2014-03-03

Odcinek 20. It makes me cry

















niebo jest niebieskie
i sprawia, że płaczę
dlatego że niebo jest niebieskie



Sto trzydzieści dwa, trzy metry, może dalej i wtedy będzie złoto. Usiadł już na belce, poprawił gogle i zrobił znak krzyża. I patrzy teraz na nas, na kibiców i na cały swój kraj, który jest tam w oddali, ale on go pewnie widzi z tej góry, z tej skoczni w Soczi. Panie Dawidzie, ja tu w imieniu nas wszystkich wołam i apeluję - po złoto, po medal, dla nas dla wszystkich! Pofrunąąąąąąąąąąął! Pięknie, pięknie, jest medal, jest meeeeedal, ale myślę że jest złoooooooto! Złooooooooooty medal! 136 metrów, 136 metrów! Panie Prezydencie! Koooochamy cię! 136 metrów! Złoty medal Kubackiego na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi! Złoooooty jak jego włosy! Nie może tego skoczyć Kot! Życzę mu tego, niech skooooczy! Poczekam, przeproszę państwa, ale wydaje mi się, że nie może skoczyć! I taaaaaaaaaaaaaaaak! PREZYDENT RZECZYPOSPOLITEJ DAWID KUBACKI ZŁOTYM MEDALISTĄ OLIMPIJSKIM! Jak on to zrobił?! Jak tego dokonał?! Nie wierzyli niedowiarkowie, nie ufali, a on to zrobił! Zrobił to na naszych oczach, tworząc historię pokoleń. Bo kiedy wcześniej prezydent państwa wybrany w demokratycznych wyborach przez aklamację wygrał zawody sportowe? I to nie byle jakie zawody podwórkowe! Konkurs olimpijski wygrał! Zdobył złoty medal! Szanowni Drodzy Państwo, z radością przychodzi mi poinformować, że udał się nam wyjątkowo ten nasz Prezydent, lepiej nie mogliśmy wybrać nikogo. Niech się przyzna ten jeden jedyny, co na niego nie głosował!!!
          I stoję sobie na podium dumny z siebie i z kraju, a w tle brzmi najpiękniejsza melodia, znaczy się Mazurek Dąbrowskiego. Ja w garniturze elegancko z głową uniesioną, bo niech teraz przyjdzie tu jakiś Barack czy inny Obama i niech mówi, że ja niby na urząd głowy państwa jestem za młody. A co mam zrobić jak wszyscy we mnie tak wierzą i cały kraj, cała historia w moich rękach i w moich ramionach? Z kariery mi kazali rezygnować, a widać zupełnie, że moje wszechstronne zdolności i talenty to tylko pomagają działać na różnych polach! A Pan Bóg sam mówił, że grzechem jest talenty własne marnować! Więc stoję na baczność z głową uniesioną i widzę tam na dole jakie wzruszenie w oczach trenera i całej drużyny. Nawet Klakierowi oczy się śmieją co obok stoi, bo już to złoto przeżałował. Taka historyczna chwila, że ach! Powiewa ta nasza flaga na maszcie, a ja śpiewam, na całe gardło śpiewam. I nagle hymn się przerywa jak hejnał z wieży Mariackiej w Krakowie od strzały złego Tatara.
          - Muuuuuuustaf! Wstaaaaaaaawaj! – się ktoś drze nade mną niemiłosiernie, zupełnie nie w takt.
          Otwieram oczy i widzę Klemensa, a wszystko mi się jak puzzle składa w jeden obraz. No tak! Mnie pokarało kolejny raz za niewinność zupełną i muszę z małolatem nadgorliwym znowu mieszkać, któremu się naprawdę nudzi rano i pierwszy zawsze gotowy do drogi, a ja muszę przez to cierpieć zawsze i wszędzie. Szarpie mi matoł ramię, więc nic nie zrobię, muszę wyleźć spod kołdry i się w garść zbierać. Młody gada, że od czterdziestu minut mnie próbuje obudzić, a ja nic i że on już gotów całkiem na trening wyszykowany i że trzeba iść. Więc wzdycham i lecę za nim raz dwa, bo ja zupełnie nie kumam, co on taki nadaktywny od rana? Nie słyszał, że upierdliwość to gorsza od faszyzmu? No i pięknie, bo teraz stoimy przy busiku z Klemensem jak debile, bo jeszcze nikogo nie ma. Nie dało się jeszcze te piętnaście minut dłużej