2013-12-30

Odcinek 14. Take me to that other place
















to jest piękny dzień
nie pozwól mu uciec
to jest piękny dzień



          Dawno już wszyscy stoimy w dresiki reprezentacyjne ubrani na zbiórce ustawieni równiutko, a Łukaszowi aż para z uszu leci, bo wszyscy są, a pierwszego talentu wyjątkowego w naszej kadrze, Stefcia, nie ma! Tak to jest z matołami, co raz w tygodniu na czas przyjść nie potrafią i czekaj na nich do śmierci samiuteńskiej, aż się łaskawie zjawią i swoje szanowne cztery listy na zbiórce postawią. I na nic moje rady, żeby się głupkiem nie przejmować, że jego strata i wcale nie musi trenować, bo przecież małolatów chętnych cała kolejka czeka. Się Kruczek uparł, że będziemy na buraka czekać i już. Więc stoimy rzędem jak debile i wzdychamy, a Kamil czwarty raz dzwoni do przyjaciela najwierniejszego, czemuż to go nie ma. Pięknie! I zabierz gdzieś takiego na porządne zawody międzynarodowe o wysokiej randze, a tuż przed odebraniem medalu złotego i wejściem na podium konkursu burak gdzieś wsiąknie i szukaj wiatru w polu albo igły w stogu siana. Jasne!
          - Trzy razy powtarzałem, że o dziewiątej każdy ma być! – złości się Łukasz i do nas z pretensjami, a co my winni, że jego nie ma? Nikt nie mówił, że w obowiązku po Stefancia jechać i pilnować, coby był na czas, nic takiego w kontrakcie nie było zapisane, chyba że małym druczkiem!
          Kręcę głową, bo to jest skandal absolutny, co się tu wyprawia i jak my mamy być najlepszą drużyną świata? Już usta otwieram, żeby co myślę skomentować, a tu trzask głośny słychać, potem kroków parę, znów drzwi skrzypnięcie i już stoi przed nami genialny zawodnik pierwszy Hula z jęzorem wywieszonym do połowy pępka i dzieckiem rozczochranym pod pachą. Nic tylko bić brawa! Geniusz Stefcio treningu z kadrą skoczków od spacerku z bachorem nie odróżnia!
          - Przepraszam! Ale Cysia w korku utknęła i nie miałem co zrobić z małą! – zaczyna się tłumaczyć matoł szybko, zęby szczerzy i minę żałosną zaraz robi, coby Łukasza rozczulić na amen i do trenerowych uczuć ojcowskich się odwołać. I co z takim ewenementem zrobić?
          - No już dobra! Przebieraj się szybko! Tylko kto się dzieckiem zajmie?
          No i masz! Było Tiutusa niańkę darmową do buloklepów odsyłać? Teraz nie ma komu się bachorami zajmować! Każdy po kolei ramionami wzrusza i wychodzi na to, że dzidzia chyba z nami będzie trenować, bo gdzie sama pójdzie? Się udał dziecku tatuś, nie ma co! Wszyscy wzdychają i tylko małe niezrażone i wielce szczęśliwe między naszymi nogami się pałęta, a do mnie to się zaraz śmieje od ucha do ucha. I już mam rękę podnosić na ochotnika, że się maluchem zajmę dla dobra drużyny, bo przecież to zupełnie oczywiste, że pierwsi trenować powinni ci, co skakać nie potrafią, a dla mnie to przecież jeden trening całkiem bez różnicy, gdy drzwi trzaskają po raz drugi i do środka sali wschodzi etatowy geniusz kadrowy Skrobot z piłkami przygotowanymi do ćwiczeń. Wszystkim się od razu japy śmieją, bo już niańkę bezpłatną zwietrzyli, a burak stoi na środki i się gapi zdziwiony, jakby się wczoraj urodził i go życie zaskoczyło. No i zarządzone! Musi biedna dzidzia zamiast z nami to z matołem tę godzinę przebywać, co od razu widać, że jej się nie podoba, bo ma minkę krzywą, że hej. Moja krew! Macham do niej i się uśmiecham na pocieszenie, bo przecież szybko minie i zaraz wróci do nas.
          I cały trening rozmyślam, czy przypadkiem Skrobot idiota dziecku krzywdy jakiej nie zrobił. Nas podkusiło, matołowi ufać! No, ale powtarzam sobie dla uspokojenia, że przecież jakiś pomyślunek to chyba gość ma, chociaż minimalny i oleju w głowie przynajmniej za trzy grosze. A dzidzia tyle czasu się ze Stefańciem użera, to do matołów przyzwyczajona i sobie poradzi. Ale z  radością koniec szkolenia przyjmuję, bo losu kusić nie ma co. I leci zaraz pierwszy Hula, a za nim wszystkie matoły po kolei i nawet trener. Tak się debile pchają, że ja dla spokoju świętego już na końcu wchodzę i patrzę się na nich z niesmakiem, co oni wyprawiają, bo wstyd. Wszyscy rzędem wyszczerzeni nad dzieckiem stoją i jak debile się uśmiechają, więc od razu małej z serca współczuję, bo doskonale rozumiem, jak to jest żyć z idiotami i ile się człowiek musi namordować.
          - A wujka Kamila lubisz? – się głupio pyta Stoch i minę robi do dziecka jak kretyn.
          - Kama… ba! – kręci głową mała.
          - A mnie?! No powiedz Żyła. Ży-ła! Ży-ła!
          - Nie! Ten… ba!
          - A tatusia lubisz? – wtrąca się Hula mądry i zaraz z dumną miną czeka na pociechy odpowiedz, ale ja widząc dzidzi minkę rezolutną to już się śmieję do siebie. Bo dzidzia ze wszystkich to jeszcze najmądrzejsza i nie da debilom w kaszę sobie dmuchać!
          - Nie! Tata ba!
          Stefan się szczerzy jak durny, nie wiem z czego i zaraz wyjaśnia do innych, że się mała jak nic obraziła, że ją na tyle czasu zostawił i poszedł, że po mamusi charakterek ma! No jasne! Się tłumacz matole, że własne dziecko by na ciebie nie głosowało w plebiscycie Przeglądu Sportowego, jakby cię kiedyś nominowali przez pomyłkę.
          - O, a wujka Janka lubisz, prawda?
          - Jana… ba!
          - A mnie? – nawet trener się pyta, a dziecko oczy wielkie robi i patrzy zdziwione. Jasne! Ja też żem nie przypuszczał, że nawet Kruczek durnia z siebie strugać będzie.
          - No! Lubisz wujka Łukasza? – dopytuje Stefan.
          - Nie! Pan… ba!
          I w śmiech wszystkie matoły. A ja kręcę głową zły, bo się znaleźli pierwsi geniusze i się będą z dziecka naśmiewać jak dziecko jedno pomyślunku trochę ma w głowie.
          - A wujka Maciusia lubisz? – Klakier robi swoją minę firmową, tę na którą wszystkie laski lecą i brwiami kręci, gębę jak do zdjęcia ustawia, licząc że dzidzi serce podbije. Ale guzik!
          - Mania… ba! – mówi mała szybko, a mądrali od razu rzednie mina. Haha! Moja krew!      
          - A Kubackiego lubisz? – wyrywa się nagle któryś i cisza zapada, a krok do tyłu robią wszyscy, coby brzdącowi widoku na mnie nie zasłaniać. Uśmiecham się delikatnie, chrząkam i brwi unoszę nieśmiało, pozwalając się dziecku chwilkę zastanowić, a wtedy słyszę tylko takie małe tup, tup, tup, a sekundę później radosne:
          - Buuuuuuuuuba! Buba… cacy!
          I już czuję, jak się brzdąc niewyrośnięty tuli do mojej nogi i rączki do góry wyciąga, więc długo nie czekam na nic, tylko się schylam do dołu i maluszka na ręce biorę, bo przecież to mój najlepszy kibic najwierniejszy jest i niezastąpiony w ogóle nikim. Tylko Ty byś w jakiś tam sposób mogła konkurować, no ale przecież sama wiesz. Albo i nie wiesz.

dotknij mnie, 
zabierz mnie w to inne miejsce
naucz mnie, 
wiem że nie jestem beznadziejnym przypadkiem


          Mnie wyszykowały małolaty przebrzydłe. Niosę torbę ze wszystkim z samochodu wściekły, bo nas wywieźli na takie zadupie, że ciemno, zimno i do domu w cholerę daleko, idę do pokoju, a mi mówią, że miejsca nie ma dla mnie, bo wszystko zajęte! Pięknie! Się zmówiły matoły, dobrały się idealnie kto z kim mieszkać będzie, a o mnie oczywiście nikt nie pomyślał i teraz zdziwieni, jak się pytam, gdzie moje wyrko. Jasne! Wypuszczam głośno powietrze, ale co będziesz z durniami dyskutował? Klakier by się przekręcił bez Żyły, Kamilcio musi z przyjacielem ulubionym mieszkać, a Ziobro się dogadał z Niuniem i masz ci los! Nie ma dla mnie pokoju! Idę na skargę do trenera, no i jaja! Ze Skrobotem mnie zakwaterowali, to już ludzkie pojęcie przechodzi! Tłumaczę każdemu, że to jest absolutnie niemożliwe rozwiązanie, ale już nikt nie słucha, każdy się w pokoju zamknął i zostałem na lodzie jak skrzypek na dachu jakiś. Zaciskam zęby i szybko wrzucam wszystko do pokoju, ale zaraz wychodzę, bo przecież nie będę bez potrzeby w jednym pomieszczeniu ze Skrobotem przebywał. Idę gdzieś jakiś kąt znaleźć dla siebie, skoro już tak wadzę każdemu i przeszkadzam w egzystowaniu szczęśliwym. No nie mogło się genialniej rozpocząć skakanie w Kuusamo, po prostu całe życie pod górę zawsze, żeby się mi nie nudziło przypadkiem w ciągu kariery sportowej. Mało, że konkurs na końcu świata wymyślili, mało, że zimnica taka i śniegu po pas nasypało jak na złość, mało, że w jednym hotelu z Austriakami znowu jesteśmy, to jeszcze cały weekend z matołem w pokoju będę mieszkał i nie ma zmiłuj. Taka sprawiedliwość. Znalazłem sobie krzesło jedno wolne obok automatu z kawą na korytarzu i tu sobie będę siedział, a co? Nigdzie nie jest zabronione. I zaraz wyjmuję telefon i dzwonię do tego niewdzięcznika, konfidenta i zdrajcy ostatniego, co skacze na takim poziomie wyśmienitym, że go z bachorami na zgrupowanie do Ramsau wysłali.
          - Titus! Ale ty matoł jesteś! – drę się na wstępie. – Przez ciebie nie mam z kim w pokoju mieszkać!
          - I z tego powodu dzwonisz do mnie z drugiego końca świata na koszt odbiorcy? – wzdycha. Bo jasne, jeszcze będę płacił za gadanie z Titusem! 
          - Jak ci się nie podoba, to mogę nie dzwonić wcale i zupełnie zapomnieć o tobie, jak co po niektórzy kolaboranci, co z nazwiska nie będę wymieniał, a którzy o przyjaciołach własnych już nie pamiętają, tylko sobie znaleźli nowych kolegów fajniejszych!
          - Mustaf, tobie całkiem odbiło?
          - Komuś tu odbiło, ale na pewno nie mnie! Bo jak? Do końca życia będziesz z tymi małolatami i buloklepami trenował i formę szlifował? Ogarnął byś się, a nie! Ale jasne! Jeszcze wielce zadowolony, bo na tle nieletnich talentów, cudnego braciszka wyszczerzonego i reszty gwiazd pospolitych to pewnie błyszczy i w towarzystwie bryluje, celebryta! Nic tylko gratulować! – wołam, a na koniec dodaję jeszcze: – Matoł!
          I rozłącza nas, bo pewnie się burakowi kasa kończy na koncie. Więc wzdycham głośno i oczami przewracam. Za oknem ciemno, śnieg sypie i w ogóle mi się w tym cholernym Kuusamo nie podoba. Kawę sobie kupię, a co. Świństwo takie z automatu, ale co sobie żałował będę, jak już się tyle męczę z całym złem świata. Guzik naciskam, drobne wrzucam i jaja. Kasę zeżarło, kawy nie dało tylko mi jakieś napisy durne wyskakują na czerwono po fińsku i mrygają jakby na alarm. Wszystko się na mnie nagle uwzięło na amen? Pięknie! Wynaleźli sobie sposób genialny, żeby skoczków z Polski bezkarnie okradać! Więcej takich automatów postawią i zaraz kasy nazbierają na dofinansowanie fińskich nielotów. 
          - O Mustaf! – słyszę nagle, więc mierzę jegomościa spode łba. Wszelki duch Pana Boga chwali, Klakier we własnej osobie automat z kawami swoją facjatą zaszczycił. I nawet poznał kim jestem! Nie no, normalnie powinni go w Pucharze Świata za taki geniusz awansować. – Automat zepsułeś?
          - Ja? – pytam oburzony i w myślach do pięciu liczę, żeby się pohamować i niekulturalnie pytania Klakiera nie podsumować. 
          - A kto wrzuca złotówki w Finlandii do automatu z kawą?
          Się normalnie znalazła mądrala pierwsza i znawca waluty na końcu świata! I nawet w spokoju świętym na korytarzu na krześle sobie siedzieć nie mogę, bo zaraz jakiś matoł przyjdzie i mi zakłóca atmosferę i niszczy środowisko naturalne wokół mnie. No, ale już się przyzwyczaiłem, że zawsze wszystko się przeciwko mnie sprzysięga.

