2015-10-06

Odcinek 33. I've never know a girl like you before
















nigdy wcześniej nie znałem dziewczyny takiej jak ty
teraz tak jak w piosence z dawnych czasów
przyszłaś tutaj, pukasz w moje drzwi
cóż, ja nigdy wcześniej nie znałem dziewczyny takiej jak ty


Iggy Pop, Never met a girl like you before 

          Dwa razy oczy ze zdumienia przecieram, bo żywcem uwierzyć nie mogę w to, co widzę! Skrzynia wielgachna, czarna jak noc, ciężka jak dowcip Jana, stoi niczym stodoła na środku mojego pokoju! Takie czary! Mrugam trzy razy i z wrażenia ruszyć się nie mogę, no bo skąd to? Cóż to? I w ogóle? No jak? Gapię się na szkaradztwo jak Prevc w tablicę wyników po pierwszym olimpijskim konkursie i z tego wszystkiego to nawet kroku nie mogę zrobić w tamtą stronę. Wcięło mnie na amen! A wtedy wieko się otwiera z hukiem i ze skrzyni paskudnej wyskakuje jakaś piękność niesłychana, jakiś anioł, cud, nie kobieta! Taka piękna, taka mądra, taka perfekcyjna! Śmieje się do mnie radośnie, a ja dalej sterczę jak matoł i ze zdziwienia wstrzymuję oddech. To Ty? 
          Sekunda mija, a może dwie, a Ty już pędzisz do mnie w podskokach, taka szczęśliwa, taka wesoła, taka roześmiana. Wyciągam ramiona nieśmiało, bo wiem, że jak zwykle uwiesisz mi się na szyi. Cała Ty. Serce mi bije jak zwariowane, bo mam Cię już przy sobie i ciepło Twoje czuję… Tylko co Ty? Zmieniłaś perfumy?! Nie szkodzi. Ładne… Wiesz co? Naprawdę tęskniłem! Ale już jesteś tutaj, a ja czuję się jak w raju na niebie i wszystko inne nie ma znaczenia wcale. 
          A wtedy słyszę coś, co sprawia, że prawie trupem padam na miejscu.
          - Cześć, Dawid!
          Nie! Nie. Nie, nie, nie, nie! Nie wierzę. To przecież nie może być! BAŚKA?! Odsuwam się gwałtownie i już widzę wyraźnie te wielkie kujońskie ślepia! No ona! Jak nic! Tylko jak mogłem się tak pomylić? No bo Baśka?! Nie! Tylko nie to! Przecież w tej Rosji to jeszcze tylko Baśki do szczęścia brakowało! Stwierdzam, że czas wyjść, uciec stąd jak najdalej, więc pędzę do wyjścia, łapię za klamkę, a tam, co? Za progiem Baśka stoi! Dwa kroki w tył robię, bo mi na myśl przychodzi, żeby się schować do łazienki. Ale ledwo drzwi uchylam, a już kujonka wyszczerzona z kibla wyskakuje! A ja czuję, że właśnie rozum tracę i całkiem wariuję na amen, bo już mi się Baśka sama mieni, dwoi i troi przed oczami, więc drzeć się zaczynam rozpaczliwie na cały głos:
          - Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!
          No bo co to? Piekło mnie żywcem pochłonęło? Z krzykiem otwieram oczy, oddycham szybko, jakbym przebiegł cały maraton i naprawdę czuję, że serce mi na podłogę zaraz wyskoczy przez nos albo gardło. Rozglądam się ostrożnie po pokoju, ale pusto, nie ma jej nigdzie, jest tylko kolega mój norweski współlokator. Uf.
          - Wszystko ok? – pyta niepewnie.
          - Tak. Nie. Tak – gadam bez sensu, oddychając z ulgą. – To sen. Zły. Taki koszmar straszny.
          - Acha – kiwa głową i zaczyna pakować torbę na trening, a ja wyciągam się na łóżku i już całkiem spokojnie zaczynam się cieszyć świętym spokojem. Nie ma jej tu. Siedzi gdzieś tam daleko w Polsce. Nie przyjdzie. Jeszcze przez dobre kilka dni jestem od niej zupełnie wolny.
          Matko, jak ja jej nie znoszę.
          Zupełnie nie mogę przestać o tym myśleć. Za nic.