pospać, skoro inni i tak się spóźniają, a sen proroczy miałem taki idealnie doskonały? A tutaj to nawet trenera niestrudzonego ciągle nie ma, ani nikogo, a my jak z piórem w tyłku żeśmy lecieli na urwanie głowy korytarzem. Świetnie. Łypię spode łba na to wyrośnięte dziecko, a zaraz kładę torbę na chodniku, bo nie po to wstałem o poranku z kurami, żeby teraz na durnotę czas cenny marnować. Siadam na torbie, opieram się o ścianę, nogi wyciągam przed siebie, a na uszy zakładam słuchawki. Wyjmuję z plecaka kupioną przed wyjazdem książkę w księgarni na przecenie i otwieram na stronie numer trzy, czyli tam, gdzie skończyłem, aby elegancko naukę rosyjskiego kontynuować. Bo przecież wyjazd się zbliża i żarty się skończyły. Trzeba się szykować.
          - Szto eta? – dukam, bo alfabetu się uczyłem całą drogę, ale dalej mi długo schodzi, bo każdy dziwny znaczek muszę sprawdzać w tabelce jak się czyta. – Eta kot...
          Świetnie! Będę umiał w Rosji przedstawić wszystkim Klakiera! Porządny ten samouczek wymyślili, od razu przydatne informacje już od pierwszej lekcji! Uśmiecham się do siebie i zerkam na stronę tytułową, bo może jakiś mail do redakcji zamieścili, to bym im napisał list z gratulacjami. Ale nie ma. Otwieram książkę tam, gdzie skończyłem, ale nic mi nie jest dane nowego się nauczyć, bo słyszę:
          - Dawid? A jak oni bez nas pojechali? – gada do mnie małolat.
          Mnie po prostu ręce opadają, żeby komentować. On serio myśli, że Łukasz to taki durny, że by nie zauważył, że najlepszego zawodnika, czyli mnie, w zespole nie ma? No ale zerkam na zegarek i rzeczywiście dziwne, bo już 20 minut minęło, a nikogo dalej nie ma. Że ci debile śpią i zapomnieli o treningu, to można by się spodziewać, ale Kruczek by sobie takie jaja robił? No nic, pożyczam telefon od Klemensa, bo co będę sobie rachunku roamingiem nabijał i dzwonię do Twojego Kamila. Pierwszy, drugi, piąty, dziesiąty sygnał i dopiero Pan Magister odbiera.
          - Halo? – wołam. – Bo my tu z Klimusiem czekamy, a nikogo nie ma!
          - Dawid? – pyta się geniusz głupio.
          - Nie, baranie! Prezydent!
          - Ale gdzie kto czeka, jak wyjazd dopiero za 40 minut? – stwierdza Pan-Mistrz-Super-Stoch cicho, a potem słyszę, że ziewa. – Myśmy z Jaśkiem dopiero wstali.
          - Jak za 40 minut?! – drę się, bo tu ze mnie ktoś struga durnia jak ołówek. Wyraźnie ogłoszone i napisane było, że o 9:00 każdy jeden ma stać gotowy przy samochodzie, a jest dwadzieścia po!
          - No o dziewiątej. Jest ósma dwadzieścia, a więc za czterdzieści minut – tłumaczy nasz główny Mistrz kadrowy i pierwszy od zbiórek specjalista, a ton ma taki, jakby pouczał przedszkolaka średnio rozgarniętego, więc ja ze złości już ledwo oddycham. I wtedy słyszę, że ten matoł pierwszy i burak, Ziobro, co się znowu wepchał bezczelnie do pokoju Kamila, nikogo o zdanie nie pytając nawet, się jak głupek do sera śmieje. No ubaw po pachy, taki z niego żartowniś i kabareciarz! Zaraz się okazuje, że po prostu matoły nam zegarki przestawiły, bo taki genialny dowcip wymyśliły, że nic tylko im powinni Oskara jakiegoś przyznać albo Nagrodę Nobla w dziedzinie wybitnej inteligencji liczonej od tyłu. Zupełnie nie rozumiem za jakie grzechy ja muszę się cały czas w życiu mieć pod górkę i z idiotami się męczyć jak Syzyf, co pcha skałę na górę? Gdyby nie moja odporność psychiczna to bym po prostu usiadł i płakał, bo tyle co ja się namęczę, a dalej nic z tego nie mam. I nic już mnie nie cieszy ani niebo, ani ziemia.