kochasz to miasto, 
nawet jeśli to nie brzmi jak prawda
byłaś wszędzie i wszystko było w tobie


          I żeby nie było, że nie mówiłem. Żeby nie było, że nie ostrzegałem, bo od początku powtarzałem, że tak będzie! Ale oczywiście wszyscy mądrzy w FISie moich rad, nawet jakby im dopłacać, pod uwagę nigdy nie wezmą i proszę bardzo! Widowisko się udało po prostu idealnie! Walter to chyba rodzinę gdzieś tu ma jakąś w pobliżu, bo po cholerę by się na te zawody na takim zadupiu upierał jak ciotka Danuta na trzepanie dywanu przed świętami? Musiałby jeździć kawał świata, a tak to raz w roku za darmochę wszystkich krewnych i znajomych odwiedzi. A ty się męcz człowieku i użeraj. Najpierw treningi przesunęli, potem odwołali całkiem i żeśmy pół dnia na tyłkach siedzieli w tym durnym hotelu. Wczoraj nas z kolei wywiało na skoczni na wszystkie strony, ale Walter wyszczerzony, bo się nawet kwalifikacje udało dokończyć, więc stał do wieczora pod bramą i czekał na brawa. Stefcio pierwsza gwiazda dał za to popis wyjątkowy swoich umiejętności lotniczych i z Grekami walczył o miejsce sześćdziesiąte. Nawet Kruczek się wkurzył i w jakimś wywiadzie powiedział, że będą zmiany w składzie, więc może w końcu tego Titusa sierotę wezmą na jakieś zawody. 
          A co mnie spotkało, to nawet nie będę powtarzał, żeby się niepotrzebnie nie denerwować… Nie dość, że jak debil w kasku majtkowym wyglądam i mi się zdaje, że non stop się na mnie wszyscy gapią, to jeszcze walczyć z siłami przyrody muszę! No, ale nie będę przypominał. No i Ciebie znów nie ma co martwić po raz kolejny... Wiesz jak się denerwowałem o Ciebie jak z tym pierońskim wiatrzyskiem przebrzydłym walczyłem! Tylko o Tobie myślałem, co przeżywasz przed telewizorem! No, ale przecież nie warto do tego wracać i komentować. Bo oczu nie mają geniusze od światła zielonego? A może czytników odczytać nie potrafią, wiatrołapów? Trzeba było iść na kurs doszkalający albo receptę na okulary wykupić! Jak im szkoda kasy to by powiedzieli, to ściepę byśmy wśród skoczków ze wszystkich krajów po kolei zrobili. Dwudziesty pierwszy wiek mamy, sprzętu tyle naprzyczepiane na każdym kroku, żeby zapewnić bezpieczeństwo, a człowieka mało nie zabiło na oczach świata!


czego nie masz, nie potrzebujesz teraz
czego nie wiesz, możesz jakoś poczuć
czego nie masz, nie potrzebujesz teraz
nie potrzebujesz teraz, nie potrzebujesz teraz
to był piękny dzień



          No i znowu wieje, jakby się wściekło od rana, bo by nie było, bo by tradycji zadość się nie stało. Ale żem sobie powiedział, że się nie będę przejmował niczym i sobie krwi na durną skocznię niepotrzebnie psuł. Kwalifikacje odwołali, więc Stefcio chodzi wyszczerzony, bo się do konkursu załapał i sobie skoczy ostatni raz w Pucharze Świata, zanim go na Titusa wymienią. Jeszcze się nie zaczęło, a już opóźnienie mamy jak PKP. Na liście 75 matołów i ja, więc coś czuję, że znowu sobie tyłki będziemy trenować siedząc i czekając na zmiłowanie. I dalej nie rozumiem po cholerę konkurs na takim zadupiu robić. Jedzie się tyle czasu, a potem wieje na urwanie łba cały czas i nawet kibiców za bardzo nie ma, bo taki ziąb, tylko matki, żony i kochanki fińskich nielotnych skoczków stoją na dole wyszczerzone. Ale sobie powtarzam, spoko Kubacki, oddychaj głęboko, jeszcze trochę i się skończy, do Polski wrócimy i na rok będzie odklepane. A w Zakopanem Ty na nas wszystkich czekasz i wszystkie biznesy Twoje pomysły genialne będziemy obgadywać. I będzie pięknie! Nie będę się więc durną skocznią przejmował. 
          No i siedzimy jak debile w szatni, gapiąc się w ścianę. Żyła śpi na ławce wyciągnięty na wznak, a my co chwila czymś w niego rzucamy, nie dla rozrywki, lecz temu, że chrapie. Klakier kręci nosem, bo mu się laptop do neta nie chce podpiąć, ale co się dziwić, jak tu takie zadupie? A tam już skaczą jakieś buloklepy genialne po kolei, w tempie takim, że jakby się uprał, to ten co wylądował, by zdążył z powrotem wyleźć na górę i skoczyć drugi raz. A reszta stoi w przecudnej urody kocykach, co serio wyglądają jakby je kupili na jakiejś okazyjnej przecenie w sklepie z antykami u babci Krystyny. Takie czasu zmarnowanie. Więc siedzimy, nic się nie dzieje, siedzimy, siedzimy. 
          - Dopiero Chil Ku Kang skoczył – gada Stoch, co właśnie wrócił z przeszpiegów, a nazwisko sprawdza dwa razy na kartce. Albo imię, bo cholera wie. – Numer piętnaście – dodaje, nim my z Klakierem żeśmy na liście startowej sprawdzili. I zaraz gleb bez pytania o pozwolenie siada obok nas. – A co ty tam, Dejvi piszesz?
          - Nie mów do mnie Dejvi! – syczę przez zęby i wzrok wbijam w białą kartkę papieru przed sobą. – Byś mi raz w życiu pomógł, a nie!
          Klakier już zwęszył możliwość do popisywania się swoją inteligencją wrodzoną domniemaną i zaraz brwi unosi i mi przez ramię zagląda. Tak to jest z mądralami i kujonami wstrętnymi, gorszymi nawet niż Baśka.
          - Podanie piszę – tłumaczę. – Do sponsora. 
          - Żeby dla wszystkich ciastka przysłali! – budzi się Wiewiór, bo ten wszystko wie i wszystko słyszy jak nie potrzeba. A co się odezwie, to ręce opadają i bo co zdanie to durniejsze, więc po krótkiej analizie stwierdzam, że najmądrzej go będzie zignorować.
          - Podanie, żeby mnie zwolnili z obowiązku noszenia kasku. Albo przynajmniej, żeby mi czapkę pozwolili inną mieć. Majtkowy róż mi nie pasuje do cery. Jak napisać „majtkowy” po angielsku?
          No i jasne! Zamiast pomóc koledze i wesprzeć w trudnej sytuacji to siedzą i chichoczą jak nastolatki i ani jeden nic nie doradzi i nikt nie wpadnie, by zapytać czy pomóc jakoś potrzeba. A ciastka żreć to pierwsi i zawsze się chętni znajdą. Dobrze, że chociaż mi podpowiedziałaś, żebym się nie przejmował i po angielsku pisał, jak niemieckiego nie umiem, bo już bym całkiem szans żadnych nie miał na pozytywne zakończenie sprawy. Ale tak to jest z debilami, ani trochę wsparcia i bezinteresownej pomocy. Kręcę głową oburzony, a wtedy Skrobot do szatni wpada i nie ma się co dziwić, bo tylko tego buraka brakuje, więc przylazł. Mało, że mi pokój zajmuje w hotelu.
          - Stefek przeskoczył skocznię! – ogłasza radośnie i już się wszystkie matoły zerwały i lecą patrzeć na telebim ustawiony czy nam Skrobot durnoty jakiej nie wciska! Ale prawda najprawdziwsza! Hula stoi wyszczerzony i pokazują w telewizorze jak się z Mikołajem fotografuje. A żadne inne matoły tak daleko jak on nie skaczą! No i dobre się skończyło, bo trzeba leźć na górę.
          I znowu z pięć godzin mija, a my teraz u góry siedzimy i dalej się nic nie dzieje. Matoły się ślamazarzą, zamiast skakać, a i tak wygląda na to, że nasz Stefuś to wygra, bo pewnie już i tak tam przymarzł do miejsca dla lidera, więc zostanie tam do końca. A my siedzimy. Stocha i Ziobry jeszcze nie ma, więc sobie musiałem znaleźć nowych kolegów. Więc z Japończykami razem siedzimy. I już się do dziesięciu po japońsku nauczyłem liczyć: ichi, ni, san, shi, go… Cholera jasna! Wszystko odwołali!

zabrakło ci szczęścia
i masz powód do zmartwień
ruch uliczny utknął
i nigdzie się nie przesuwasz




--
Wszystkiego dobrego na Nowy Rok! Wiele radości i wewnętrznej siły. I luzu. Luzu na każdy dzień!
A chłopakom szczęścia do wiatru i do ludzi. Albo do ludzi i do wiatru. I cierpliwości do wszystkich ekspertów i specjalistów ;)
Aria Fresca


2013-12-26

Odcinek 13. Nothing’s gonna change my love for you


















jeśli miałbym żyć bez ciebie
dni byłyby puste
noce wydawałyby się zbyt długie
z tobą widzę przyszłość




