dotknięty tym, że o mnie zapomnieli. Baśka jak Baśka, gada jak najęta, tłumaczy się i przeprasza, a ja słucham, bo co mam zrobić. Na końcu wzdycham teatralnie i mówię, że sobie poradzę bez nich, a nawet im wspaniałomyślnie przebaczę. Niech wiedzą, jaki jestem dobry. I że by wypadało się podzielić zagadnieniami z fizjologii. Ona oczywiście przytakuje i jak na pierwszą kujonkę przystało od razu prosi, żeby jej wysłać jej przydział. Mówię, że my we trzech już obdzieleni i że dziewięć zostało. I że ciut więcej niż my żeśmy opracowali, ale że ona zdolniejsza, mądrzejsza i więcej ma czasu, bo nie musi na treningi chodzić. Baśka coś tam mruczy nie całkiem zadowolona, no ale się zgadza, więc wysyłam punkty, co nam brakuje. A potem dzwonię do tego matoła, zdrajcy pierwszego, kretyna. 
- Siema! – mówi wesoło, no ale nic dziwnego że taki uhahany, skoro z Baśką w grupie referat robi. Każdy by chciał.
Więc mu wypominam, że konfident z niego, judasz ostatni i kolaborant, że o mnie nawet nie pomyślał i ja przez niego cały dzień nad książkami spędzić muszę. Jęczy coś, więc chyba ma wyrzuty sumienia. I bardzo dobrze! 
- A ty o niczym nie myślisz! – drę się do słuchawki. – I nawet za ciebie musiałem punkty na fizjologię opracować! Zero pożytku z ciebie i tylko pasożytować umiesz! I ciekawe kto napisze referat na piątek za nas trzech, skoro Baśki na tych zajęciach nie ma! – wydzieram się dalej, a ten już się jąkać zaczyna, więc wszystko w dobrym kierunku idzie.
- No to ja napiszę… – duka kretyn w końcu, a ja już mam banana na twarzy, bo się udało.
I świetnie. Trzeba sobie umieć poradzić w życiu.
Patrzę za okno a już ciemno. Wykończy mnie ta uczelnia kiedyś i już nic mi nie pomoże, nawet Ty. Cały dzień nad książkami trzeba siedzieć! I kto to w ogóle wymyślił?
 

w samotności czuję się jak w piekle
takim jest życie bez ciebie



...
I ruszyło. Kilka wyjaśnień na początek. Cytaty pochodzą z piosenek, do których link jest na początku. Nie zawsze to będą cytaty, czasem moje luźne tłumaczenia, więc może lepiej powiedzieć "inspiracje". Przepraszam, że dalej nie zdradziłam tożsamości narratora, ale wprost nie mogłam się powstrzymać i zdecydowałam, że jeszcze potrzymam w niepewności :)) Chociaż... domyślić się już chyba można. Aria Fresca