wiatr jest silny
i zdmuchuje mój umysł
dlatego że wiatr jest silny



          Pewnie. Nie ma jak wymyślić zawody na skoczni mamuciej tuż przed najważniejszą imprezą całego sezonu i czterolecia. Umysł to mają wyjątkowo sprawny te wszystkie mądrale, nic tylko im klaskać z gratulacjami. Sami by sobie wyleźli i usiedli na belce na chwilę, to byśmy się przekonali, czy by zawody na tym całym Kulm były także i w przyszłym sezonie. No ale jak będziesz z matołami dyskutować. Żeby nas rozregulować to sobie wymyślili sposób genialny, a oczywiście nasz trener nic nie protestuje i problemu żadnego nie widzi. Świetnie. Ja to sobie poradzę, ale inni?
          Siadam na belce i jak patrzę w dół, to aż mnie ściska w żołądku trochę i to wcale nie temu, że za dużo zjadłem na śniadanie. Bo coś mieliśmy z Klimusiem przez 40 minut robić? Ale nie martw się, Kochana, nic mi nie zaszkodziło tylko taka duża skocznia, jak się siada pierwszy raz w sezonie, to robi mocne wrażenie. Wiedzę strasznie długi, stromy rozbieg, a potem tylko leci dół. Śniegu za dużo nie ma, tylko na samej skoczni, więc zewsząd przebija się brzydka, brudna trawa i brunatne drzewa. Za pięknie to nie jest. Czuję lekkie napięcie, nie żeby strach, ale taki lekki stres to jest. Ale potem się odpycham i jadę, więc w sumie nie ma wyjścia już innego. Zjeżdżam. Rozpędzam się więc jak samochód wyścigowy Klakiera, później z progu w ułamku sekundy się do góry wybijam i potem lecę w przód. I zdradzę Ci, że ten krótki lot, to zupełnie wynagradza mi z nawiązką wszystkie trudy i smutki z każdego szarego dnia życia. Tego nie da się opisać i wyjaśnić po ludzku, ale jak sobie wyobrażałaś kiedyś, co czuje taki drobny ptak albo delikatny motyl, to właśnie jest tak. Przez te kilka sekund jesteś w niebie, na szczycie świata i na najwyższym stopniu podium równocześnie. Wiatr mnie niesie i czuję się jak lekkie piórko albo jak wirujący liść. Kiedy tak frunę, to jakbym widział i miał w ramionach Ciebie. Stałaś kiedyś na szczycie statku, unosząc ramiona w powietrzu jak na Titanicu? Albo na wierzchołku najwyższej góry w okolicy? Albo na tarasie Wieży Eiffla? Pewnie Cię nie zabrał nigdzie, burak... Ale jeśli czułaś się kiedyś najbardziej szczęśliwa na świecie, to wiedz, że my się tak czujemy, gdy suniemy po błękitnym niebie. Jak chcesz, to mogę Ci ten skok zadedykować. Całe 194,5 metra! Tyle samo, co ten Twój cały mąż.
          Drugi skok nie wychodzi tak fajnie, ale nie jest też całkiem źle. Dalej od Klimusia i Żyły, a o niebo lepiej od głupiego Klakiera. Przebrałem się, a ponieważ żadnych moich kadrowych matołów nie ma, to biorę do kieszeni trochę wafelków od sponsora i idę do Niemców, bo co będę robił sam. A tam obok stoi telebim to sobie z nimi pooglądam. Opieram się o plastikowe pudło, co oni to szumnie zwą szatnią, nogi skrzyżowałem i sobie ciastka zajadam. Niemców nie widać za bardzo, jeden Rysio stoi na środku, a wokół się zebrało towarzystwo dosyć międzynarodowe. Ramionami wzruszam, bo co się będę nimi przejmował? Prym to wiedzie Goldi, co tu robi za maskotkę od organizatorów. Stoi i głośno komentuje jak największy znawca. Teraz