          I oczywiście! Kto miał najgorsze skoki ze wszystkich skoczków narciarskich na całym świecie? No jasne, że Dawid Kubacki. Człowiek się nastara, napracuje, a potem gwizdnie pod narty i dupa blada. A konkursu to się nie dało o durniejszej godzinie zrobić?! Prognozy pogody nie umieją sprawdzić wybitni specjaliści? Trzeba było dzwonić do mnie, to bym im przeczytał, jak dla nich taki problem wielki w Internecie wyszukać, kiedy będzie wiało w Klinghental, a kiedy nie. No i mamy. Jak nie trzeba było to warunki idealne, treningi się odbyły sprawiedliwe, wyśmienite, a tyle, co zawodów początek, to od razu huragan gorszy niż Ksawery. Chociaż w sumie to bym się nie zdziwił, jak oni tak specjalnie wymyślili. Bo widać kogo się tu Niemcy przebrzydli najbardziej obawiali i można się było przecież spodziewać, że zrobią wszystko, żeby nam na złość. Pewnie specjalnie tak celowali, że mi wiało w plecy, jak przez gacie dziurawe. Ale i tak się nie dałem i wyciągnąłem te 123 metry. A w ogóle to jaja normalnie, a nie konkurs drużynowy! Śmiechu warte. Wszyscy nasi skaczą elegancko, a my nagle czwarci sklasyfikowani! I bądź tu mądry! Ale już żeśmy się ugadali, że w drugiej serii to im pokażemy, że nie nam w kaszę dmuchać i nawet głupi Klakier obiecał kciuki za nas trzymać. Bo gwiazdy mediów elektronicznych do drużyny nie wybrali, ale to pewnie wiesz, bo w telewizorze od wczoraj o tym gadają. Ale żałuj, że nie widziałaś miny Klakiera, jak Łukasz skład ogłosił! Szczęka to mu do ziemi opadła, a ego napuszone mu prawie uszami parowało. Ale tak się kończy, jak się skakać porządnie nie umie, tylko się na Facebooku przesiaduje dzień i noc... Więc Klakier nam herbatkę w termosie podawał, a myśmy z chłopakami skakali jak należy. I zaczęła się druga seria, Pieter spiął dupę i skoczył elegancko na 145 metr to debile zaraz odwołały! Pewnie! Żebyśmy przypadkiem nie wygrali na rozpoczęcie sezonu. Taka sprawiedliwość.
          Pakuję się więc do samochodu wściekły, bo wszystko pięknie, a wyników nie ma. Serie treningowe po kolei dla nas były, skoki długie, ładne i eleganckie, każdy jeden z naszych matołów zupełnie jak należy się prezentował, że aż z podziwem głową żem kiwał. A tu masz! Jedna seria, Słoweńcy niby wygrali i koniec, pozamiatane! Nagród nam żadnych nie dali i tylko pomachali na pożegnanie! Taka sprawiedliwość. Tylko o dziwo, my się tu do busa pakujemy, a na skoczni wiatru już nie ma. Cud taki normalnie! Ale dla nas wszystko jasne, my tu głupków z siebie strugać nie pozwolimy i ciemnoty na chama wciskać! Tak szybko anulowali i do domu pojechali, coby przypadkiem warunki się nie poprawiły. Ale niech mają buraki raz jeden, następnym razem się będziemy pilnować od początku! Wracam po narty, a przede mną Niunio lezie z torbą większą od niego i wzdycha. Się doczekaliśmy, że małolaty, jak równy z równym z nami skaczą. Tylko mnie zastanawia po cholerę on z trenerem własnym prywatnym podróżuje? Nie ma Maciusiak innych zawodników pod opieką tylko za jednym matołem musi jeździć wszędzie, jak chrzestna matka? Jak dzieciakowi opiekunki trzeba to było Titusa nająć, by się nadał, a nie wozić dziesiątego trenera do kompletu. A reszta bachorów z kim trenuje w kraju? W domu przed telewizorami czekają, aż trener wróci? Ale taka u nas polityka kadrowa. Na Niuna Biegunia się uprali i chuchać, i dmuchać na niego jak na jajko cały czas.


cały świat może się zmieniać, ale 
nic nie zmieni mojej miłości do ciebie



          No i dzisiaj to chyba rekord świata w siedzeniu na tyłku pobijemy jak nic. Wieje jak cholera, ziąb taki, że nosa nie wyścibisz na zewnątrz ani na minutę, a się Walter uparł na konkurs jak wściekła koza. I co zrobisz durnemu? Nic. Więc siedzimy i czekamy, bo z burakami nie wygrasz i nie ma, co dyskutować, jak oni wszystko lepiej wiedzą i najmądrzejsi ze wszystkich na świecie w FISie jednym się zebrali. Już przedpołudniem nam przyjechać kazali geniusze, bo miały być skoki treningowe, ale dupa blada, skocznia zamknięta, a my siedzimy.
          - Kto mi zeżarł wszystkie ciastka?  odzywa się nagle Stefańcio, jak oparzony z ławki wstaje i każdego po kolei podejrzliwym wzrokiem mierzy z rękami skrzyżowanymi i groźną miną. Ten nasz Hula to powinien w wydziale śledczym albo CBA pracować, bo u nas normalnie to wszystkie jego talenty się marnują.
          - Było jeść, a nie spać!  stwierdza Pieter filozoficznie, a tym swoim głupkowatym śmiechem na siebie ściąga wszystkie podejrzenia i cały gniew Stefanowy. 
          - Oddawaj ciastka!
          - Ja to się przynajmniej z kolegami moimi podzieliłem, a nie jak samolub ostatni, egoista samemu ciastka zajadać po kryjomu przed nami!  odgryza się Wiewiór.
          - Moimi ciastkami się dzieliłeś? Aleś ty dobry! Matka Teresa!  Stefanek marszczy brwi i świdruje każdego po kolei, jakby chciał z mordy wyczytać, który ile słodkości zakosił i zeżarł.
          - Wcale nie były dobre  pociesza go Ziobro z dobrego serca, a Hula aż usta otwiera z oburzenia i na mnie się gapi z pretensjami. A co ja? Jedno jedyne ciastko zjadłem, a wszystko znów będzie na mnie jak zawsze!
          - Mustaf! Ty na pewno masz jakie wafelki w torbie skitrane! Dawaj zaraz, a nie!  przypomina sobie matoł i już się wszystkie barany na mnie gapią z uśmiechami od ucha do ucha i tylko czekają aż im moje własne ciasteczka od sponsora oddam na pożarcie! I już jęczą wszyscy i miny żałosne robią, jakby z głodu zaraz na miejscu przekręcić się mieli, a mnie samemu już kiszki marsza odgrywają równo w takt, więc co mam zrobić? Wzdycham głośno, a potem ceremonialnie wyciągam z plecaka trzy pudełka w kolorze majtkowym i z łaską kładę na stole. Wszystkim się już śmieją otwory gębowe i już łapami po kolei sięgają, aż tu nagle się Kamil-Wcale-Nie-Jestem-Faworytem-Sezonu odzywa:
          - Hej! Łukasz idzie!
          I masz ci los! Ciastka drapnęli i pod ławkę schowali, nawet żem sobie nie wziął ani jednego. I już trener wchodzi, a buraki rzędem z niewinnymi minami siedzą i każdy głupi by się domyślił, że coś przeskrobali. Bo tłumaczył trener i powtarzał trzy  razy, że jak kto głodny, to trzeba iść gdzieś tam daleko na obiad, a nie słodyczami się żywić, bo niezdrowo, ale komu by się leźć gdzieś na taki ziąb chciało? Więc uśmiechamy się wszyscy przyjaźnie do niego, a ten się patrzy na nas, jakbyśmy z wariatkowa uciekli.
          - Co wy tu robicie?!  pyta groźnie.
          - Ale myśmy tylko po jednym ciasteczku zjedli. Jak mamusię moją rodzoną kocham!  wyrywa się Żyła nim go Stefcio w kostkę zdążył kopnąć, coby cicho siedział. Bo geniusz zawsze nas pierwszy musi wkopać ze wszystkim. Nie upilnujesz!
          - Jakich znowu ciasteczkach? Za pięć minut się konkurs zaczyna, a ci wszyscy w szatni rzędem siedzą!
          No to pięknie! Się po prostu dla nas zaczęło wyśmienicie! Jak na komendę się ubieramy i lecimy na rozgrzewkę, bo tyle czekania i na darmo, bo zaraz bez nas skakać będą. Pierwszy leci Niunio zestresowany, bo on to z numerem piątym na początku startuje z innymi małolatami i buloklepami. No, sobie Niemcy buraki genialnie obmyślili, żeby nas z rozgrywki wyeliminować na amen i nam o początku konkursu ani słowa nie powiedzieli! Ale my się tak łatwo nie damy!

jedyną rzeczą, której możesz być pewna
to to, że nie będę chciał więcej niż twojej miłości



          Stoję na dole i tylko czekam, żeby jeszcze paru baranów krócej niż ja skoczyło, to się do trzydziestki załapię. W ogóle to nie wiem komu się zachciało na siłę te zawody robić. Wczoraj pięć minut nie minęło, a już odwołali, a dziś debile, co chwila przekładają. Stefańcia mistrza pierwszego prawie zdmuchnęło. Ten to zawsze ma szczęście do wiatru, jak Reprezentacja Polski powodzenie w eliminacjach do Mundialu. Za to Niunio elegancko skoczył, Ziobro też całkiem spoko, ale mnie znowu przewiało jak na pustyni. I jeszcze śnieg sypie, jakby Pan Bóg pierzyny trzepał. I taka sprawiedliwość. Wzdycham, ale wzrok na skocznię kieruję, bo Klakiera kolejka się zbliża. Głupi to szczęście mieć powinien i tak też się dzieje, bo ląduje nasz geniusz kadrowy na zeskoku i szczerzy się do kamery. Coś mi się zdaje, że przeczytał durny w jakimś poradniku, że uhahanym lepiej się skacze i postanowił zmienić swój image. No i lajków na Facebooku przybędzie, więc w to mu graj. Piątkę mi przybija i staje obok, wielki kolega. Paru skoczków i Wiewiór siada na belce. Śniegu tyle, że chyba niebo się urwało albo zaprzęgli tabun aniołów do trzepania pierzyn, bo innego wytłumaczenia to nie ma. Oczy wznoszę ku niebiosom z pretensjami, bo nie mogło to wcześniej nasypać, tylko teraz się zebrało jak my tu już z zeszłorocznym śniegiem żeśmy się pogodzili? Ale jasne, taka sprawiedliwość. Wiewiór głupi ląduje i trzeba mu przyznać, że nawet całkiem spoko. Tylko mu noty słabe dali, bo w locie jak zdechły nietoperz. Zaraz przyłazi do nas, ale wcześniej Niunia wyściskać lezie, żeby nie było. Bo Niunio Biegunio ciągle prowadzi.
          A ja liczę, liczę i liczę i mi wychodzi, że jeszcze jeden bulę klepnie, a będę w finale. Długo czekać nie muszę i powiem szczerze, że nawet to mnie dziw bierze, bo myślałem, coby jeden, a tu wszystkie matoły jak żaby skaczą i w ogonie stawki na końcu lądują. I naprawdę jaja, bo wielce utalentowany Kamil-Jestem-Liderem-Kadry-Stoch się do trzydziestki nie łapnął. Pewnie w ramach solidarności z przyjacielem najwierniejszym Stefańciem. No to się udało, parę punktów mi dadzą. Czekamy jeszcze na dwóch geniuszów, ale po pierwszej gwiazdy skoków kompromitacji się wstrzymali i wyczekują na nie wiadomo co. Bo jak to? Tacy mocni a się wiatru boją? Jakoś na naszego Kamila nikt nie patrzył tylko go puścili, nie martwiąc się wcale czy wyląduje, czy nie. Ale jasne. Już im nie pasuje, że Niunio prowadzi i nogami ze złości przebierają. Stoją wszyscy jak debile i na matołów czekają, co mi się naprawdę nie podoba, bo już bym do domu wracał albo coś zjadł. Ale nie! Stój człowieku i marznij, żeby przypadkiem pan Bardal i pan Schlirenzauer złych warunków nie mieli. A co to oni? Specjalnej troski dzieci? Kto się wymądrzał, że jak się w formie to warunki nie straszne? Ale wyszło szydło z worka i się okazało, że taki Gregor to wcale nie bohater a pierwszy cykor i tchórz. Trochę wiatru, a się sierota na belce usiąść boi! Nic, tylko bić brawo. U nas w polskiej kadrze to dzieci skakały i się nie bały, a te dwa gamonie gaciami trzepią. I gdzie lezą zamiast startować? Pewnie! Herbatki się gwiazdom zachciało, a ty stój człowieku i czekaj na mrozie. Zresztą sama widzisz, co tu się wyprawia, jeśli oglądasz. Sodoma i Gomora. Patrzymy na ekrany, a barany zamiast na rozbieg to windą na dół jadą? Co, buraki nie widzą którędy na na belkę dojść? Trzeba sobie było nająć przewodnika skoro im tak trudno.
          - Co jest grane?  piekli się Żyła, a my wzruszamy ramionami z Klakierem, bo skąd niby wiedzieć mamy?
          - Chyba odwołali. Jaja...  mówi Klakier i ziora na Niunia Biegunia, który tam to już prawie mdleje.
          I muszę przyznać, że mi się nawet małolata szkoda robi, bo raz mu się udało elegancko skoczyć, a od razu mu zwycięstwo zabierają. A nasza wina, że Bardal i Schliri skakać nie chcą? Gapimy się na ten ekran z gębami otwartymi, ale nic nie wiadomo dalej, bo nikt łaskawie nie powie, co uradzili. Zamieszanie się jakieś robi, jedni coś drą się, inni biegają i nikt nie wie, co jest grane. Grzesiek wkurzony, że bez kija nie podchodź, więc nawet nie ma kogo zapytać, bo ten ugryzie, a Skrobot idiota na pewno nie do końca poinformowany. Naprawdę paranoja, Niunio już prawie płacze, Wiewiór pod nosem psioczy, a pozostali geniusze stoją jak debile, więc stwierdzam, że ktoś tu musi porządek zaprowadzić i idę do Waltera na skargę z pretensjami.
          Ludzi normalnie tyle się tu pałęta jak na targu w Częstochowie, a drą się każdy w innym języku i bądź tu mądry. Pytam się matoła jednego i drugiego, ale żaden mi nic nie powie i durni zgrywają na poczekaniu. Pewnie! Sam sobie dam radę, buraki i pomocy debili nie potrzebuję. Obchodzę wioskę skoczków naokoło, ale szefa FISu ani śladu nigdzie. W sumie się nie dziwię, bo też bym się pod ziemię ze wstydu zapadł na jego miejscu. Wzdycham z niezadowoleniem i po raz kolejny żałuję, że Ciebie tu nie ma, bo byłabyś jak nic lekiem na moje nerwy skołatane, a tak to lipa. Ale później od razu mi myśl przychodzi, że jakbyś była, to pewnie byś siedziała teraz z mężusiem cudownym dzisiejszym buloklepem i go pocieszała, więc w sumie to nawet lepiej, że przed telewizorem nasz wszystkich wspierasz. A Waltera jak nie było, tak nie ma! Wylazłem na jakąś górkę i rozglądam się, ale nic nie widać. Się inauguracja udała pięknie, powinni im przyznać Oskara za efekty specjalne. Ale niech sobie idiota głupi nie myśli, że popuszczę i dam za wygraną! Idę do jakiegoś grubasa i gadam do niego, ale burak nic nie kuma! Jasne! Nie uczą w Klinghental grubasów angielskiego? Macham ręką wściekły i idę dalej.
          - Mustaf!  drze się ktoś za mną, więc łeb szybko odwracam i patrzę, a to Ziobro.  A czemu ty nie na górze? Zaraz druga seria się zacznie!
          Powariowali wszyscy równo? Wichura taka, że mózg odpada, śnieg sypie, jakby mu płacili, a tym się drugiej serii zachciało? Mało czasu już tu ślęczymy jak na tureckim kazaniu? Komuś się nudzi, jak nic albo Niuniowe zwycięstwo uwiera kogoś jak wrzód na grubym tyłku! Ale gadaj z głupim! Lecę galop do szatni, bo jeszcze beze mnie zaczną i mnie z tej trzydziestki wywalą na amen. Ubieram się z wywieszonym jęzorem, a potem z powrotem lecą jak nakręcony, bo już wszystkie matoły na górę pojechały, a ja jeden nie. Pięknie!