ja nigdy wcześniej nie znałem dziewczyny takiej jak ty
dałaś mi tylko posmak, więc ja chcę więcej
teraz moje ręce krwawią i kolana są zdarte
bo czołgam się, czołgam się po podłodze
nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny takiej jak ty



          Stoję i w miejscu nogami przebieram, rozmyślając nieustannie, co ja tutaj właściwie robię na tym zimnie. Uznali, że sami sobie lepiej poradzą, że ja im nie jestem potrzebny zupełnie, a mnie się zachciało wspierać kolegów matołów i teraz sterczę pod skocznią jak głupek i liczę punkty, a oni próbują zdobyć beze mnie medal. 18,3 tracimy po pierwszej serii do trzeciego miejsca. Czyli każdy geniusz by musiał po prawie pięć punktów nadrobić i jeszcze nic nie zepsuć. Świetnie.
          Kiwam głową zrezygnowany, a wtedy zauważam, że coś do mnie mówisz. Uśmiecham się do Ciebie, żeby nie pokazać, że wcale nie słuchałem.
          - … nie tak bardzo dużo, prawda Dejvi?
          - Prawda – nie wiem o co chodzi, ale potwierdzam grzecznie, bo w końcu taka mądra jesteś, więc pewnie masz rację.
          - No właśnie!
          Rozpromieniasz się, a potem pstrykasz parę zdjęć skoczni, kibiców, w końcu w moją stronę celujesz obiektyw, więc oczami przewracam żartobliwie i chciałbym z Tobę porozmawiać w końcu, ale nim temat wymyślam, to Ty znowu zaczynasz opowiadać o swoim mężu utalentowanym i o pięknym medalu, co to meteoryt prawdziwy ma w środku, a zupełnie nie widać. Słucham minutę, dwie i trzy, ale potem rezygnuję, bo ze smutkiem stwierdzam, że Ty w innym dziś świecie jesteś niż ja. Nic z tej naszej rozmowy nie będzie. Nie tym razem.
          - Pójdę się Skrobota zapytam, czy coś mu nie trzeba pomóc – wymyślam na szybko pretekst, dodaję jeszcze, że wrócę wkrótce i sobie idę, bo od tych wszystkich pochwał nad głową pana Magistra, to już zaczęły mnie boleć zęby. A przerwa między seriami się znowu tak prędko nie skończy.
          Ludzi jakoś trochę mniej i nikt na mnie uwagi nie zwraca, bo dzisiaj to innych tutaj mają bohaterów. Gospodarze się do domu pakują, bo taki dali popis piękny swoich umiejętności i talentów, że ich nie będzie w drugiej serii. Chyba się cieszą, bo będą więcej mieli czasu, żeby zżerać te swoje paskudne chipsy z krabów i inne durnoty. Idę dalej i już wiem, czemu przy zeskoku tak pusto. Wszystkie matoły, co się uważają za znawców sportu i kibiców, ślęczą pod szatnią Niemców! Łeb mi prawie pęka, gdy idzie Severin. Koniec świata prawdziwy, skoro już piszczą nawet na tego mądrali widok!
          Ale gadaj z głupim i tłumacz mu mądrość.
          Wzdycham, głową kręcę i już zamierzam skręcić do naszego przybytku, gdy jakiś buc niewychowany, co się uważa za kwiat dziennikarstwa polskiego, leci za mną z jęzorem wywieszonym niczym krawat i mikrofonem w garści, drąc się na kilometr, żebym mu udzielił wywiadu. Zatrzymuję się z niechęcią, wzdycham w duchu, ale co mam zrobić? Skoro proszą, muszę kulturę zademonstrować i się wypowiedzieć.
          - Jasiek to z portek zaraz wyskoczy, ale zawalił nam Piotrek ten medal niestety – ogłasza tymczasem buc przemądrzałym głosem i uśmiecha się głupio, dając do zrozumienia, że teraz moja kolej. Tylko, że proszę, co? Niby co mam powiedzieć?
          - Yyy… A jakie jest pytanie? – grzecznie się odzywam.
          - No już bez szans, no nie? Szkoda, żeś ty nie skakał – gada dalej buc, a ja oczy otwieram ze zdumienia szerzej, bo myślałem, że na durnotę i buractwo, to już się dawno uodporniłem i że mnie nic nie zaskoczy. A jednak. I w ogóle, to od kiedy ja z kretynem na ty jestem?
          - Wierzę, że Piotrek w drugiej serii się odkuje. I to podwójnie! – mówię z przekonaniem, ale gość nie kuma czaczy wcale nic. Trudno. – Jeszcze pan się zdziwi!
          Buc patrzy na mnie wytrzeszczony, gęba mu się nie domyka. Najwidoczniej takiej ilości rozumu na raz przyswoić nie potrafi. Nie moja wina.
          Wzruszam ramionami, a potem idę sobie i już. 