to już dopiero kumam, czemu plemienia germańskiego całego nie ma. Bo oni tam skaczą wszyscy jeden za drugim po kolei! Zaraz za Ziobrą się będzie popisywał ten cały śmieszny Kraus, potem się wepchał ten Peter ze Słowenii, a dalej znów ten najurodziwszy z nich Freund i na koniec Wellinger, co aż dziw, że mamusia mu pozwoliła tak wysoko wyłazić samemu i skakać. Małolat wyciągnął 183,5 metra, więc trzeba przyznać, że całkiem nie najgorzej jak na takiego dzieciaka.
          Nagle słuchać głośny jęk zgromadzonych, a mi akurat Misiek Neumayer łbem wielkim jak sklep ekran zasłonił, więc nie wiem co jest grane. Dopiero powtórkę widzę i aż usta otwieram na oścież, bo tak mnie wgina na pół. Ślinę przełykam i gapię się w telebim jak galareta, czekając na jakiś Morgiego chociaż jeden jedyny ruch! No weź Thomas, hej! Wszyscy milczą, podobnie jak cała publiczność, a mi serce bije, jak bęben w wojsku albo zegar z kukułką w południe. Bo przecież ten Morgi to taki fajny gość! A cholera jasna i zielona kalarepa! Przecież jakby nie był fajny to i tak żal aż serce ściska, żeby tak spaść jak stara kukiełka, jak brzyda lalka, jak zestrzelona kaczka głową w dół! I wiesz, Moja Droga, to są właśnie takie chwile, że sobie przypominasz, że jesteś zwykły ułomny człowiek, a nie ptak. I gdyby nie ta szczypta nieba w powietrzu, gdyby nie ten powiew wiatru, gdyby nie ten niewytłumaczalny boski czar, to żaden z nas by nigdy więcej tam na górę już nie wlazł. Rozumiesz? Ale chyba w każdym z nas jest trochę z szaleńca, bo przecież nie mija długi czas, a po pięćdziesiątym dziewiątym Morgensternie rusza zawodnik numer sześćdziesiąt, sześćdziesiąt jeden i sześćdziesiąt dwa, a wśród nich Kamil, Twój mąż.
          Wpatruję się w ten mały punkt na szczycie wielkiego rozbiegu, wiedząc że to on. Nie jestem w stanie dostrzec jego ruchów, ale mogę je wymienić z pamięci, bo przecież doskonale je znam. Sprawdza wiązania, zapięcia, najpierw prawe potem lewe, poprawia rękawy, dyskretnie robi znak krzyża, bierze oddech i sprawnym ruchem siada na belce, kierując skupiony wzrok w dół. Poprawia gogle, opiera dłonie po obu stronach uda. Wie, co stało się kilkanaście minut wcześniej? Jest w stanie wyrzucić to ze świadomości, wyłączyć tę czerwoną lampkę z tyłu głowy? A może myśli o Tobie i o Twoim strachu o niego? Boi się? I w tej chwili ten każdy drobny ruch ma takie ogromne znaczenie, jakby od jednego gestu zależał cały świat. Łukasz daje sygnał i on już jedzie. Ta chwila się dłuży, ale co ja Ci tłumaczę, przecież Ty to w takiej chwili wiesz najlepiej na świecie. Patrzę, patrzę i wstrzymuję oddech, ale gdy tylko na niebie pojawia się jego nienaganna, wręcz książkowa sylwetka, to już wiem, że on w tej chwili się czuje jakby jego kombinezon składał się z piór. I jestem pewny, że jak każdy z nas, dla tej jednej chwili w powietrzu będzie gotów kolejny raz postawić na szali cały świat.
          I dopiero wieczorem, gdy Klemens się kąpie, a ja już kładę się spać, to wszystkie emocje puszczają i przez krótką chwilę ryczę jak dziecko w poduszkę. Zawaliłem ostatni skok i nie będzie mnie jutro w konkursie.