więc chodź ze mną i dziel życie
pomogę ci też ujrzeć wieczność
przytul mnie teraz, dotknij mnie teraz
nie chcę żyć bez ciebie


          A teraz to mi się krew w mózgu zagotowała całkiem, jak woda na herbatę, bo słyszę jak mistrzunio Maciusiak gada do kamery, że Niunio ma niby do Kuusamo nie jechać. Odbiło chłopu całkiem? Wiadomo, że ja bachorów nie znoszę, ale jak już skacze dobrze, to by go chyba zabrać wypadało. A ten mówi, że się zastanowi, że z naszym Kruczkiem pogadają i jutro powiedzą, co uradzili, bo Ruka to trudna i dla małolata niewskazane, coby tam skakać. Nie no, ja to chyba śnię na jawie, bo się normalnie w jakimś matrixie czuję. I co? Niuno na tyłku będzie siedział w domciu w Gilowicach przed telewizorem, a koszulkę żółtą lidera to małolatowi Wellingerowi głupiemu pocztą wyśle do mamusi, coby sobie ubrał? Pewnie! Kiwam głową do głębi oburzony i idę zaraz do Łukasza, który w tym towarzystwie to jedyny mózgownicy używa, żeby powiedzieć, co ja o tym myślę. Już się poświęcę nawet i mogę z małolatem w pokoju mieszkać i go pilnować, coby się w Finlandii nie zgubił, ale jaj robić nie można, o nie. Wystarczy wariactwa, jak na jeden dzień. A geniusz Matusiak to niech się wypcha baran, jak mu się w Kuusamo nie podoba. Może sobie w domu sam zostać, jak się tam jechać boi! Bo przecież nie codziennie mamy w drużynie lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata chyba, nie? 



nic nie jest w stanie zmienić mojej miłości do ciebie
powinnaś już wiedzieć, jak bardzo cię kocham
jedyną rzeczą, której możesz być pewna
to to, że nie będę chciał więcej niż twojej miłości


--
Trochę spóźnione, ale szczere - Wesołych Świąt!
I nie zapominajmy o tym, co najważniejsze :)



2013-12-22

Odcinek 12. I can't help falling in love with you

















kochanie tak to jest
niektóre rzeczy muszą się wydarzyć
weź moją rękę, weź całe moje życie
bo nie mogę nic poradzić, że się w tobie zakochuję
bo nie mogę nic poradzić, że się w tobie zakochuję




          Klakierowi to już naprawdę chyba całkiem mózg wyssało. Już się pakujemy do busa, żeby jechać na lotnisko, bo przecież trzeba się transportować prosto do Chorwacji, a temu się nagle zebrało na prezentowanie nam nowego sprzętu. Szczęka to mi do kolan opadła i aż oczami mrugam, bo już mi do głowy przyszło, że coś ze mną nie tak. Zerkam na resztę, ale ci mają takie miny, że wszystko wskazuje na to, że nie mi tutaj odbiło. Klakier będzie miał różowy kask! I to taki róż majtkowy! Nawet po nim się tego nie spodziewałem. Bo jasne, że pierwszy laluś z niego i chodząca królewna, no ale taki róż majtkowy na tej głupiej łepetynie nosić? Pogięło go całkowicie. Będzie mądrala w różowym kasku po skoczni paradować! Nie będę się do buraka przyznawał, nie ma mowy! Aż otwieram usta, bo sobie właśnie uświadamiam, że to bardzo możliwe, że kiedy na podium w drużynowym staniemy razem, a nie daj Panie Boże np. w Soczi (tzn. daj Panie Boże, żeby w Soczi, ale nie z majtkowym Klakierem!) to na wszystkich zdjęciach będziemy my i ten debil w różowym kasku obok! No obciach jak stąd do Niżnego Tagilu! Kręcę głową oburzony, ale wtedy wyjaśnia matoł wszystkim, że ten kask to dopiero będzie POMALOWANY, a na razie jeszcze NIE JEST POMALOWANY i dlatego taki majtkowy. Potem Klakier opowiadać zaczyna, jaki to będzie jego kask elegancki, że tu jakieś maziaki, tu autograf, tu jeszcze jakieś inne zdobniki, ale już nie słucham, bo przecież zanudzi na śmierć człowieka tymi wymądrzeniami. Skaranie boskie z takimi talentami!
          Za Titusem się rozglądam, żeby sobie obok miejsce zaklepać, ale nie widzę nigdzie matoła. Jasne! Co się będzie wyjazdem przejmował, Dawid Kubacki jak zwykle za niego będzie myśleć i siedziska pilnować, coby miał gdzie swoje cztery litery umieścić! Taki to się umie ustawić! W ogóle to busa nowego mamy. Tak to się wąsaty Polo szarpnął. Znaczy się nie dam głowy, że takiego od nowości nam kupili, całkiem możliwe, że starego dziada jakiegoś odmalowali i okleili jak trzeba, żeby nie było. Trochę obciachowo w całości wygląda, ale już wczoraj po treningu w Szczyrku Klakier zdjęcie na Facebooku wkleił i wszystkie matoły wychwalają po kolei. No, ale nic nie zrobisz. Kretyna pomyślunku nie nauczysz. No i gdzie ten Titus ślamazara? Małolaty nam wszystkie miejsca zaraz zajmą! W ogóle to nazbierali bachorów tyle, że już się sami doliczyć nie mogą. Się szykuje wycieczka szkolna normalnie idealna. Ciekawe kto będzie towarzystwa pilnował. No, idzie ostatnia ciamajda!
          - Titus! Gdzieś ty się matole podziewał? Przecież zaraz jedziemy!
          - Aaaa, z Basią rozmawiałem... –  wzdycha. Nie no, normalnie jak w gimnazjum! Ale już dam z łaski spokój temu matołowi, bo widzę, że uszami w chmurach buja i do normalnej konwersacji zupełnie niezdolny. Kręcę głową zrezygnowany i obok niego siadam, kątem oka jego maślaną minę obserwując. Koniec świata z tym Titusem. 


czy powinienem?
 czy to będzie grzech?
 ale nie mogę nic poradzić, że się w tobie zakochuję



