2014-11-11

Odcinek 26. Will you send me an angel?


















usłysz głos z głębi siebie 
to wołanie twego serca 
zamknij oczy a odnajdziesz 
wyjście z ciemności



          Umieram. Każdy jeden mięsień ciała mnie boli, w gardle mnie drapie, jest mi zimno i gorąco równocześnie i zupełnie nie mogę oddychać. Leżę i nie mogę się ruszać, więc gapię się w sufit bezmyślnie albo zamykam oczy i sam siebie przekonuję, żeby zasnąć i nabrać sił. Ale nic z tego. Serce mnie boli, gardzioł mnie boli, płuca mnie bolą, brzuch mnie boli, głowa mnie boli i na dodatek łamie mnie w kościach. 
          Cierpię, a oczywiście nikt o mnie się nie martwi wcale i nikt się nie przejmuje, że mnie nie ma na treningu i że niewiele brakuje, a zejdę z tego żywota zupełnie i się będą mogli w najlepsze cieszyć wszyscy krewni i znajomi Klemensa. Nikogo nie interesuje mój los, więc sobie leżę sam jeden pod kołdrą i po prostu czekam na najgorsze. Pewnie nawet nikt nie zauważył, że zaniemogłem nagle na tej wczorajszej imprezie. Zamykam oczy i wzdycham, co łatwe nie jest, skoro mnie tak męczy katar i infekcja dróg oddechowych. Pociągam nosem raz i drugi, pomstując na to, że nikomu nawet na myśl nie wpadnie, żeby mnie przyjść odwiedzić i zapytać jak się mam. Jasne. Pewnie się jeszcze cieszą buraki i piątki przybijają jeden drugiemu, że miejsca będzie więcej w samolocie, gdy ja będę sobie samotnie kwiatki od dołu wąchał. O ile będę miał jeszcze zmysł powonienia na tamtym świecie, bo na razie się nie zanosi, gdyż wciąż siąkam i siąkam. 
          Teraz widać jacy z nich koledzy! Jak trzeba było skakać i honoru bronić drużyny w sobotę to każdy jeden mi rękę podawał i po plecach klepał, ale teraz się okazuje, że to prawda, co mówią, że prawdziwych kolegów to się poznaje w biedzie i nieszczęściu. Nikt nie przyjdzie, nikt nie zadzwoni wcale, nikt nie zapyta. Pies ze złamaną nogą nawet nie zajrzy do mnie i gdyby nie Ty jedna, to ja bym umarł tutaj w samotności jak nic i nikt by nawet o tym nie wiedział. Tak mi źle, a tu zero zrozumienia, zero szacunku i zero wsparcia jakiegokolwiek. Tak to ja z nimi mam. Baśka też nie lepsza. Nawet jednego smsa nie prześle! Pewnie! Ty jedna o mnie dbasz i o mnie myślisz. Jesteś moim aniołem i chociaż dalej nie rozumiem, co wczoraj w Ciebie wstąpiło z tym ryczeniem, to z ręką na sercu muszę powiedzieć, że już Ci zupełnie wszystko wybaczyłem.
          - Soku chcesz? – słyszę z kuchni. Ale nim zbieram się, by otworzyć usta, to Ty już sama mówisz, że pewnie, że chcę, bo sok malinowy na przeziębienie najlepszy. No przecież nie będę się kłócił. 
          Przykrywam się kocem po sam nos, bo od wczoraj cały dygoczę, ale niewiele to pomaga. Dalej mi zimno. Znowu wzdycham bezradnie, a wtedy słyszę Twoje kroki i po chwili Cię widzę jak wchodzisz. Stawiasz na stoliku parujący kubek, uchylasz okno, chwilę się jeszcze krzątasz po pokoju, a potem podchodzisz, nachylasz się nade mną i kładziesz chłodną dłoń na moim czole.
          - Pięknie! Witamy w Bombaju – stwierdzasz zatroskanym tonem, kręcisz głową, a potem mierzwisz mi włosy. – Dejvi, Dejvi. Gdzieś ty się tak wyszykował?
          Nawet gdybym chciał Ci odpowiedzieć, to nie mogę, bo całkiem straciłem głos i żaden dźwięk z moich ust nie chce się wydobyć. Robię więc smutną minę żałosną i rozkładam ręce w geście bezradności jak Titus po lądowaniu na setnym metrze. Przełykam ślinę i zaciskam zęby, bo czuję się, jakbym żywcem łykał pokruszone szkło. Taki biedny ja…
          - Kamil zaraz wróci to odwiezie cię do domu. Nic się nie martw.
          Dopiero teraz orientuję się, że Ty w dalszym ciągu do mnie mówisz, a ja leżę w Ciebie zapatrzony tak, że nic nie słyszałem. Tymczasem Ty już okno zamknęłaś, już usiadłaś przy stoliku i szykujesz mi właśnie jakieś lekarstwo na ratunek. Nie wiem, co to za pomysł, żeby chorego gdzieś wozić na takim zimnie. U Ciebie mi tak dobrze, że jakbym mógł wybierać, to właśnie tutaj bym chciał umrzeć. A co.