świat jest okrągły
i to mnie nakręca
dlatego że świat jest okrągły



          No i cóż. Ciężko mówić, że Kulm jest dla nas szczęśliwe, ale narzekać na pech, biorąc pod uwagę to, co spotkało Thomasa, to w naszym przypadku byłby grzech. Mało sobie poskakałem, bo wczoraj ani raz, a dzisiaj się zakwalifikowałem, no ale do rundy punktowanej zabrakło. Coś poszło nie tak. Specjalnie bym się nie martwił, bo na szczyt formy to przecież jeszcze jest czas, gdyby nie to, że podsłuchałem, jak Sobczyk gadał z tym baranem Skrobotem w przerwie, że jak się nie obudzę, to do Soczi nie ma mnie co brać. Gdyby nie to, że ubytków słuchu nie mam, bo mi badali ostatnio każdą część ciała na glanc, to bym pomyślał, że coś źle usłyszałem. Rozumiem, że Skrobot to matoł, no ale sądziłem, że Grzesiek jako zastępca trenera to trochę pomyślunku ma. Całe szczęście, że głównym szefem to jest Łukasz. No ale taki mi zamęt do umysłu zasiali ziarnem wątpliwości, że teraz to zacząłem się lekko obawiać i na nic, że sobie powtarzam: "Spoko Kubacki, rób swoje, a nie się martw!". 
          Teraz sobie stoję przy wyjściu z zeskoku po prawej stronie z boczku, specjalnie daleko od stanowiska telewizji. Bo dziś się matoły wyjątkowo uparły i męczą, i ślęczą nas czy czujemy rywalizację wewnętrzną i jak sobie radzimy z presją, że nie każdy pojedzie. Takim redaktorom to powinni zrobić casting i wybrać ograniczoną reprezentację na wyjazd, to by sami zobaczyli jak to jest, a selekcja umysłowa by się wyjątkowo przydała w ich gronie. Ja czekam, bo mnie ciekawi jak skoczy Klemens smarkaty. W pierwszej serii i Klimcio, i Klakier są wyżej niż pan Ja-Tylko-Robię-Swoją-Pracę-Stoch. Na razie latają inne matoły, więc ja się dyskretnie rozglądam i tylko zioram, jak maglują przemądrzałego Ziobrę, co luz wiadomo w której części ciała ma. Wczoraj to było trochę spokoju, bo się talenty zajęły historycznym wyczynem Noriakiego, co jest starszy od naszego własnego trenera, a skacze dalej i na dodatek z całym towarzystwem wygrywa, a dziś od rana znowu jak katarynki, że tylko Soczi, Soczi i Soczi, no i najważniejsze: KTO?! Ciekawe czy buraki choć na mapie sprawdziły, gdzie to Soczi jest, czy ciemnotę wciskają ludziom i non stop bez sensu trują łeb. O! Jest Pan-Kamil-Super-Star!
          - Dobrze jest! – klepię go po plecach, bo wyszedł mu całkiem fajny skok.
          On nawet kasku nie ściąga, tylko od razu odwraca się na skocznię, bo lecie nasze reprezentacyjne złote dziecko utalentowane, a prywatnie moje utrapienie pokojowe. Wychodzi z progu i już widzę, że to nie to. Skończyło się rumakowanie. Młody skacze tylko 162 m. Nie jest ostatni, bo ostatni to jest Ziobro, nasz osobisty znawca krzeseł i szaf. No ale dosyć mocno w klasyfikacji spadł.
          - Nie martw się! – wołam pokrzepiająco. – Zawsze lepiej niż wczoraj...
          Krzywi się tylko Klemens i wzdycha głośno, więc chyba tak nie do całkiem rozsądnie żem ten wczorajszy konkurs przypomniał. Wczoraj dziecko było ostatnie, a jakby było mało, to jeszcze go zdyskwalifikowali. Nic do mnie nie mówi i zero wdzięczności za moje wsparcie. Nie, to nie. Ze mną nie chciał gadać, więc teraz ma, bo zrobił dwa kroki i przed kamery buraków wpadł, ha, ha.
          Ostatni z naszych Klakier skacze. Waham się czy czekać, czy iść, ale widzę tam gębę wyszczerzoną geniusza Szczęsnego, co tylko się czai, żeby mnie złapać i śmieje się do mnie porozumiewawczo, więc od razu decyduję, że tak mnie frapuje skok pierwszej gwiazdy Facebooka w polskiej kadrze, że nijak odejść nie mogę, ani na krok. I oczy wznoszę ku niebu niebieskiemu, bo uwierzyć nie mogę, że takie rzeczy się dzieją, a Nikt z góry nie reaguje i dalej dziennikarze wielce z siebie zadowoleni uprzykrzają nam życie i czas. I jak my się mamy przygotować mentalnie do zawodów, jak budować ducha w drużynie i dbać o wysokie morale, jak taki dureń jeden z drugim sprawia, że wszystko na raz chce trafić szlag? Nie mają jakiegoś szkolenia obowiązkowego w tej Rosji czy co? Co później zrobią, jak nagle nie będzie działał sprzęt? Oczywiście będzie alarm i dopiero wtedy galop do roboty, a teraz nikt nie pomyśli, żeby zawczasu zadbać i dopilnować wszystkiego na miejscu, ale co? Ja mam ich uczyć rozumu?
          Wzdycham głośno i jak tylko Klakier ląduje, to obracam się na pięcie i idę, bo już nie ma co oglądać. Popisu świetnego nie było, mądrala spadła w tabelce aż za Stocha, więc wszystko wraca do porządku. Wzdycha jeszcze teatralnie, żeby pokazać jaki to on ma apetyt i talent, ale ja liczę, że teraz wszystkie matoły do niego polecą z mikrofonami, a ja tymczasem sobie myknę niepostrzeżenie z drugiej strony. 
          Pogoda swoją drogą jest piękna, chociaż trochę wiosenna, co nieco dziwić może w środku zimy. Ciekawe jak będzie w Polsce. Jedno jest pewne. Będziesz Ty.