          Trzeba przyznać, że raz w życiu dobrze to zgrupowanie obmyślili. Ten nasz trener to jednak oleju trochę w głowie ma, od zawsze powtarzałem, że on dla nas szkoleniowiec idealny. Więc też nie ma co się dziwić, że wszystkie matoły najchętniej by się do naszej kadry przepisały. No, ale marzenie ściętej mózgownicy! Na kadrę narodową najbardziej elitarną i prestiżową, to trzeba sobie zasłużyć pracą własną i zdolnością umysłu, a nie pchać się jak hołota drzwiami i oknami. Ale tłumacz głupiemu! Więc przyjechały tutaj z nami na treningi do Chorwacji przeróżne małolaty i buloklepy, bo wierzą, że od przebywania z nami im umiejętności skakania przybędzie. No, ale co zrobić? Niech mają i się cieszą, niech się na nas wzorują, to może coś z tego kiedyś będzie. Dziś to w ogóle były treningi pokazowe jak wsie potiomkinowskie malowane dla carycy Katarzyny, bo jakieś grubasy od Pola przyjechały, chodzą z wąsami wyszczerzone i zdjęcia nam robią jak w zoo, coby się chwalić potem wszystkim, jak to oni o nas dbają i jakie warunki nam zapewniają dogodne. A tak naprawdę to każdy wie, że wakacje chcą mieć za darmochę w delegację służbową wpisane. No, a my jak ostatnie debile musimy od siódmej rano jak nienormalni wszystkie rodzaje treningów grubasom prezentować i skaczemy przez płotki, i na rolkach, i ze sztangą przysiady, i w hokeja na trawie gramy, i co tylko sobie spece zażyczą. Wzdycham, ale nie będę nic komentował, ani palcem matołów wytykał, bo mam inne problemy na głowie.  Muszę sobie znaleźć kogoś, kto mnie będzie finansował.
          Bo dobrze mówiłaś ostatnio, że trzeba iść do przodu, a nie stać w miejscu. I że nie ma tego złego, co by na lepsze nie wyszło! Że też ja tyle czasu głupi byłem! Bo na cholerę mi tak sponsor, co pieczątki robi? Na czole sobie durną pieczątkę przybiję czy gdzie? Dobrze mi radziłaś, nie ma co dumać długo, trzeba znaleźć inną propozycję, która będzie godna mojej skromnej osoby. Ty to w ogóle taka mądra jesteś, że Twoje słowa to powinni w elementarzach dla bachorów drukować, żeby pomyślunku od małego uczyć. A jak ja mam się w Tobie nie zakochiwać na każdym kroku, jak Ty taka cudowna jesteś?
          Odpalam więc kompa i zaraz się loguję, na skrzynkę moją, własną, mailową, prywatną, bo mi mówili kiedyś administratorzy, że przyszły jakieś oferty sponsoringu, a ja żem je wszystkie do spamu wywalił. Taki jestem rozchwytywany po tym Val di Fiemme, że przecież nie ma się co zupełnie dziwić, oferty wszelakie całą skrzynkę by mi zawaliły. I rzeczywiście! Haha! Są! Teraz tylko trzeba coś znaleźć eleganckiego i co ważniejsze przydatnego w życiu, a nie jakieś pieczątki beznadziejne. Co mi tu wysłali? Masło. Jasne! Cymbały wymyśliły, że będę masło reklamował! Niech się w nos ugryzą, buraki, przecież ja od zawsze wolę margarynę. Proszek do prania! Idioci! Nie będę z siebie przecież pajaca robił i jak Zygmunt Hajzer suszył białe skarpetki na sznurku na pokaz. Coś innego muszę znaleźć! Olej? Do dupy. Mleko? Do dupy. Makaron? Do dupy. Co ja? Babcia Amelcia jestem, kucharka wyjątkowa, utalentowana? Zero pomyślunku w tym kraju i zero strategii marketingowej. Prądu żadnego nie będę przecież reklamował, ani węgla, bo bym się w piekle smażył za promowanie zatruwania środowiska! Zapomnijcie, matoły! Co tam dalej jest? O! Auta! Idealnie, samochód mi dadzą gratis! Otwieram ofertę i czytam. Matoły oczywiście po angielsku napisały, ale całe szczęście dla mnie to żadna trudność, bo przecież jestem człowiek na poziomie! Nawet wstępną umowę już przygotowali! Oj, coś czuję, że współpraca się nam będzie z powodzeniem układać! Ale, kurde, czytam dalej, do końca maila przewijam, a nic o samochodzie dla mnie nie ma! Skandal! No, wymyślili sobie idealnie! Ja im będę swojej twarzy prywatnej użyczał i im nabijał sprzedaży, kasiory do portfela pchał, a sam będę jeździł rozklekotanym gratem! Oj, nie ze mną takie numery, ja się nie dam w trąbę wywinąć nikomu! Dwa razy czytam, bo może małym druczkiem, gdzieś napisali, ale nie! Ani słowa o korzyściach samochodowych dla mnie! Skandal! Niech się w nos ugryzą matoły, jeszcze się będą prosić sami, jak będę laury odbierał i każdy jeden będzie chciał mnie finansować! Zamykam list od tych chytrusów, matołów ostatnich, dusigroszów i szukam dalej. Długopisy? Dobrze widzę? Teraz to mam ubaw po pachy, bo co? Ja będę długopisy reklamował? Dobre sobie... Kawa? Nie! Herbata? Nigdy w życiu. I jakaś firma, co jej nikt nie zna, a na mnie chce sobie interesy robić... I co ja mam zrobić? Jeszcze patrzę, bo mi wysłali taką jedną propozycję, tylko po niemiecku i kurde nie rozumiem ani słowa.
          - Kaaaaaaaaaaaaaaaamil!  drę się przez otwarte okno balkonowe do sąsiedniego pokoju. Chociaż raz się domniemana inteligencja Mistrza Świata przyda.  Chodźże tu szybko! Bo nic nie kumam, co oni mi tu napisali!
          Chwila mija, a przyłazi cudny lider kadry, co niby taki pięknie wszechstronnie wykształcony. Zaraz się przekonamy czy się ta jego mózgownica do czegoś pożytecznego nada. Chyba tyle co z łazienki wyszedł, bo łeb wyuczony ma mokry. Patrzy na mnie chwilę zaskoczony, więc tłumaczę, jak głupiemu, o co mi chodzi.
          - Było się uczyć języków, jak chcesz międzynarodową karierę robić  poucza mnie pierwszy geniusz, a ja oczami przewracam, bo co on? Matka chrzestna moja czy opiekun prawny, że się tak nagle moją edukacją przejmuje? Ale wyjaśnia mi wszystko po kolei i zaraz na wstępie stwierdzam, że oferta idealna. Ciastka! Przynajmniej ciastek za darmochę się najem ile wlezie!
          - Weź im napisz, że się zgadzam  mówię wyszczerzony i stoję nad Kamilciem z rękami założonymi i wesołą miną.  No szybko!
          - Ale może doczytamy do końca!
          Ten to zawsze nadgorliwy! Kto by całą listę tych ich warunków durnowatych czytał? Najważniejsze ile mi będą płacić i co w zamian dostanę przecież.
          - Dajże spokój! Pisz im szybko, że ja chętny!  gadam, bo matoła, to trzeba na każdym kroku pilnować po prostu. Wzrusza więc Pan Magister ramionami i wszystko elegancko pisze do nich po niemiecku, dokładnie, co mu mówię. List wysyła i idzie łeb suszyć, a ja się wpatruję w ekran jak zaczarowany i czekam, czy coś odpiszą. Chwila nie mija i jest! Cały mail długaśny wypisali, a na koniec pytanie: Der Postversand oder die persönliche Entgegennahme? Kurde, se będę musiał słownik niemieckiego kupić! Nie będę przecież wtajemniczał Kamilcia we wszystkie moje tajne ustalenia handlowe. Kręcę nosem chwilę, bo nie wiem co mam zrobić. Nic no, wujka Google trzeba się zapytać. Wpisuję literka po literce i wychodzi na to, że się pytają jak mi ciastka dostarczyć! Haha, to jest porządny sponsor od razu o mnie myślą, a nie jak te buraki, co ciągle z pretensjami. No jak przesłać? No przecież, że pocztą, nie będę pół Europy po wafelki jechał! Więc wpisuję na translatorze i zaraz im ślę:  Mit der Post schicken alles!!! I na końcu, że czekam dopisuję: Ich warte! Adres im napisałem, więc teraz tylko czekać na przesyłkę. Ja to jednak w życiu nie zginę. Ani trochę.


jak rzeka, która z pewnością wpada do morza
 kochanie tak to jest
niektóre rzeczy muszą się wydarzyć
nie mogę nic poradzić, że się w tobie zakochuję



          No i teraz to już ostatnia prosta, bo zaraz sezon się zacznie i będzie się działo! Niby nic się nie zmieniło, trenujemy dalej, na torach lodowych w Oberstdorfie byliśmy, ale już się włóczą za nami wstrętni dziennikarze non stop wszędzie i ciągle pytają, czy się do Soczi szykujemy. Oni się szykować powinni i dokształcać mózgownice durne, a o nas to już spokojni niech będą, bo nie my wstyd przynosić będziemy. Klakier głupi bryluje na Facebooku i w ogóle chodzi cały uhahany, choć zazdrość to mu się uszami wylewa jak widzi, jaki Żyła popularny. Bo gęba Wiewióra to w ogóle wszędzie już jest i niedługo mikrofalówkę jak otworzysz, a ci Pieter wyszczerzony wyskoczy. Powariowali wszyscy na jego punkcie. Wagraf to po bandzie już całkiem pojechał, bo wymyślili, że teraz będę małolaty wspierać. Krzyż na drogę! Całe szczęście, że ich zawczasu pogoniłem. A oni akcję całą wymalowali i wielkie ogłoszenie nowego teamu. Niech się w nos ugryzą, kalko-klepacze! Wielka miała być tajemnica, a Klakier papla o za długim jęzorze dwa dni wcześniej na Facebooku wypaplał, tak na idiocie polegać. Ale mają za swoje, za całą niesprawiedliwość wobec mnie i za całą krew, jaką mi zepsuli swoimi żalami nieuzasadnionymi zupełnie. Jeszcze będą za mną tęsknić i listy pisać, żebym raczył wrócić i im markę ratować. Na dodatek do wszystkiego to nas nawet ostatnio pokazywali w telewizorze. Komedia była i strata czasu zupełna. Usadzili nas na środku i wszystkie talenty się spotkały i debatowały o nas, a my jako żywa ilustracja, coby oglądalności nabić pacanom. Polo brylował i z piętnaście medali głosił dumny, jakby sam jechał skakać. Pół dnia stracone! Jeszcze nas wyfotografowali z każdej strony, nagrali wymądrzenia Klakiera i dopiero nam do domu pozwolili jechać. Tak to było.
          A dziś to już się pakuję do Klinghental. Niby jeszcze trzy dni zostały, ale lepiej się pilnować zawczasu, coby wszystko było gotowe. Walizka na środku pokoju leży, a ja dumam w czym to mi będzie najbardziej do twarzy. Sprzęt już całkiem gotowy, wszystko jest. Kombinezony mam eleganckie, dopasowane i narty aż się błyszczą. Kartki z autografami gotowiutkie też już przyszykowane, będę mógł wszystkim moim fanom rozdawać. Biorę kolorową pocztówkę w rękę i patrzę z uśmiechem. Ty to jednak jesteś! Tak szybko mi nowe zdjęcie przygotowałaś i takie cudne, że wszystkim oczy na wierzch wyjdą jak mnie zobaczą! Gapię się tak na Twoje dzieło uśmiechnięty, kiedy dzwoni dzwonek do drzwi.  Kogo diabli niosą? Otwieram drzwi, patrzę, a to Ty! A to ci dopiero! Taka wizyta przemiła, tylko u mnie taki burdel, cholera.
          - Cześć, Dejvi! Spakowany?
          - No już prawie!  mówię nieśmiało.  Właśnie jestem w trakcie...
          - Bo mam do Ciebie sprawę! Biznes! Wpadł mi do głowy taki pomysł i bym Ci chciała zaproponować...
          - Na wszystko się zgadzam!  wołam zaraz radośnie, bo ja przecież mam pełne, bezgraniczne do Ciebie zaufanie całkowite, a Twoja mądrość wrodzona już nie raz się ujawniła i mnie oczarowała na amen. Zapraszam Cię do kuchni i parzę herbatkę malinową, jak lubisz. A całe pomieszczenie wypełnia zapach migdałów. Opowiadasz coś dalej i ja z chęcią bym Cię dalej słuchał i stał tak dalej rozmarzony, herbatkę mieszając, ale mi dzwonek do drzwi przerywa. Nie no! Kogo to znowu do mnie przywiało w takim momencie? I jeszcze ktoś dzwoni, jakby się paliło! Lecę do drzwi wejściowych, otwieram wściekły z trzaskiem, a to listonosz stoi i się szczerzy jak głupi. Kubackiego na oczy nie widział? Oczami przewracam, ale zaraz wzrok pada na pudło, co głupek trzyma! Hura! Ciastka przyszły! Biorę paczkę szybko i nawet napiwku nie zostawiam, bo co ja? Organizacja charytatywna jestem? Lecę do Ciebie, do kuchni, szybko otwieram przesyłkę, bo do herbatki malinowej to będę ciastka pasowały jak ulał. Lecz prawie mdleję i padam trupem na posadzkę, jak widzę, co to jest... Pięknie! Kask mi nowy przysłali... Wyjmuję go i trzymam na rękach wyciągniętych, walcząc ze sobą, żeby się nie rozpłakać przy Tobie, jak ostatnia fajtłapa. Taki wstyd!
          - Oj Dejvi, wcale nie jest taki najgorszy...  odzywasz się, a gdy ja tak powolutku na Ciebie oczy swe kieruję i widzę Twój uśmiech od ucha do ucha i rozbawione spojrzenie, to chciałbym się pod ziemię zapaść. To mnie Twój mężunio wyszykował. Tak to matołowi ufać, przyjacielowi dwulicowemu, co chytry jak lis mnie za plecami wykolegował! Pięknie.


nie mogę nic poradzić, że się w tobie zakochuję
 nie mogę nic poradzić, że się w tobie zakochuję





--
I jaki morał z tego? Czasem warto się uczyć języków. Nawet niemieckiego :))
W następnym odcinku już się zacznie Puchar Świata!

A w prawdziwym świecie? 
Czapki z głów, panie Kamilu, czapki z głów!
I dla pana, panie Jaśku, też brawa!