to stare miasto zmienia się tak bardzo
nie czuję, że jestem jego częścią



          No i co? Rzędem siedzą w busie matoły i żaden się słowem nie odezwie. Cisza taka, jakby wszyscy się zebrali, spakowali i pojechali na zlot fanek Klakiera. Nawet Pieter zamknął dziób na chwilę i teraz się gapi przez szybę jak głupi w ser. Może się założył z którymś geniuszem, że po ciemku wypatrzy palmy? Trener w milczeniu analizuje swoje bazgroły, a Jasiek siedzi przy nim i wzdycha, oburzony, że nikt jeszcze nie ogłosił w kraju żałoby narodowej po jego rozciągniętych gaciach. Klakier się wścieka, że wywaliło wifi i na instagrama wleźć nie może. Temu to tylko jedno w głowie. Na przednim siedzeniu Grzesiek oczami przewraca, bo Skrobot już piątą minutę szuka kluczyków i nic. No nie pojedziemy! Do rana będziemy tu kwitli jak krokusy na śniegu!
          Matoł po raz szósty grzebie w kieszeniach, licząc, że zguba się sama wyczaruje, a z tyłu już jakiś debil trąbi, bo nagle mu się spieszy do domu! No przecież my też chcemy jechać!
          - A niech cię przekręci! – woła Sobczyk.
          Obok mnie siedzi Twój mąż, który dopiero sprzed kamery wrócił. Swoją drogą udany ten wywiad! Bo Mistrz Świata i Podwójny Mistrz Olimpijski właśnie ogłosił światu, że wraca do domu z niedosytem. Palec mu wystarczy dać, a ten już by chciał drugą rękę! Przydałoby się w papę klepnąć, żeby zszedł na ziemię, bo już całkiem odleciał w komos po tym meteorycie.
          - Mam! – drze się w końcu nasz kierowca matoł. – Dobra, panowie, jedziemy!
          - Ale jednak szkoda, że się nie udało – odzywa się ni z gruszki ni z pietruszki Twój Małżonek Najmądrzejszy i Utytułowany.
          Wzdycham i kręcę głową. No cóż. Trzynaście punktów piechotą nie chodzi. Widać nie był im beze mnie pisany medal olimpijski. 



sprawiłaś, że jestem wdzięczny za diabła we mnie
mam nadzieję, że mówię metaforycznie
mam nadzieję, że mówię alegorycznie
wiesz, że mówię o tym, co czuję



          Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w Polsce najlepiej. Jak ja się cieszę, że w końcu jesteśmy z powrotem w domu, po tych wszystkich wyprawach rosyjskich. Samolocik prywatny, co nam sponsor zafundował, się super sprawił, więc rzucam na niego okiem z uznaniem po raz ostatni i idę w stronę parkingu, taszcząc wszystkie swoje rzeczy. A to wcale nie takie proste było, żeby wszystko zmieścić! Dwie siaty mam prezentów i pamiątek z tego Soczi. Dla babci i dziadka skarpety z wielbłąda – dobre, ciepłe. Dla mamy herbata i dwa brzydkie magnesy na lodówkę, dla sióstr śmieszne maskotki, dla taty oczywiście butelka gorzały. No i jeszcze parasol dla Baśki.
          - Mustaf! – drze się któryś za mną. – A narty?!
          No i pięknie, chyba na głowie je będę niósł. Ale wracam i po krótkich akrobacjach jestem gotowy, choć czuję, że mi zaraz torba urwie ramię i tyle będzie z czynnego uprawiania sportu. Wzdycham dwa razy i potem ruszam za Klakierem. Matoł już zdążył dwie foty strzelić i teraz łapie połączenie z siecią. I tak z nim w koło Macieju.
          Przyłażę do samochodu i chciałbym się zapakować do bagażnika, ale mnie ze zdziwienia zapowietrza całkiem, bo przyjazd nasz był tajny ściśle przecież, więc skąd tu taki tłum? Kibice, rodziny, krewni i znajomi rzędem stoją i czekają na nas! Świetnie! Tyle by było w temacie świętego spokoju. Patrzę na trenerów pytająco, a ci tylko ramionami wzruszają i tyle ich wiesz. Kamil wygląda jakby chciał uciec, gdzie ryż rośnie, Pieter zasłonił się szalikiem i myśli, że go nie pozna nikt, Jasiek udziela już melodramatycznego wywiadu, a Klakier strzela sobie selfie z jakimiś pannami. Na ten widok świta mi pewna myśl! Włażę na profil naszej gwiazdy mediów elektronicznych i już wszystko jasne! Napisał matoł gdzie lądujemy, czas dokładny podał i wszystko, łącznie z numerem fotela w samolocie! No tak, a myślałem, że już mnie nic nie zdziwi.
          - Hej, Mustaf!
          A jednak. Przede mną stoi Titus, szczerzy głupio zęby, a za rękę trzyma jakąś pannę. Gębę otwieram, ale z tego szoku, to nic nie jestem w stanie z siebie wydusić.
          - Niespodzianka! – mówi ten zdrajca jeden, kolaborant, co woli z małolatami się kolegować niż skakać w pierwszej reprezentacji i ze mną siedzieć w pokoju. – Chciałbym ci przedstawić moją dziewczynę, Alę…
          Gapię się na niego jak głupi, bo nic nie rozumiem wcale.
          - …to Dawid.
          Panna mi rękę podaje, a ja stwierdzam, że mam chyba zaniki pamięci, czy co. Na własne oczy widziałem tamto czupiradło w Zakopanem, sam Titusa ratowałem, a ten co? Znalazł sobie nową Alę kolejną?
          - O! To ciebie wysłał Krzysiek na spotkanie z moją kuzynką? – pyta się ta dziewczyna i śmieje się całkiem ładnie. – Oj, biedny!
          Nic nie rozumiem i dopiero mi ten wstrętny kłamczuch Titus wyjaśnia i tłumaczy, że panna Ala tak się spotkania ze swoim internetowym rycerzem przestraszyła, że swoją ukochaną kuzyneczkę wysłała na zwiady i dopiero później oboje ich sumienie ruszyło i się wreszcie dogadali. Świetnie! Love story na miarę naszych czasów. Happy end malowany, ale widzę, że nikt się nie przejmuje, że ja przy czupiradle z czerwonymi pazurami, to bym prawie życie stracił i wybił sobie wszystkie zęby.
          Zostawiam zakochanych przy aucie z niezapakowanymi bagażami i idę, bo za dużo mam już tych wszystkich wrażeń na powitanie, a nikomu w drogę się nie spieszy, to co ja będę się wybijał przed szereg. Próbuję przecisnąć się między ludźmi, ale słyszę coś, co sprawia, że krok robię w tył i chowam się za schodami. No pewnie! Jak wszyscy są i nam rzędem biją brawo, to przecież bez Baśki by się nie obeszło! Wyglądam zza rogu i widzę jak kujonka przebrzydła rozmawia z Tobą z boku. Lalusia Klakiera zaraz spotka, więc zadowolona wielce, jakby dostała dwie piątki z teorii wychowania w terminie zerowym. Ślinę przełykam, bo sen mój koszmarny się chyba właśnie chce ziścić. Czy ja przez głupiego Klakiera, już zawsze będę na Baśkę skazany?


nigdy wcześniej nie znałem dziewczyny takiej jak ty
nigdy, nigdy, nigdy, nigdy
nigdy nie znałem takiej dziewczyny jak ty