miłość jest stara
miłość jest młoda
miłość jest wszystkim
miłość jest tobą, kochanie
miłość jest wszystkim


--
Początek dedykuję Anonimowej, której komentarz zainspirował ten fragment :) 
Dzięki temu mam nadzieję, że nie jest bardzo smutno. O tyle nam łatwiej, że wiemy, że Morgi to super mocny gość! 
Tym razem wyjątkowo polecam piosenkę przewodnią. Moje niedawne odkrycie!
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za wszystkie komentarze,
Aria F.


34 komentarze:

  1. No no pierwsza jestem ! :D Rozdział świetny i zabawny jak każdy na tym blogu :D Niezłe teksty tu padły. Najbardziej podobał mi się o Andim moim kochanymb:D <3 Pozdrawiam i weny;* Dzis albo jutro zapraszam do mnie na newsa ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny sen Dejvi, piękny sen!
    I od razu aż dziw bierze, że u ciebie brakło piosenki "śmierć budzikom" bo na jego miejscu bym je młotkiem zatłukła i kolegów przy okazji :D
    Swoją drogą opis latania w powietrzu i ten wypadek przy Morgim to po prostu majstersztyk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A strasznie się z tą częścią namęczyłam!

      Usuń
  3. Rozdział jak zwykle super!
    Twoja wena jest po prostu rozwalająca :P
    Rozumiem, że następne rozdziały już z Polski? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem będzie Wisła :) Doczekaliśmy się!

      Usuń
  4. hej :) cudowne opowiadanie, świetny styl pisania, ciekawie to wszystko ubierasz w słowa będę tu zaglądać, jeżeli masz czas i ochotę to zapraszam do mnie, opowiadanie o Andreasie Wellingerze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No bo ja go <3 :D Wpadaj do mnie bo newsa właśnie wrzuciłam :) Pozdrawiam i zostałaś nominowana do : http://love-never-eding.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale nie biorę udziału w takich zabawach ;)

      Usuń
  6. Wisła, Zakopane <3 Ciekawe co tam wymyślisz :)
    Potem jeszcze jeden konkurs i Sochi !! Tam też moze być ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie się skupiam na Wiśle i Zakopanem. Mam już parę pomysłów ^^

      Usuń
  7. Dejvi na prezydenta hahahahhahah xD Piękna wizja nie ma co, piszę się na to, już ma mój głos na wyborach jak już bd mogła głosować :D Taki sen a go tu Klimek bezczelnie budzi i jak tu z takimi wytrzymać w jednym pokoju, człowiek nawet sobie nie może w spokoju pomarzyć :D Takie żartownisie no proszę, zabawa must sein i to znowu kosztem wiecznie pokrzywdzonego przez los Dzióbao hahhah xD Nikt nie myśli,nie dba o ich zdrowie i na mamucie zawody organizuje, a potem takie efekty, tu się muszę z naszym bohaterem zgodzić.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym była oburzona, gdyby ktoś obudził mnie w takim momencie! A potem by się okazało, że mogłam spać godzinę dłużej!