2013-12-15

Odcinek 11. But you are missing
















nie ma cię, gdy gaszę światła
 nie ma cię, gdy zamykam oczy
 nie ma cię, gdy widzę, jak słońce wzrosło
 ciebie brak




          Wrzucam moją torbę do bagażnika i kręcę głową wściekły, bo całkiem do kitu mi się dziś skakało. Skocznia w tym Szczyrku naprawdę jest beznadziejna, ale oczywiście nikt mnie o zdanie nigdy nie pyta i tutaj nam skakać każą, jakby od tego istnienie świata zależało. Dobrze, że na dziś koniec. Bo jak inaczej wyjaśnić, że parę dni temu w Klingenthal latałem świetnie, a tu tak lipnie? Nie ma innego wytłumaczenia, tylko wina Skalite. Wzdycham i wypatruję tego Twojego mężusia, bo coś mi gadał, że ze mnę będzie jechał, ale oczywiście go nie ma. Pewnie, co się moim cennym czasem będzie przejmował! Opieram się o maskę samochodu i patrzę oburzony w stronę bramy, ale nie ma go i nie ma. A tymczasem to ja mam jeszcze inne na głowie problemy. Z Wagrafu mi list wysłali z zażaleniami, że niby ich durnych wymogów nie spełniam, czapki z reklamą nie noszę jak trzeba i umowną karę będę płacił! Niedoczekanie! Będę na własnym łbie nosił, co mi się podoba, a nie słuchał idiotów! Osiemdziesiąt stopni w słońcu, a ja będę mózgownicę gotował. Wymyślili! A moje włosy potrzebują tlenu, ale nie ma gadania, dla speców od siedmiu boleści najważniejsze, cobym w czapce durnej paradował. Nie wystarczy im zaszczytu, że ich markę swoją osobą firmuję i za nich oczami świecę po świecie? Jeszcze się będę prosić o mnie jak odejdę!
          Wyciągam telefon, coby zadzwonić do spóźnialskiego. Mistrz świata to raczej świecić przykładem powinien wszystkim nam, kolegom młodszym, ale nie, bo po co?! Zero kultury osobistej! I gdyby nie to, że po cichu liczę, że jak matoła odwiozę do domu, to Ciebie spotkam, to bym już dawno manatki spakował i tyle by mnie widzieli. Taa, wiadomość mi z łaski wysłał. Cudnie. Idę do Stefka w odwiedziny. Nie czekaj na mnie. Jasne! Swojego domu nie ma, żeby u Stefańcia przyjaciela najlepszego przesiadywać na obiadku?! A Ty w domu sama! Taki z niego mąż. Wzdycham głośno, a wtedy telefon dzwoni, patrzę, a to Baśka. Pięknie! Tylko Baśki brakowało, bo mało kłopotów na głowie.
          - Daaaaaaaawid, buuuuu  ryczy na wstępie kujonka, a ja od razu oczami przewracam.  Buuuuuuu...
          Dwie minuty mijają, a ja dalej nie wiem, o co chodzi. Odbiło jej całkiem, nie ma innego wytłumaczenia. 
          - Kooooot zaaaaginął  duka w końcu i znów szlocha.
          - Jak zaginął, jak przed chwilą na skoczni skakał?  zauważam przytomnie, ignorując lament baśkowy.
          - Kooot? Na skoczni?  pyta zdziwiona. Nie no! Ona głupią udaje czy mózg sprzedała na Allegro?
          - No Maciek! KOT. MACIEK KOT  tłumaczę jak idiocie ostatniemu, ale wolę na chłodne dmuchać. 
          - Ale Daaaawid, mój kot ma na imię Mruczuś, a nie Maciek. Kto kotu daje na imię Maciek?
         - Chyba MIAŁ, a nie MA. Skoro zaginął, to czas przeszły odpowiedniejszy  mówię z uśmiechem, bardzo zadowolony ze swojego geniuszu językowego. A durna Baśka znów w ryk.
          - Daaaawid,  bo trzeba go szukać! Przecież on taki malutki i na pewno siedzi gdzieś taki biedny, samotny, przestraszony! Dzwoniłam do Krzyśka, ale nie odbiera!  gada Baśka szybko, a w międzyczasie chlipie do słuchawki. Pięknie! Ogłaszam, że coś wymyślę, a potem lecę z powrotem po debila. Przecież ten matoł nigdy Baśki nie zdobędzie, jak w takich chwilach, kryzysach i sytuacjach bezbramkowych z pomocą jej nie przyjdzie, burak jeden. Wpadam do ośrodka i zaraz już przy wejściu widzę geniusza przy stoliku z gębą roześmianą. Aż otwieram usta z oburzenia na jego widok.
          - Titus! Ale Ty debil jesteś! Baśka dzwoni roztrzęsiona, a ten siedzi w najlepsze i herbatkę pije owocową, poziomkową!  wołam i stoję nad nim z groźną miną i ramionami skrzyżowanymi.  Zbieraj się! Jedziemy!
          Bo oczywiście nawet przez chwilę nie myślę, coby go wysłać na ratunek do Baśki samego. Kto wie, co głupek wymyśli po drodze i taką okazję na podbicie baśkowego serca na bank szwajcarski zmarnuje. Taki już mój los, co zrobić, całe życie z matołami. I jakie ja mam dobre serce i jak ja się poświęcam dla dobra kolegi? Ale jasne, nikt nawet zauważyć nie raczy i nikt nie pochwali, jak ja pół życia za Titusem niemrotą chodzę i pilnuję, żeby go na ludzi wyprowadzić. 
          - Gdzie jedziemy?  geniusz pyta.
          - Kota szukać, idioto!!! 
        - Mnie?  nagle durny głos zza drzwi się wydobywa, a zaraz się pojawia i łeb wazeliniarza pierwszego, kujona, gwiazdy Facebooka i obiektu westchnień fanek nieletnich, a mnie już całkiem ręce opadają do samej ziemi. Za jakie grzechy ja mam się męczyć z takimi matołami?
          - Jeden ty na świecie?!  drę się do niego, a w tym czasie łapię Titusa za fraki i do wyjścia prowadzę. Bo jeszcze potrzeba, żeby Klakier za nami polazł i znów się do Baśki dowalał bezceremonialnie i zupełnie się z tym przed nami nie kryjąc.
          Ale za późno. Już się laluś do auta pakuje i na nic moje wrzaski, że nie jedzie. Titus, zdrajca i ostatni kolaborant z mózgownicą pustą tak się tym durnym kotem zaginionym przejął, że nawet z głupiego Klakiera się cieszy i coby jechał z nami go zachęca.
          - We trzech raz dwa znajdziemy! Biedny Mruczuś, biedna Basia...  wzdycha Titus w okno się gapiąc, a ja kręcę głową i ze złością usta zaciskając, kieruję samochodem w stronę Baśki domu.


wszystko jest wszystkim
 wszystko jest wszystkim
 ale ciebie brak


          Jedziemy z wywieszonym jęzorem, jak na sygnale, bo taki alarm Baśka zrobiła. Panu Bogu dzięki, że nas policja nie zatrzymała, bo by nas na sygnale do kryminału odwieźli i ciekawe czy by Baśka w odwiedziny przychodziła. Wita nas w progu zaryczana, że kota nie ma. A spróbowałby być, jak my tak na karku złamanie jechali! Więc chodzimy pół godziny jak debile, a futrzaka nie ma nigdzie. Gdzie polazł?! Normalnie na kotlety przerobię, jak znajdę, słowo daję. Obchodzimy dom wokoło, a nigdzie nie ma i nie ma. Baśka ryczy w niebogłosy.
          - Trzeba było debila pilnować, skoro taki niedorozwinięty w rozwoju osobistym, a nie! – komentuję cicho, ale oczywiście głupia Baśka usłyszała i znowu beczy, jak stado wściekłych krów na połoninie. Klakier mi rzuca groźne spojrzenie, a potem idzie kujonkę przytulać na pocieszenie. Pewnie! Od razu wiedziałem, po co książę na białym koniu przyjechał.
          Oczami przewracam, bo nie dość, że czas swój cenny, prywatny poświęcam, to jeszcze pretensje mają. Niech się głupia Baśka w nos ugryzie, trzeba było zamknąć dziada w pokoju, a nie teraz ryczeć. Ale może w to jej graj, teraz zupełnie bezkarnie kleić się do Klakiera idioty może. A gdzie Titus fajtłapa? Rozglądam się dookoła, ramionami wzruszam, ale słyszę jak się drze zza domu, więc lecimy wszyscy, jak Żyła na mamucie w Vikersund. Titus stoi pod drzewem i w górę się gapi. Oczy nasze zwracamy w tę samą stronę i cud. Znalazł się futrzak przeklęty! Na drzewie, jak burak siedzi.
          - No to pięknie!  ogłaszam towarzystwu.  Chłopaki, wracamy!
          Matoły się gapią na mnie, jakbym durnia strugał albo im wmawiał, że wygrałem Puchar Świata, a oni przegapili. A co? Ja idiotą jestem? Kot znaleziony, misja skończona, jak amen w pacierzu, ale nie, bo debilom bohaterstwa mało i jeden przed drugiego się popisywać pierwsi. Baśka w ramię Klakiera beczy, a Titus pierwsza ofiara losu lezie do garażu, a potem drabinę niesie, bo będzie kota pokrakę ratował.
          - Sam zleźć nie może?  wołam wściekły.  Po cholerę właził na drzewo i teraz miauczy, jak idiota? Jasne, leź po niego, matole, a się pomyślunku nigdy nie nauczy! Jutro wlezie z powrotem i to będzie twoja wina!
          No ale jasne, dyskutuj z głupim o zwierząt wychowaniu. Włazi Titus na drabinę i wyjścia nie mam, muszę trzymać matoła, bo jeszcze spadnie na ten durny łeb i tyle z tego będzie. Bo oczywiście na Klakierze polegać nie można, on wielce zajęty płaczącej Baśki pocieszaniem. Tylko po cholerę dalej beczy kujonka, jak futrzak znaleziony?        
          Więc tak to dzisiaj popołudnie wprost wymarzone, bo zamiast u Ciebie w odwiedzinach, to ja u Baśki kujonki z idiotami siedzę i napawam się ich durnym towarzystwem przy stole. Titus to mi normalnie dwie skrzynki piwa wisi za to, że tu jestem i za przyzwoitkę robię. Tylko jasne, głupek nic nie docenia mojej dobrej woli i całego poświęcenia wielkiego, a jeszcze na mnie wielce obrażony, tak samo zresztą jak durna Baśka i Klakier. A co ja niby takiego zrobiłem? Szczerą prawdę w oczy powiedziałem, bo to śmiechu warte, co się tutaj wyprawia. Baśka na kanapie kota niedorobionego tuli, obok głupi Titus z błogim uśmiechem na ustach ją nieporadnie obejmuje, jakby był na pierwszej randce w gimnazjum, a w kuchni się krząta Klakier idiota i parzy herbatkę, jak u siebie. Ja się już nic nie odzywam, bo co powiem to źle, co skomentuję, to krzywo na mnie patrzą.
         


koszula wisi w szafie, buty leżą w holu
zdjęcia na stole, włączony telewizor przy łóżku
dom czeka, dom czeka
byś mogła wejść do środka
jest wszystko, tylko ciebie brak


          No i całe szczęście, bo przyjechaliśmy w końcu do tego Hinzenbach i będzie trochę świętego spokoju. Titus, pierwszy talent, w domu został na tyłku i będzie nas w telewizji oglądał. Na początku trochę zły byłem, bo z kim teraz będę w pokoju mieszkał? Same małolaty wzięli! Teraz się muszę się pilnować, bo mnie jeszcze z jakimi dzieciorami zakwaterują, a tego brakuje, żebym za darmową niańkę dla skoczków robił. Tak to polegać na zdrajcy ostatnim, co nawet do siedmioosobowego składu się nie łapnie. Ale potem sobie tak pomyślałem, że może i lepiej. Klakier tu z nami, nie będzie swoją lalusiowatą gębą przeszkadzał i może w końcu się głupiemu Titusowi uda wziąć do rzeczy, mimo że taki z niego Romeo od siedmiu boleści. A ja już jakoś przeżyję. Już się poświęcę dla dobra rzeczy, bo Ty znowu mnie o Baśkę nudzisz i znowu swoją pomoc oferujesz, kobiecą intuicją swoje podstępne plany tłumacząc. Ledwo mi się udało wymusić przed wyjazdem obietnicę na Tobie, że wielką tajemnicę utrzymasz i żadnych działań za moimi plecami podejmować bez mojej zgody nie będziesz! Tak to ja z Tobą mam! Oj, gdybyś Ty, kobieto, wiedziała, jaka jest prawda... Ech, no ale nic. Jeszcze ze dwa miesiące muszę wytrzymać, a potem Ci się zwierzę, tak niby przypadkiem, że się w Baśce całkowicie i zupełnie już odkochałem i będę miał spokój święty, o jakim tyle czasu marzę. Taki jest plan!
          Dojechaliśmy na miejsce, więc wyciągam szybko torbę wielką z busa i zaraz za pierwszą gwiazdą polskiej kadry, złotym Kamilciem lezę do pokoju, bo stwierdzam, że z tych wszystkich matołów, to będzie jednak najmniej nieodpowiedni dla mnie kompan. A niech sobie bachory nie myślą, nie każdy może mieszkać z Mistrzem Świata! No nie?
          - Co to masz za kask, Dejvi? – zagaduje Pan-Magister-Stoch, śmiejąc się głupio. Aż mnie w środku skręca, bo się nauczył geniusz od Ciebie i wielce zadowolony. A kto jemu "Dejvi" do mnie mówić pozwolił?! Rzucam mu więc tylko zniesmaczone spojrzenie, którym wyrażam całą pogardę i politowanie, jakim go w tej chwili obdarzam. Wyjmuję mój kask nowiutki, tuż przed wyjazdem w sklepie pod skocznią kupiony, bez żadnych logotypów pseudo-sponsora durnego, co mojego talentu zupełnie nie docenia.
          - Wypisałem się z Wagrafu  tłumaczę z poważną miną, a on tylko unosi brwi ze zdziwienia.
          No i widzisz jak to się w życiu dziwnie układa? Mieszkam teraz w jednym dwuosobowym pokoju z Twoim mężusiem i wielce się z nim koleguję. Oj, jakbyś wiedział, panie Stoch, jaka jest prawda, to byś mi pierwszy mordę obił, a nie śmiał się teraz ze mną z byle czego, jak durny.