          No ładnie. Przyszły nas tutaj przywitać nawet nasze trzy kulturalne panny. Te same, co mnie w Zakopanem uratowały przed babonem pyskatym nasłanym przez zdrajcę ostatniego Titusa. Podchodzę do nich, bo ładnie jest się przywitać z miłymi kibicami, co nas wspierają na dobre i na złe. Rozmawiam sobie z nimi uśmiechnięty, a kątem oka widzę jak Klakier w siódmym niebie bajeruje jakieś wyszczerzone nieletnie panny. Brawo! Ten to udany! Baśka kujonka czeka, a ten stoi jak debil i rozdaje wszystkim te swoje brzydkie kartki. Aż dziw, że ludzie jeszcze biorą – może z grzeczności – bo chyba każdy w Polsce już może sobie ścianę facjatami Klakiera obkleić, zamiast tapety.
          A wtedy zauważam, że Baśka siedzi sama na schodach i ryczy. Świetnie! Można się było spodziewać, że tak się skończy historia romansowa, jak się wzdycha do takiego pajaca jak Klakier. Wybrała sobie obiekt uczuć po prostu idealny i co teraz? Żal mi się jej trochę robi, więc panny żegnam i idę do niej, bo co mam zrobić?
          - Baśka, Baśka – mówię, siadając na schodku przy jej boku. Schody wąskie, barierki nie ma, niewiele trzeba, żeby z nich zlecieć. – Nie ma co się przejmować matołem.
          A ta, zamiast się pocieszyć na moje słowa, to ryczy jeszcze głośniej. I jak tu baby zrozumieć? Ech. Prędzej skałę zjesz, niż ci się uda wyjść na prostą.
          - Bo kto by chciał… chciał być z taką kujonką, no nie? Wstrętną, buuuu…. głupią i przemądrzałą. – Baśka chlipie cicho, a ja się z dobrego serca nieco przybliżam. Próbuję ją nawet objąć, bo zaraz z tych schodów spadnie i tyle z tego będzie, ale ona się zaraz odsuwa, więc się rozmyślam. Chyba dalej jest na mnie obrażona. Pewnie ciągle pamięta, co w Zakopanem o niej Tobie nagadałem i mnie już nie lubi. A ja przecież wtedy rozum straciłem zupełnie przez stres i te nominacje i nie myślałem logicznie wcale. Tylko po co dalej bzdury rozpamiętywać? – I na dodatek brzydką.
          O nie! Z tym ostatnim to troszeczkę przesadziła. Nic takiego nie powiedziałem! Prawda, że kujonka z niej paskudna, ale urody to ma akurat w sam raz. Nie brakuje jej niczego. Skoro Klakier myśli co innego, to znaczy, że dureń z niego większy niż chwalipięta i za grosz nie ma pomyślunku! Tylko kto mi wytłumaczy, co ona w nim widzi?
          - Nie płacz, Baśka. Nie ma co wylewać łez z powodu idioty!
          Ale ta dalej beczy jak całe stado baranów rogatych na hali. Wzdycham cicho, grzebiąc w kieszeniach, żeby znaleźć jakąś chusteczkę, bo ta cała zasmarkana, a nie ma nawet w co nosa wytrzeć. Podaję jej bez słowa, a ona dalej sobie łka w najlepsze, ale już ciut bardziej spokojna.
          Biedna ta Baśka. Zakochała się w matole i teraz ma. Temu Klakierowi, to by pasowało w gębę przywalić. Myśli, że jak ma 100 tysięcy fanów na Facebooku, to mu już wszystko wolno i do woli może sobie panien serca łamać. Bo choć przemądrzała kujonka, to przecież też ma uczucia, ale jak widać, nie każdy burak zauważa.
          - Dejvi!
          Ledwo oczy unoszę, a oślepia mnie blask flesza. Pstryk, pstryk, pstryk! O nie! Skąd tu Ty? Wzdycham głośno z dezaprobatą, a Ty się patrzysz na nas od ucha do ucha roześmiana. Zerkasz w aparat czy zdjęcie wyszło, kiwasz głową z uznaniem, a potem oczy mrużysz i wbijasz we mnie pytający wzrok.
          - Gdzie Kamil? Chodzę, szukam, a tego nigdzie nie ma!