      Usuń
  8. Dawid jako prezydent? Czemu nie, na pewno ortografia lepsza niż u Komora. :D Wizja piękna, mielibyśmy latajacego prezydenta! Ale fragment o Morgim ciężko mi było czytać i to wszystko sobie przypominać, ale jak sobie pomyślę, że z tego wyszedł to jakoś mi lżej. Nie mogę się doczekać reakcji Dejviego na wieść, że to on leci do Soczi, a nie jego pokojowe utrapienie Klimcio. I oczywiście chłopaki takie dowcipnisie im musiały zegarki poprzestawiać, biednemu Złośliwcowi to zawsze wiatr w oczy i mannerów niedostatek.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Mądremu zawsze wiatr w oczy i całkiem pod górkę zawsze i wszędzie.

      Usuń
  9. Już myślałam, że będzie sytuacja rodem z 'Kevina', ale jednak wychodzi na to, że trzeba by zainwestować w jakieś porządne budziki dla nich - przynajmniej dla tej dwójki. Nakręcałby takie coś Kruczek każdego dnia i od razu miałby i kontrolę i pewność, że się mu te skakajce z łóżka zwleką o czasie.
    A nie będą w zamian obżerać przez czterdzieści minut. Nadmiar czasu był zresztą w tym przypadku bardzo kiepskim argumentem, bo równie dobrze mogliby sobie pobiegać. Jak nie na zewnątrz, to po korytarzu.
    Można? Można!
    Pozdrawiam.
    [piec-sekund]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... jakoś tak nie pomyśleli o bieganiu ^^

      Usuń
  10. Ha Dawid prezydentem... tego jeszcze nie było:)) I tak akcja z budzikiem, chłopcy by nie byli sobą jak by czegoś nie namieszali, a cierpi na tym kto? Dejvi oczywiście:D
    Świetny rozdział:)
    Pozdrawiam:D

    http://koty-chodza-wlasnymi-sciezkami.blogspot.com/
    http://orlykruczka2.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne. Zawsze wszystko przeciwko Dejviemu, a potem z pretensjami do niego...

      Usuń
  11. Hhaha.. gdybyś widziała moją minę gdy czytałam początkowy fragment o.O. Ale to tylko seeen ;/ Ach, no i ten budzik, biedny Dejvi. Ach, i ten fragment o Morgim!<3
    Kurczę, nie umiem nawet nic porządnego napisać, więc kończę ten jakże 'długi i interesujący' komentarz.

    PS. u mnie siódemka, jakbyś jeszcze nie czytała:**

    OdpowiedzUsuń
  12. Mimo że jest złośliwcowo i w ogóle super, to smutno jest. A jeszcze jak sobie pomyślę, że muszę wypadek Morgiego też u siebie jakoś zorganizować, to mi się w ogóle słabo robi.
    Mnie się tam budzikowy dowcip podoba ;P nie wiem o co się Dejvi rzuca ;) Przecież jak się wcześnie wstanie to dzień od razu dłuższy i w ogóle... Pomińmy to, że się człowiek nie wysypia ;P
    A sen - no cóż, w sumie mógłby się zmienić w rzeczywistość ;)
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutno, smutno. Trochę się namęczyłam, żeby nie było straaaaaasznie smutno, ale i tak jest smutno. Ale my już wiemy, że Morgi wróci :-) Taka mała przewaga.

      Dowcip sam w sobie genialny :D Szczególnie jak dotyczy kogoś innego, a nie nas :D