filiżanka kawy na blacie, kurtka w szafie
gazeta w progu, ale ciebie tam nie ma
wszystko jest, ale ciebie brak


          No i przyszły ostatnie zawody z cyklu Letniego Grand Prix. Ale letnie to już tylko z nazwy, bo jak na złość ziąb trzyma, wiatr na urwanie łba wieje i tak to nas głupie Klingenthal gości. Niunio Biegunio pojechał na jakieś zgrupowanie małolatów i do nas gwiazdę Stefańcia przysłali. Miejsca u Kamila mu nie odstąpiłem, niech sobie nie myśli! Trzeba było skakać od razu jak trzeba, a nie czekać na bachorów łaskę. Ale oczywiście Kamilcio, bez przyjaciela najwierniejszego żyć nie może, bo zaraz chory byłby, więc się Hula wprowadził do nas na trzeciego, co za moimi plecami ustalili. Jasne! No, ale przecież nie będę afery robił, niech już mają. Szczególnie, że u mnie humorek wyśmienity, równie jak moje skoki.
          Po wczorajszych kwalifikacjach, jak żeśmy z Klimusiem zdeklasowali całe towarzystwo i po serii próbnej dzisiejszej, gdzie pokazałem matołom gdzie raki zimują, to mi się dziś wszyscy, co do jednego, w pas kłaniają. No, ale co się dziwić? Jak dziś tylko będą równe warunki, to będziemy walczyć, haha! Oby tylko inne talenty z naszej kadry się na mnie wzorowały, żeby żadnej buli nie było. Sam Łukasz im wczoraj powiedział! A w Wagrafie to już barany pewnie w brodę sobie plują, że taki brylant, jak ja z rąk wypuścili! I bardzo dobrze! A ja sponsora sobie znajdę nowego, tysiąc razy lepszego niż ci kalko-klepacze. No, ale dość gadania, bo trzeba na skocznię wyłazić.
          Wykręciłem tylko 124,5 metra, bo oczywiście, jak tylko na belce usiadłem, to wiatr się odwrócił do mnie dupą i tyle ze skakania. Ale dobre i to, bo szesnaste miejsce to elegancka pozycja do atakowania. Zbieram się powoli do drugiego skoku szykować, kiedy to mam zaszczyt podziwiać próbę cudownego Mistrza Świata. Oczami przewracam, jak tylko wyjście z progu widzę, bo temu się chyba pomyliło i myśli, że skocznia normalna! Jaja! Trzeba się było mnie poradzić i na mnie wzorować, jak trener mówił, a nie taka klapa i ostatnie miejsce ze wszystkich! Wzdycham i pędzę na górę, bo ktoś tu musi honoru bronić w końcu, nie? 
          Pierwszy Klimuś skacze i widać, że sobie w przerwie na kamerze u Sobczyka moje skoki eleganckie obejrzał, bo od razu druga próba lepsza! Uśmiecham się pod nosem i powoli się rozgrzewam. Kilku jeszcze i zaraz Stefańcio na belce usiądzie. Aż usta otwieram ze zdziwienia i gałki oczne trzymam, coby mi nie wypadły, bo Hula to dzisiaj wyjątkowo pohulał! 131,5 metra! Sam tyle skoczył! No jednak jest nadzieja w narodzie. Oddycham głęboko, bo jeszcze żabojad, dwóch Niemców, Roman z Czech i ja. Siadam na belce rozprężony i pewny swego, bo przecież ja tu jestem w zdecydowanie najlepszej dyspozycji, a przeszkadza tylko wiatr. A dwa razy mieć nie można pod rząd pecha, nie? Więc z progu się wybijam z całego kopyta i już sobie lecę zadowolony, bo wiem, że mi znowu wyjdzie skok pokazowy! No i pięknie, czapki z głów, bo na czele przed Stefankiem ja! Piątkę mu przybijam, przyjmując gratulacje i zmieniam Hulę na miejscu dla lidera. Ubieram zaraz kurtkę, bo czuję, że sobie tu postoję trochę. Odwracam się, a tu Ahonen przede mną stoi i marszczy brwi. Hoho, nawet wielki Janne mi przyszedł pogratulować! Dopiero mi Stefek za plecami Fina znać daje, że mam mu miejsce paradne przy tablicy prowadzącego ustąpić. No po prostu koniec świata, Ahonena przede mną sklasyfikowali! No, ale się nie będę kłócił, więc zbieram klamoty i sobie idę, czekając cierpliwe na skoki reszty matołów. Klakier mądrala ode mnie bliżej ląduje i zaraz za mną go w tabelce widać, a Ziobro to szkoda gadać. Nie mówił Łukasz, żeby na mnie patrzeć i mnie naśladować? Mówił! Więc Ziobro albo głuchy, albo ślepy! 125 metrów tylko! Nic, tylko bić brawa! Kręcę głową z politowaniem i obserwuję kolejnych w kolejce, ale patrzeć nie ma na co! Wasiljew słabo, a Gregor pierwszy talent to już porażka na całej linii! Kto widział, żeby przegrać z Klimkiem, co się ledwo do drugiej serii załapał? A niby najlepszy w historii skoków świata... No i znowu wygrywa małolat Wellinger. 
          Wzdycham, pakując torbę do samochodu, bo teraz to wielka na mnie odpowiedzialność spada przed nowym sezonem. Najwyżej z Polaków dziś byłem i wychodzi na to, że będę musiał teraz świecić przykładem wszystkim, jak nasz wielki lider genialny będzie bulę uklepywał równiutko pod sznurek. Staję sobie przy busie wyprostowany i mierzę uważnie wzrokiem każdego z matołów po kolei, jak do środka wsiadają. Dzisiaj trzech nas było w dziesiątce, a ja szósty, choć warunki najgorsze ze wszystkich miałem. Ale cóż zrobić? Mądremu zawsze wiatr w oczy. Będę jakoś musiał dać radę. 

zbyt dużo pokoju w moim łóżku,
zbyt wiele rozmów telefonicznych
 jak wszystkiego, wszystkiego
 wszystkiego, wszystkiego
 ciebie brak, ciebie brak


--
Więc już wszystko wiadomo. Pozdrawiam tych, którzy odgadli, szczególnie, że niektórzy odgadli prawie na samym początku :) 
I to jest czas i miejsce, by przypomnieć, że choć wiele jest pożyczone z prawdy, to wszystko jest oczywiście tylko napisane, tylko wymyślone. 
...
A w prawdziwym świecie bijemy dziś brawa!!!

2013-12-07

Odcinek 10. I wanna kiss you but I want it too much

















chcę cię kochać, ale lepiej nie będę dotykał
chcę cię objąć, ale zmysły mówią mi bym przestał
chcę cię pocałować, ale chcę tego za bardzo



          Chodzą tak od kilku dni i rozmyślam. I wiesz, doszedłem do wniosku, że będzie zupełnie najlepiej, jak się po prostu w Tobie odkocham. Skupię się na skokach, na mojej rozpędzającej się karierze sportowej i nie będę więcej wzdychał, marzył, cierpiał i przeżywał. Tak, to będzie zdecydowanie najlepsze ze wszystkich wyjście. Nie będziesz mnie rozpraszać zapachem migdałowym, ani w ogóle Twoją osobą z całym Twoim perfekcyjnym jestestwem i będę wolny, wolniutki całkiem, jak ptak w powietrzu. Ktoś kiedyś dobrze powiedział, że no women no cry, więc będzie cudnie. Jak się już w Tobie odkocham, to obiecuję wszystkim tu wszem wobec uroczyście, że żadnej babie nigdy więcej nie dam się omamić! Nikogo mi do szczęścia więcej nie potrzeba, wystarczę sobie sam. Dopinam tę moją torbę sportową, zamykam drzwi i wychodzę na parking, coby się zapakować do samochodu. Dzisiejszy dzień do odkochiwania to będzie trudny, bo na zawodach w Szczyrku na pewno będziesz. Ale co tam. Kto da radę, jak nie ja? I kurde, Baśka kujonka na pewno przylezie, więc muszę pamiętać, żeby szerokim łukiem omijać jej miejsce egzystowania, bo będą jaja. I taki to ja mam ciężki żywot. 
          Wyłażę na parking i bagażnik otwieram, pakuję torbę, a potem wracam się po narty. Gdy idę z powrotem, to nawet nie zauważam, a ktoś we mnie wlazł. Pięknie! Się zaczyna dzień genialnie, wyśmienicie. Rzucam groźne spojrzenie, bo kto niby pozwolił jakimś pannom tu przyłazić i na parkingu naszym prywatnym ośrodkowym stać? Ta, pewnie do Klakiera przylazły i czatują na matoła, jak snajper na dachu. Wzdycham cicho, bo co na baby poradzisz? Patrzą na mnie nieśmiało, a ta co oczu nie ma i pod nogi nie patrzy, jak idzie, to uśmiecha się przepraszająco. No, może im nawet wybaczę.
          - Kota nie ma. Już polazł na skocznię  ogłaszam szybko, żeby sobie panny głupich nadziei nie robiły.
         - Jak my wcale nie do Kota przyszłyśmy  mówi jedna, co widać z nich najbardziej wygadana. I w sumie to nawet całkiem ładna.  Możemy prosić o autograf? Chyba że przeszkadzamy?
         - Gdzie przeszkadzacie? – mówię i szczerzę się do nich szeroko, bo jednak dziewczyny się znają na rzeczy. I specjalnie dla mnie tu im się przyjść chciało. – Przecież nic do roboty nie ma, tylko się pakować na skocznię!
          - A zdjęcie możemy zrobić?
          - No jak nie? Pewnie, że możemy!  śmieję się i już się ustawiam elegancko z wszystkimi trzema pannami, obejmując je przyjaźnie. – Titus, matole! Chodźże tu pomóc, a nie stój jak ostatni debil! Panie tu po zdjęcie przyszły, a ten nawet się nie ruszy!  drę się głośno, a potem zaraz uśmiecham się przepraszająco do moich sympatycznych zwolenniczek.  Bo niestety takich durnych kolegów mam, nic nie poradzę. 
          Ale one ucieszone, zadowolone i nawet od Titusa autograf wzięły, żeby mu przykro nie było. Takie to mają dobre serce. I już się żegnać mają i iść, miło mi pomachały, zawracają w stronę bramy, ale sobie przypominam o czymś, więc wołam za nimi:
          - Chwila, chwila. Trzeba mnie kopnąć w tyłek!  mówię, a te patrzą na mnie zdziwione trochę i widać, że nie wiedzą, co zrobić.  No na szczęście! Żeby żadne matoły lepiej ode mnie dziś nie skakały!
          Więc kopniaka dostaję od każdej po kolei, potem mnie jeszcze ściskają i zaraz uśmiechnięte całe znikają za bramą. Uśmiecham się do siebie, bo może nie będzie to taki beznadziejny dzień. A jedna, to nawet była trochę do Ciebie podobna, tyle że brunetka. No, ale przecież nieważne, bo się od Ciebie odkochuję i skupiam całkowicie na swoich osiągnięciach. Więc nie będę ani o Tobie śnić, ani dumać co byś powiedziała w danej chwili, ani szukać Twojego towarzystwa, ani nic. Nie będzie Cię więcej wcale w moim życiu, więc nie będziesz próbować mnie swatać z Baśką. Widzisz? Już prawie wcale o Tobie nie myślę!