mędrzec rzekł, tylko unieś dłoń
a dosięgniesz zaklęcia
znajdziesz drzwi do ziemi obiecanej 
tylko uwierz w siebie 


          Mówiłem, że jeszcze nie wyzdrowiałem, ale nie. Kazali mi przyjść na trening. Jak dalej będę chory na Olimpiadzie w Soczi, to proszę nie do mnie wnosić pretensje. Opatulam się więc szalikiem z każdej strony, wysiadam z samochodu i idę. Oczywiście nie mogli wybrać innej skoczni, bliżej mojego domu albo fajniejszej, żeby choć raz pójść mi na rękę, o nie. Jak zwykle będziemy trenować na tej w Szczyrku ze wszystkich najdurniejszej. Ech. Przynajmniej chociaż odzyskałem głos. 
          Pod główną bramą czatują jacyś niewyżyci dziennikarze, dlatego sprytnie zachodzę ośrodek od tyłu i nim się głąby orientują kim jestem to ja już znikam po drugiej stronie ogrodzenia. Wszystko jest super hiper top-secret. Kruczek kategorycznie zabronił wszystkim redaktorkom przyłazić, a nawet Klakier dostał zakaz robienia zdjęć i wrzucania ich na fejsa. Będzie musiała poczekać kariera medialna, bo będziemy testować nasz super genialny turbo-sprzęt. Mnie tam to na rękę zupełnie, bo już mnie nudzą ci durni dziennikarze tym nieustannym wypytywaniem o Klemensa. Co ja jestem? Matka Teresa Pocieszycielka? Moja wina, że sztab trenerski mój talent bardziej docenia? Widocznie mają powody. Przecież nie od parady nasz Łukasz jest najważniejszym szefem, a właśnie dlatego że się najlepiej ze wszystkich zna. Ale nie, bo każdy jeden mądrzejszy! A że krzywo skaczę, a że za wysoko, za bardzo do góry, za bardzo w bok i w ogóle całkiem źle, zupełnie do kitu. A kto ze wszystkich najlepiej w sobotę skakał to już nie raczą przypomnieć, bo po co.
          Wchodzę do szatni i przebieram się w kombinezon raz dwa, żeby czasu nie marnować. Potem wyciągam z torby mój specjalny olimpijski kask i przyglądam mu się przez chwilę z zadowoleniem. Nikt mi nigdy nie zrobił fajniejszego prezentu, wiesz? Aż się uśmiecham, jak sobie przypominam, że Ty specjalnie dla mnie zrobiłaś projekt, wybrałaś kolory i w ogóle wszystko. Piękny!
          - Te Mustaf! – odzywa się Jasiek. Ten matoł to zawsze pierwszy do wszystkiego jak na zawołanie. Szczególnie jak nie potrzeba. – Jeszcze se portki spraw góralskie do kompletu. Poproś Marcyśkę, to ci wyhaftuje.
          - Sam sobie na czole wyhaftuj! – odgryzam się natychmiast. – Orle gniazdo!
          - Ale przecież ty nie jesteś góralem – wtrąca durny Skrobot. – Czemu masz na kasku parzenicę?
          No i weź gadaj z burakami o sztuce.
          - A Klakiera nie ma? – szybko zmieniam temat.
          - Yyyy… Klakiera?
          - Macieja… – poprawiam się, machając dłonią. – Mylą mi się te koty.
          - Maniek się spóźni – ogłasza Pieter, wiążąc sznurówkę. – Przeciągnęła mu się ta sesja zdjęciowa. 
          Cały Klakier. Nic tylko bić brawa. Rozumu to taki chyba w ogóle nie ma, skoro się godzi na takie durnoty. Głupota medialna go za fraki złapała i mózg mu wyżera komórka po komórce za pomocą fleszy. Nic dziwnego, że chyba nawet Baśka kujonka go olała i woli w Krakowie nad książkami ślęczeć niż się z takim cudakiem męczyć. A ten, jak dureń ostatni, facjatą do każdej kamery na skinienie palca świeci i wkrótce to będzie stałym ekspertem telewizji śniadaniowej albo jurorem w „Tańcu z gwiazdami”. A jak głupia Baśka zmądrzeje, to go całkiem kopnie w tyłek i wtedy chyba mu już tylko casting w RMFie zostanie albo w innym brukowcu, bo drugą taką durną znaleźć to prawdziwa sztuka.
          Zapinam kurtkę, biorę nasze super specjalne rękawiczki, chwytam narty, sprawdzając po raz kolejny te nasze nowe, tajne zapięcia do wiązań i idę powoli na górę. Nie śpieszy mi się, bo wymyślili, że będziemy dzisiaj skakać z najniższej belki, co mi się nijak nie podoba, bo co za przyjemność ledwo przeskakiwać bulę? No, ale co kto lubi, o gustach się nie dyskutuje. 
          Zatrzymuję się obok Sobczyka, bo właśnie Kamil leci i ląduje. 
          - O cholera – szepcze drugi trener z uznaniem i natychmiast coś tam sobie notuje, a ja gapię się dalej jak Mistrz Świata, ale nie Polski, schyla się spokojnie i odpina narty.
          Chyba mu, kurde, nie powiedzieli, że z startował z najniższej belki.