      Usuń
  13. Ja wiem, że tutaj Dejvi-Prezydent ze złotym medalem, dowcipni wielce koledzy, biedny Morgi i w ogóle, ale wiesz co skradło moje serducho. Wiesz? Oczywiście, że '- Szto eta? (...) – Eta kot... Świetnie! Będę umiał w Rosji przedstawić wszystkim Klakiera!' :D:D:D Taka mała Klakierowa wzmianka, a ja cieszę się jak głupi do sera... yyy, to znaczy do monitora się cieszę. No i jeszcze w tym dawidowym śnie to Klakier ze srebrem przecież - chyba dobrze zrozumiałam. Oooo tak, takie Sochi bym chyba nawet polubiła. To znaczy niekoniecznie, gdyby to prawdziwy Prezydent, ale.... aaaa nie, wyobrażenie sobie naszego prawdziwego prezydenta skaczącego na nartach jest zbyt komiczne. Wystarczy Dejvi w tej roli, żeby mi się japa śmiała, jak do tego Eta kot :D De4jvi ja bym na ciebie na pewno głosowała! W każdym razie ciekawe sny ma pan Złośliwiec, takie podkreślające jego skromność :P No ale podobno sny często odzwierciedlają nasze marzenia, więc dawaj Dejvi, kilka głosów już masz na pewno, trzeba tylko jakąś kampanię przeprowadzić.
    Pomysł z przestawieniem budzika. Ojjjjj chyba bym zamordowała takich dowcipnisiów. W sumie jak oni tam tak czekali i czekali, to byłam pewna, że pojechali bez nich, albo Klimek coś pokręcił. No a tutaj większa akcja. Panie prezydencie Kubacki - współczuję takich dowciapnych kolegów.
    Morgi.. eh Morgiego chyba pominę. Choć przyznam, że cudownie to opisałaś. Nie jakoś tak melodramatycznie, tylko tak z wyczuciem i bardzo refleksyjnie. Piękne było to wplecenie odczuć Dawida na temat lotu oraz te jego myśli na temat Kamila tuż po wypadku. Najbardziej rozrywająca serce była jednak scena, kiedy Dejvi się popłakał. Naprawdę śliczna, choć bardzo smutna była ta część. Takie ukazanie, jak bardzo oni igrają z własnym życiem, jak niezwykle niebezpieczny jest to spot, a jednak z drugiej strony całe to jego piękno. To uzależniające uczucie wolności i lotu w przestworzach. Coś dla czego warto zaryzykować.
    No to Morgi teraz się kuruje, a my ziu do Polski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zrozumiałaś. Złośliwiec sam nie wie czemu akurat jego pokrętny umysł postawił Kocura na drugim miejscu podium :D Taa, a poza tym, to z Dejviego się śmieją, a potem pojadą do Rosji i ani be, ani me, a Dejvi błyśnie "Eta kot" i będzie wszystko wiadomo.

      I dziękuję za komplementy o tamtej części. Trudno było znaleźć klucz do tego jak opisać, bo tutaj jest nieustanna komedia, więc ciężko wyskakiwać z poważnymi rzeczami. A czasem trzeba.

      Pozdrawiam i dobrej pogody w Zakopanem!

      Usuń
  14. Początek - mistrzostwo.
    Fragment z Morgim - mistrzostwo.
    Cały rozdział - mistrzostwo.

    Swoją drogą to naprawdę zazdroszczę Dawidowi takich snów, ja rzadko pamiętam co mi się śni. I ubolewam nad tym straszliwie. Ale skaczący prezydent - czemu nie! Taka wizja jak najbardziej mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nigdy nie pamiętam, co mi się śni. Ale może i lepiej.

      Usuń
  15. Hah Kubacki prezydentem? To musiałoby być interesujące ;D Choć przyznam, że w tym momencie ciągle miałam przed oczyma skaczącego Komorowskiego xd Czyżby Dawidowi po upadku Thomasa...zmiękło serduszko? ;o
    Rozdział jak zwykle rewelacyjny! Pozdrawiam i życzę duuuużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo spodobał mi się twój blog, dlatego postanowiłam nominować go do Liebster Blog Award na moim: http://skokwprzeznaczenie.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyróżnienie, ale jak już wspominałam wcześniej nie biorę udział w takich łańcuszkach ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  17. Ach, ten Klimek. Najpierw budzi Dawida z przepięknego snu, a potem przeszkadza uczyć się ruskiego. Że też Dawid musi z nim dzielić pokój. No, ale że prezydent aktywnym sportowcem??? No ja nie mam nic przeciwko, żeby Dawid został prezydentem.
    Ale te duże skocznie nie są wcale takie złe, przecież. Kąciki ust mi się podniosły jak nasz Złośliwiec powiedział, że matka Wellingera pozwoliła mu wejść aż tak wysoko, haha. A potem wspomnienia wróciły. Ten upadek. Dla mnie Thomas jest genialnym człowiekiem i się bardzo przejęłam tym i poprzednim upadkiem. A teraz wszystko wróciło.
    Szczęsnego to chyba nikt nie lubi. Biedny ten nasz Dawid. Tak się stara wszystkich pocieszyć, a oni nic.
    Buziaki ;*

    PS. Zapraszam do siebie na:
    http://love-skijumpers.blogspot.com/
    http://moje-zycie-jest-moje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu nikt Dejviego nie docenia i nikt nie słucha. Stąd całe zło i wszystkie niedociągnięcia na świecie ;)

      Usuń