twoje usta, takie gorące
 twoja sieć, jestem schwytany
 twoja skóra, taka wilgotna
 czarne koronki w pocie




          W końcu aura zaczęła mi sprzyjać. Przestał padać deszcz, wyszło słońce i pogoda w sam raz, żeby startować z powodzeniem. Choć raz jeden są do skakania sprawiedliwe warunki. I co? Od razu widać, kto tu jest najbardziej utalentowany! Raz jeden się udało, że wiatr nie wypacza wyników i od razu na prowadzeniu kto? Dawid Kubacki! Jeszcze tylko druga runda i będzie można bić brawa na całego. Mam tylko nadzieję, że wiatrzyska żadnego nie będzie i wszystko się zakończy jak należy, bo to nigdy nie wiadomo. Siedemdziesiąty pierwszy zawodnik ląduje, a ja uśmiecham się promiennie, kłaniam się nisko wiernej mi publiczności i powolutku zmierzam w stronę szatni. Mistrz świata się popisał, że hoho, nawet ukochany Stefuś przyjaciel go wyprzedził. A Ty widzisz? Specjalnie nie czekam aż przyjdziesz mi pogratulować! Nawet nie patrzę w Twoją stronę. I zupełnie nie zwracam uwagi, jak podchodzisz do mężusia swojego i coś do niego mówisz. Pewnie mnie chwalisz przed nim, ale guzik mnie to obchodzi, bo już zupełnie o Tobie nie myślę.
          Nawet szybko zleciało, bo już Stefcio na belkę siada, a ja się w pełnym skupieniu rozgrzewam, elegancko, jak trzeba. I zupełnie się nawet nie zastanawiam, czy jemu bardziej kibicujesz, czy mnie. Przechylam powoli głowę w prawo, potem w lewo, leniwie obserwując publiczność na dole. Nawet się dużo ludzi naschodziło, ale co się dziwić, jak ja dziś tak dobrze skaczę? Schodzę dwa stopnie niżej, bo już Olcio w dół jedzie, ale nawet nie patrzę na jego wynik, bo przecież to dla mnie żadna konkurencja, zupełnie inny sportowy poziom przecież. Następna to już gwiazda Facebooka. A ja robię dwa przysiady, bo co ja się będę przejmować? Jak warunki będą sprawiedliwe, to wygraną mam w kieszeni. I ciekawe, co powiesz. Uśmiecham się do siebie, ale wnet sobie przypominam, że ja na prostej drodze całkiem już jestem do zupełnego odkochania, więc szybko Twój czarujący wzrok, migdałowe perfumy i różowe rumieńce na policzkach od umysłu odsuwam. No i czasu na bzdury nie ma, bo już pierwsze złote dziecko o wdzięcznym imieniu Klemens pojechało i teraz ja.
          Sprawdzam raz jeszcze sprzęt cały, zapięcia i wszystko, trener macha, więc się odbijam i jadę w dół, prędkości nabierając. I tak sobie przypominam nagle, że w sumie to miałem opony wymienić w moim cudnym samochodzie, bo jak się szybko jedzie to mi coś szeleści, ale mnie Klakier burak zagadał rano i żem zapomniał na śmierć. I już w powietrzu jestem, i już się uśmiecham do siebie, bo odległość elegancka taka, że wszystkim matołom to szczęki na sam igielit opadną i będą skrobać do rana! Haha! Tylko lądowanie średnie, ale zwycięskiemu koniowi się w zęby nie zagląda, nie? Opuszczam rozbieg cały wyszczerzony, do zdjęć pozuję, rozdaję autografy, pozdrawiam moich fajnych kibiców, bo co zrobić, jak taki popularny jestem? Wszystkich baranów dziś pokonałem! Pokazałem, kto rządzi! Kłaniam się jeszcze raz w pas, lecz się trochę dziwię, że Ty jeszcze do mnie nie przyszłaś mnie wyściskać albo coś. Ale dumać czasu nie ma, bo zaraz mnie będą dekorować. Tak sobie myślę, że szkoda, że skoki to nie boks! Kamilcio pierwsza gwiazda, by mi musiał oddać dzisiaj pas, a tak to się nie liczy. A co z niego za Mistrz Świata, jak Mistrzem Polski teraz ja? Co? Polska większa od świata jest? Bo ja orłem z geografii to nie byłem, ale by mi chyba wpadło w pamięć, nie?
          I już kwiaty wręczone, medal mi wisi na szyi i zdjęcia mi robią z małolatami. A w ogóle to jaja, bo Niunio Krzysiunio i Klimczątko tyle samo punktów uciułali i razem na drugim miejscu stoją, a grubasy matoły dwóch medali srebrnych nie mają i beka po prostu. Obiecali dać dziecku później, ale ja bym się tak wykolegować nie dał. Dyplom nam jeszcze wręczyli, jak na pierwszej komunii i dalej fotografują. Więc stoję na tym podium i śmieję się jak głupi, bo Twój mężuś to medalu nawet nie powąchał. A potem dochodzi do mnie, że przecież on ma Ciebie i że bym przecież wszystkie te durne medale, kwiaty i dyplomy oddał, jakbym je mógł na Ciebie zamienić. Po chwili schodzę z pudła i wzdycham cicho, ale uśmiechać się uśmiecham, bo jakieś zobowiązania przecież mam. I znowu sobie przysięgam, że to ostatni raz był i że więcej nie będę Cię w tłumie szukał i że więcej nie będę na Ciebie czekał, ale na nic moje obietnice, bo już Cię widzę, jak lecisz do mnie, już widzę te Twoje rączki wyciągnięte i już po chwili wisisz mi na szyi, jak mała dziewczynka. A ja pękam, jak długi, na pół.
          Ściskasz mnie mocno i już Cię nie ma. I lecisz znów do tego mężusia, a ja nic nie poradzę. Stoję i patrzę, bo zostaję sam na środku rozbiegu pod skocznią, jak dureń ostatni. I jesteśmy sami, choć wokół wrzeszczy cały świat. Sami. Ja, medal i migdałowy zapach, który jeszcze nie całkiem się rozmieszał w powietrzu, choć tak szybko uciekłaś i znikłaś w jego ramionach. A ja już wiem, że ta miłość to jest, jak słodka trucizna. O zapachu migdałów. I nawet jakbym chciał, to nie ucieknę.


pragnę cię pocałować, ale twoje usta są śmiertelną trucizną
 jesteś trucizną biegnącą w moich żyłach
 jesteś trucizną
 a ja nie chcę tego przerywać


          Z Titusem to, jak z dzieckiem. Mówię matołowi: "Weź Baśkę zaproś, to pójdziemy razem do kina po zawodach!", a ten co zrobił durny? Pół reprezentacji Polski zwołał! No i pewnie! Wszyscy idą, pół kina małolatów będzie, tylko Ty do domu wracasz, bo Ci się nagle tak spieszy. Podchodzisz tylko do mnie i żegnając się, gratulujesz drugiego medalu. Twój mężuś znów nic nie wygrał, ale on to chyba już przyzwyczajony. Skończyła się era, że byle kto wygrywał. Ostatnio wszystkie matoły utalentowane z pierwszymi małolatami poprzegrywały, że aż wstyd, ale dziś już wyszły wszystkie druty z worka i się okazało, że dla dzieci jeszcze długa droga, żeby się wspiąć na sam szczyt. Dziś Niunio dopiero jedenasty i dużo nie brakło, a nawet by go Kubunio słodziak wyprzedził. W każdym razie jakby wszystko podsumować, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że ja to jestem pierwszy obecnie na liście dobrych skoczków w Polsce. Więc w sumie nic dziwnego, że mąż Twój wspaniały rękami i nogami się zapiera przed wspólnym wyjściem, tylko chce do domu wracać, jakby kwiatki więdły albo dzieci płakały. Wzdycham więc cicho, uśmiechając się do Ciebie pogodnie. Składasz mi jeszcze całusa wielkiego na policzku, wstrzymuję oddech, bo tak mnie mamisz tymi migdałami, a zanim znów powietrze złapię, to Ty już szepczesz mi na ucho, że trzymasz kciuki.
          Brwi marszczę jak odchodzisz, bo obserwując Twoją sylwetkę, uświadamiam sobie, że Ty nie o skokach mówisz, tylko o Baśce głupiej i moim z nią ewentualnym współistnieniu bliższym. Ślinę przełykam, a potem wzrok zwracam w stronę reszty utrapienia mojego żywota. Z ulgą dostrzegam, że prócz Ciebie to nikt takich durnych pomysł nie ma, więc zręcznie mi się udaje z daleka od kujonki trzymać całą drogę do kina, idąc z tyłu i prowadząc z Wiewiórem dysputy filozoficzne o wyjściu z progu. Kątem oka się do siebie uśmiecham, bo widzę, że Titus koło Baśki lezie i nawet ryj mu się cieszy. Jeszcze się matoł przy mnie wyrobi, nie ma co.
          Film specjalnie taki wybrałem, żeby za serce ściskał ze wzruszenia, a to trudne nie było, bo wystarczyło wziąć najdurniejszy. Plan taki był cwany, żeby Baśkę rozczulić i w ramiona Titusowe wepchnąć, ale burak zepsuł wszystko i teraz nam będzie towarzyszyć całe doborowe towarzystwo. Kręcę głową zrezygnowany, bo ja się tak poświęcam dla tego matoła, a tu zero współdziałania! Nawet teraz burak nie patrzy i zaraz mu Klakier miejsce obok Baśki zajmie!
          - Te! Maniek!  drę się szybko.  Weź sobie koło mnie siądź, co? Tu lepiej widać! Pieter tu też jest!
          Gapi się na mnie zdziwiony chwilę, ale facjata wiernego kumpla Wiewióra go chyba przekonuje, bo się gramoli między nogami wszystkich i zaraz sobie koło mnie siada. Światło się ściemnia, reklamy już lecę, a się Baśce głupiej zachciało do kibla iść! Wzdycham głośno, bo zero kultury po prostu w tym kraju. Co my? Na Balu Sportu w Austrii jesteśmy czy w poważnym kinie na seansie filmowym? Nie mogła wcześniej toalety szukać? Więc przełazi głupia Baśka przez cały rząd i znika za drzwiami, a nim wraca to się film zaczyna. I już nawet nie wiem, który geniusz to wymyśla (ale bym się wcale nie zdziwił, gdyby się okazało, że to Titus idiota, co łeb ma pusty), żeby się o jedno miejsce przesunąć i Baśce zwolnić siedzenie przy przejściu! Pewnie! Masz babo placek. Miał być romantyczny seans z Baśki z Titusem, a jak się kończy? Siedzi Baśka kujonka między Klakierem a mną, dwadzieścia minut nie mija, a już cała zaryczana, tak jak planowałem. I tak się składa, zupełnie przypadkowo, że akurat Klakier zapas chusteczek higienicznych pod ręką ma! Jaki przemyślny się znalazł! Geniusz na białym koniu po prostu! I chwila nie mija, a już ryczą mi oboje na cały regulator. Pieter z prawej strony, Baśka z lewej. Ludzie się patrzą na mnie, bo ryczeniem seans zakłócają, a co ja do tego mam? Ja tu najmniej winny, a wszyscy na mnie się gapią z zażaleniami. Pewnie! Oczami przewracam wściekły i przysięgam sobie, że choćby nie wiem co, to się już ani razu nie odezwę do Titusa do końca życia. I nigdy więcej nie pójdę z debilami na film o miłości.


biegniesz głęboko w moich żyłach
 płoniesz głęboko w moim umyśle
 jesteś trucizną
 nie chcę zrywać tych łańcuchów
 jesteś trucizną
trucizną