oto jestem
czy ześlesz mi anioła
oto jestem 
w krainie porannej gwiazdy



          - Stefek nam pecha przynosi – ogłasza głośno Żyła i prawie w tej samej chwili frunie w jego stronę butelka z wodą. A mówi się, że taki Hula spokojny. Pieter się oczywiście uchyla na czas, więc w czerep dostaje Klakier. Może i dobrze, bo mu ze łba bzdury się wybije. W każdym razie odkleja się matoł od swojego turbo-telefonu i robi groźną minę, a przynajmniej próbuje, bo to w końcu Klakier. Wszystkie geniusze ze śmiechu się krztuszą, bo ubaw po pachy, nie ma co. Aż dziw, że ich jeszcze do kabaretu nie wzięli wszystkich po kolei. 
          - Pogięło was?! – drze się tymczasem Klakier retorycznie, ale nikt specjalnie nie zwraca na kocie humory uwagi, bo żeśmy się już zdążyli przyzwyczaić. Tylko Jasiek szczerzy głupio zęby, jak zwykle.
          - No co? A jak inaczej wytłumaczyć? – kontynuuje swój wywód Żyła jak gdyby nigdy nic. – W Kuusamo raz: Stefan prowadzi, konkurs odwołali. Dwa to Zakopane. Stefcio dobrze skoczył, to co? Niespodzianka! Wszyscy od nowa startujemy! W Japonii też się ostatnio nikomu nie poszczęściło wcale. A zaraz nam anulują samolot i będziemy se chyba tutaj skakać z ławki na ławkę, a nie na skoczni…
          Wstaję z podłogi, bo już nie wytrzymam dłużej z takimi cymbałami. Ja to mam szczęście wyjątkowe zawsze, wprost wyśmienite. Ciekawe jak zdążymy na konkurs? Trenerzy sobie sami samochodami pojechali do Niemiec, mnie samego z debilami zostawili i świetnie. Nic tylko bić brawa. Może sobie teraz Skrobota wystawią do konkursu jak nas nie będzie? Wzdycham i podchodzę do tablicy elektronicznej, przy której stoi Kamil i gapi się w wyświetlany rozkład lotów jak Sobczyk w zepsutą krótkofalówkę. Pięknie! Utknęliśmy chyba na amen. 
          - I co teraz? –pyta się mnie Szanowny Pan Magister i gapi się na mnie, jakbym to ja był mistrzem świata i wiceliderem klasyfikacji generalnej. I tak to ja mam. Całe życie z idiotami. 
          - Trzeba zadzwonić do trenera – mówię, bo ktoś w końcu powinien przejąć dowodzenie i zacząć używać szarych komórek w celu słusznym, a nie na ozdobę. 
          Odchodzę na bok, żeby mi matoły rozmowy nie zakłócały, bo przecież nie ma wcale na durnotę czasu. Już za parę godzin treningi oficjalne i kwalifikacje do zawodów, a my dalej rzędem siedzimy na krakowskim lotnisku i nic o niczym nie wiemy. Próbuję raz dzwonić, drugi, siódmy i dziesiąty, ale nasz trener kochany telefon ma zajęty i odebrać nie raczy. Świetny moment sobie znalazł na pogaduszki. Idealny. Wracam do towarzystwa, a ci dyskutują w najlepsze o niczym. Jeden przed drugim wzrusza ramionami i macha rękami, bo przecież każdy myśli, że jest najmądrzejszy. Kamil wzdycha raz po raz i co dziesięć sekund sprawdza czy napis na tablicy się nie zmienił. Pogoda dobra, warunki świetne, wszystkie inne samoloty startują i lądują, a nasz nie. I nikt nas nie raczy poinformować czemu. 