          Zęby zaciskam i marszczę z niezadowoleniem brwi. Bo czy ja jestem konfesjonał dla zakochanych bab czynny całą dobę? Albo agencja detektywistyczna do poszukiwania zaginionych mistrzów olimpijskich? Czy Ty nie widzisz, że Baśka siedzi zapłakana? Ja tu się poświęcam i na rękach staję, żeby ją jakoś pocieszyć, a Ty tylko w kółko Kamil, Kamil i Kamil!
          - Nie wiem. Polazł pewnie gdzieś! – mówię, wzruszając ramionami.
          Kręcisz głową i idziesz, a ja usta zaciskam i patrzę się na Baśkę żałośnie, a ta ryczy. Taka mądra, piątki same w indeksie jedna po drugiej, a się tak głupio zakochała! Po chwili namysłu znowu się przysuwam bliżej, a potem ją do siebie przyciągam, nie zważając na jej nieme protesty, bo zaraz spadnie z tych schodów na chodnik jak nic! Jak się gwiazda mediów nie potrafi jak facet zachować, to ja go nie będę uczył. Ale kujonki trochę szkoda. Po chwili przestaje się wyrywać, tylko się na mnie gapi tymi swoimi wielkimi zapłakanymi oczami, jakby trochę zdziwiona. Kudły kręcone spadają jej na czoło, bo z tego szlochu nad debilem to się zupełnie rozczochrała we wszystkie strony i wygląda jak szalona. Ale tylko Klakier bez gustu i z zerowym poziomem estetyki we łbie mógł stwierdzić, że brzydka. Włosiska jej te oczyska zasłaniają, więc bezmyślnie wyciągam rękę i delikatnie odgarniam jej te kudły z czoła. Od razu lepiej.
          - Niech się głąb w nos pocałuje, jak się na niczym nie zna! – stwierdzam cicho i patrzę w te jej wielkie oczyska. – Matoł…
          Broda Baśki znowu się trzęsie, więc się spodziewam i psychicznie się przygotowuję, że się szykuje kolejny wielki szloch. Nie wiem co robić zupełnie i jak pocieszyć kujonkę smutną, więc gapię się dalej przez chwilę, a potem się nagle nachylam i chyba na moment rozum cały tracę, bo ją normalnie zaczynam całować. Mija jedna sekunda, a potem druga, a potem już nie wiem, bo z tego wszystkiego całkiem już liczyć przestaję, ale raczej nie mija jakaś długa chwila, gdy odsuwamy się od siebie dosyć gwałtownie, a ja aż z hukiem spadam ze schodów. Wstaję, choć nogi mi się plączą, jakbym był pijany i dalej, to już nic nie wiem. Baśka siedzi zdziwiona, a ja uciekam stąd, zbieram po drodze toboły wszystkie i prawie biegiem pakuję się do samochodu. Upycham prędko torby, narty, walizki i paczki z prezentami, a potem siadam do środka, opierając czoło o fotel, oddycham głośno i udaję, że mnie nie ma. Pięknie! Brawo! Pogratulować tylko, panie Kubacki! Następnym razem to się w łeb palnę, jak mi się zachce kogoś pocieszać. W jakimiś szale jestem, amoku i nie wiem nawet czy bardziej z strachu, czy z zaskoczenia. Obracam się odruchowo do tyłu, czy mnie jakaś zjawa z koszmaru nie goni, ale nie widzę nic, tylko wystający z torby w bagażniku parasol. Świetnie. Z tego wszystkiego zapomniałem jej podarować.



i teraz pojawiłaś się tu
tak, przybyłaś tu
nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny takiej jak ty 
nigdy wcześniej nie znałem dziewczyny takiej jak ty 



 ---
Cześć i czołem! 
Po długich mozołach udało mi się ukończyć kolejny (przedostatni!!!) odcinek. Dedykuję go wszystkim tym, którzy dotrwali ze mną i Złośliwcem aż do tej pory, a szczególnie tym, którzy planują wytrzymać i dopłynąć z nami na jednej tratwie do końca :) Już wkrótce!
Jak myślicie - kto zostanie Mistrzem Polski? :)

EDIT: Dobra, to było pytanie retoryczne :) Tylko Dejvi!!!

Aria