          Patrzę się na nich chwilę, a potem wzdycham i idę się do informacji wywiedzieć co się dzieje. Jak zwykle zawsze ja za wszystkich matołów muszę myśleć równocześnie. A czy mi płacą za opiekę całodobową nad grupą niebyt ogarniętych skoczków? Oczywiście, jak na złość, sznurek ludzi się ciągnie do okienka, bo tacy to chyba nic do roboty na lotnisku nie mają tylko stać rzędem z durnymi kłopotami w kolejce. No, ale co ja zrobię? Czekam. Czekam. Skaczę z nogi na nogę. Czekam. Znowu do Łukasza dzwonię, ale nic. Czekam. Zaraz mnie chyba piorun strzeli, bo ja tu mam ważne problemy sportowe, a nikt się tu wcale tym ani trochę nie przejmuje w tym Krakowie. A potem się szczerzyć do telewizora to pierwsi. No kurczę! Przecież ja tu korzenie zapuszczę! Z matołów żaden do pomocy nie przyjdzie i takie to ja mam życie. Wszystko zawsze muszę robić sam.
          No w końcu jestem. Tłumaczę spokojnie pani w okienku krótko i zwięźle, w jakim to się położeniu znajdujemy beznadziejnym i uprzejmie ją proszę o jakieś wyjaśnienia, dlaczego wszyscy podróżni już dawno polecieli, a my nie. 
          - Samolot z powodu awarii nie dotarł z Wiednia do Krakowa – mówi pani do mnie. – Bardzo mi przykro. 
          Świetnie. Po chwili się jeszcze dowiaduję, że następnego samolotu nie ma i raczej nie będzie, bo operator nie jest w stanie przygotować kolejnego tak już na gwałt. Na dodatek zepsuta maszyna blokuje pas startowy, a wyszykowali tylko jeden. Operator się nie przygotował, przeprasza serdecznie i ubolewa, bo strasznie mu teraz żal. Jasne. Sam w domu sobie siedzi, to mu dostać się do Niemiec wydaje się zbędne, a my się martwmy sami.
          Wracam, a matołów nie ma. Bagaże sobie leżą same, a tych nie widać nigdzie, bo co się będą przejmować? Ciekawe gdzie poleźli. Rozglądam się wokoło i w końcu dostrzegam Klakiera. Stoi jak durny i do aparatu się szczerzy, robiąc sobie zdjęcia z jakimiś małolatami. Pewnie! Taki to nie ma problemów żadnych! 
          - Gdzie reszta?! – pytam ostro, bo nie mam czasu jeszcze idiotów pilnować przecież. Te panny nieletnie chyba też i ze mną zrobić zdjęcie chciały, ale widocznie zmieniły zdanie, bo widząc moją minę szybko sobie poszły. – Samolotu nie ma, ale widzę, że nikt się tutaj nie martwi. 
          - Kamil coś z Kruczkiem i Prezesem ustala. Piotrek dzwoni do żony. Jasiek poleciał się awanturować, więc Stefan pognał za nim, żeby go uspokoić. A ja zostałem pilnować bagaży.
          No właśnie widzę. Wzdycham cicho, zęby zaciskam, krzyżuję ręce na piersiach i siadam obok swojej walizki obrażony. Bo czemu niby ja mam o wszystkim myśleć? Płacą mi dodatkowo? Jak zamkną matołów za zakłócanie porządku to wcale nie będę reagował. Sami się proszą!
          Po chwili wraca Pan Magister, a za nim Pieter wielce czymś wzburzony.
          - Moglibyśmy polecieć prywatnym samolotem! – ogłasza Żyła. – Może nawet na kwali byśmy zdążyli! Tylko nie ma komu zapłacić za taką podróż!
          - Że co? – pyta Klakier głupio.
          - Związek nie ma wolnych środków – wyjaśnia Kamil i wzrusza ramionami bezradnie. – Wygląda na to, że dziś nic nie zwojujemy.
          - Chyba że ściepę zrobimy! – śmieje się Pieter. – Albo na kredyt polecimy i się umówimy, że jak któryś wygra, to oddamy co do grosza.
          Ciekawe czemu się tak gapi na Kamila.
          - Ja to załatwię – mówię po chwili, a wszyscy geniusze w śmiech. 
          - Słyszeliście?! Mustaf zamierza w Willingen wygrać! – rechocze Żyła i zaraz zaczyna od nowa całą historię relacjonować, bo akurat wrócili Ziobro i Hula. 
          A ja matołów ignoruję, trzy kroki odchodzę na bok i dzwonię do sponsora. No co? Majtkowy kolor wcale nie jest taki zły.




mędrzec rzekł, idź tą drogą 
by cię wiódł światła blask
wiatr ci będzie wiać w twarz



--
Już niedługo skoczna karuzela się zacznie!
Pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze są, mimo że nas ze Złośliwcem tyle czasu nie było!
Dziękuję tym, którzy dzielnie kibicowali w pisaniu :)
Aria



21 komentarzy:

  1. "Serce mnie boli, gardzioł mnie boli, płuca mnie bolą, brzuch mnie boli, głowa mnie boli i na dodatek łamie mnie w kościach." - zabrakło dopisku, albo stwierdzenie naszego Złośliwca, że jednym słowem WSZYSTKO mnie boli! ;)

    Za to ona bardzo troskliwa, no kobieta marzenie dla każdego faceta. Gdybym była facetem i nie ważne, że nie moja kobieta, ale jakakolwiek niewiasta by się tak zajmowała umierającym facetem to na drugi dzień w mig bym się czuła cudownie uzdrowiona! :)

    Muahahaha ach ty Złośliwcze ty to wiesz jak się w życiu ustawić! Majtkowy sponsor pewnie, że ci pomoże w każdej chwili i momencie! :)
    No bo poważnie, każdy tutaj debatuje, a ten bez żadnego strachu, że na zawody nie doleci. Ale Pietrek wygrał z tym braniem kredytu. Padłam ze śmiechu i nie jestem wstanie powstać! :D

    Dziękuję za powrót do bloggera, za wesoły rozdzialik, za wszystko!
    Jeszcze dwa tygodnie i będziemy debatować! ^^
    Brakowało mi tego, wiesz?! :D
    Wenki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jak zawody by były bez Dejviego? Wszak to nie zawody :P

      Ja mam tak, że obudziłam się pewnego dnia i okazało się, że jest prawie połowa listopada. I dalej nie wiem jak to się stało. Zbliżający się sezon to jedyna pociecha ;)

      Usuń
    2. Od dwóch miesięcy obserwuję, że dopiero co jest początek miesiąca, a po chwili olśnienie "to już połowa miesiąca?"
      Masakra jednym słowem jak ten czas szybko pędzi ;)
      Masz rację, że zbliżający się sezon to jedyna pociecha :)

      A Dejvi ze wszystkim sobie poradzi :)

      Usuń
  2. Dejvi! Dejvi! Dejvi! Tak! Tak! <3

    No dobrze, szamański taniec radości to ja już odtańczyłam, pora na jakiś sensowny komentarz, ale w sumie nie wiem, co z niego mi wyjdzie, bo tak się cieszę, że normalnie no! <3333 hyhyhyhy <3

    Normalnie moje maleństwo choruje, a tu nikt prócz niewiasty wiadomej się nim nie zaopiekuje. Przykro mi się zrobiło, żal tak jakoś, aż mnie gardło zabolało, bo za bardzo się z naszym Złośliwcem utożsamiłam w tej chorobie. No ale w nieszczęściu to się łączyć trzeba, tak? Pewnie, że tak :3

    I kiedy czytałam to ja miałam tyle do napisania no, a teraz to wszystko mi z mojego tego durnego łba wyparowało. Jeśli to dotknie informacji matematycznych podczas jutrzejszej kartkówki, to źle ze mną będzie.
    No ale powróćmy do Dejviego. Toć on jest urodzonym przywódcą grupy stadnej! :D Jego powinni na kolanach wielbić, ot co! Ja o to wszem i wobec wnoszę :3 Jako jedyny pomyśli, zachowa zimną krew, idealnie wykorzysta niezbędne kontakty i już! :3 czary mary, a samolot jak wymalowany :3

    Ja to powinnam zostać poetką chyba, no ale nie o tym tutaj xD

    Dobrze, ale zakończmy to, bo mój komentarz jak zwykle jest przecudownej urody, a inteligencji to nie ma w nim chyba w ogóle. Także trzymaj cię, kochanie! Dejvi trzymaj się również wytrwale! Do zobaczenia (wkrótce jak mam nadzieję!).
    Buziaki, słoneczko! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna! Zdrowiej! I pisz więcej takich komentarzy przecudownej urody :D Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Dejvi wróciłeś!!! Z tej radości, aż nie wiem co napisać ( w sumie to moje komentarze zawsze są nijakie no, ale cóż liczą się chęci :-)) .Serce mnie boli, gardzioł mnie boli, płuca mnie bolą, brzuch mnie boli, głowa mnie boli i na dodatek łamie mnie w kościach." - identyfikuje się całym sercem z Dejvim.
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny i czasu
    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chora?! Jeśli tak to zdrowia! Dejvi lekiem na całe zło.

      Usuń
  4. Czekałam, czekałam i się wreszcie doczekałam. Dejvi wrócił! Wypoczęty i w świetnej formie, mimo że umierający na przeziębienie. (Dobrze, że go jeszcze mały palec nie bolał, bo to już byłaby prawdziwa tragedia :P)
    Nie będę Ci po raz enty powtarzać jak bardzo uwielbiam to opowiadanie i jak poprawia mi ono humor, bo doskonale o tym wiesz i jeśli pozwolisz, skupię się na zwyczajowym rozdaniu kilku nagród, bo już czas jakiś tego nie robiłam. Kolejność oczywiście przypadkowa. :)

    Po pierwsze – bohater odcinka.
    Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powinien to być drący się retorycznie Klakier i jego kariera medialna, ale ostatecznie padło jednak na Kamila, któremu nikt nie powiedział, że skacze z najniższej belki. Bo strasznie to było ładne i dobrze napisane.

    Po drugie – największe zaskoczenie odcinka.
    "– A Klakiera nie ma? – szybko zmieniam temat.
    – Yyyy… Klakiera?"
    Może jestem wyjątkowo mało kumata (szczególnie ostatnio), ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Klakier to nie jest żadna ksywa ogólna, tylko taka dawidowa, zupełnie subiektywna i używana wyłącznie w myślach. I naprawdę się zdziwiłam. A tak poza tym, to nie mogę się dowiedzieć, co powie Złośliwiec jak zobaczy Klakiera w pierzu. 

    Po trzecie – cytat odcinka.
    " Cierpię, a oczywiście nikt o mnie się nie martwi wcale i nikt się nie przejmuje, że mnie nie ma na treningu i że niewiele brakuje, a zejdę z tego żywota zupełnie i się będą mogli w najlepsze cieszyć wszyscy krewni i znajomi Klemensa."
    Bez komentarza. :)

    Po czwarte – wyrób artystyczny odcinka.
    Kask z parzenicą. Dzięki Dejviemu przypomniałam sobie jaki był ładny.

    Po piąte – ROTFL odcinka
    "A jak głupia Baśka zmądrzeje, to go całkiem kopnie w tyłek i wtedy chyba mu już tylko casting w RMFie zostanie albo w innym brukowcu, bo drugą taką durną znaleźć to prawdziwa sztuka."
    Także bez komentarza. :P

    Po szóste – niedosyt odcinka.
    Baśki nie było. Szkoda.

    A tak jeszcze z innej beczki, to jestem także zachwycona tym, w jaki sposób Dejvi zachował się na lotnisku. Normalnie wcielenie zimnej krwi i rozsądku. Coś w tym jest, że bez niego trzeba byłoby zamknąć kadrę. :)

    Okropnie nie mogą doczekać się Złośliwca na igrzyskach. Pisz szybciej, co?
    Pozdrawiam serdecznie
    C.

    PS. Swoją drogą szkoda, że Dejvi jednak nie wygrał w Willingen…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ale cudny komentarz :) Pięknie dziękuję, bo przyznaję, że trudno wracać po przerwie. Ciągle się zastanawiam czy udało się złapać rytm i wrócić do dawnej formy. To chyba trochę tak, jak powrót na skocznię po chorobie. Ja też nie wygrałam tego odcinka, wiem :)

      Soczi niedługo! Jeszcze tylko pojedziemy z Dejvim do Willingen!

      A Baśki nie ma, bo ma sesję. Ktoś się tutaj musi uczyć, nie?

      A na koniec się cieszę, że ktoś docenił Kamila i uczynił go bohaterem. Trudno pisać o Bohaterze, gdy narrację kradnie taki Złośliwiec. Trudno, ale najbardziej lubię :)

      Również pozdrawiam!

      Usuń
  5. No nareszcie nowy! Czekałam, czekałam i czekałam! Jak zawsze świetny oczywiście :3
    Ewa to taka dobre kobitka :) Zaopiekuję się chorym Dejvi, da herbatki z soczkiem... Skarb dla każdego faceta :)
    Biedaczek nie dość, że chory to się jeszcze denerwuje przez Klakiera :P
    Dobrze, że on choć jeden ogarnięty z tej bandy :D
    Pozdrawiam i weny :*
    PS: Sezonu to ja też się doczekać nie mogę ;3 Czekam także niecierpliwie na kolejny odcinek <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja nie wiem co by to bez Dejviego było. Trzeba by było zamknąć reprezentację, jak nic. :) Pozdrawiam i do zobaczenia wkrótce!
      Jeszcze tylko kilka dni!

      Usuń
  6. Aj, Dejvi, Dejvi, ty moja kochana, stara zrzędo. Mieć taką opiekę i marudzić, że banda matołów się nie przejmuje? No dopiero byś miał się czym przejmować, gdyby któryś 'inteligent' się zainteresował i postanowił wyręczyć migdałową pannę (to znaczy panią, Dejvi, panią) idealną w tej opiece. No wyobraź sobie, chłopie, że to taki Kocur, albo Pieter, robią ci soczek i smyrają po czułku, żeby sprawdzić gorączkę? No więc ja się pytam, który obrazek przyjemniejszy? Z czułą, opiekuńczą Ewą, czy czułym, opiekuńczym, troskliwym Klakierem?
    No i wszystko jasne :D
    Chyba, że jednak wolisz Macieja, to ja ten... idę kupić ci psa!
    Nagrodę za tekst odcinka bezkonkurencyjnie zdobywa natomiast ' A jak głupia Baśka zmądrzeje, to go całkiem kopnie w tyłek i wtedy chyba mu już tylko casting w RMFie zostanie albo w innym brukowcu, bo drugą taką durną znaleźć to prawdziwa sztuka.' Część o mojej kochanej Basi przemilczę, bo ona wcale nie głupia i Klakiera w tyłek nie kopnie mam nadzieję, choć szukanie panny przez RMF już ruszyło, więc może jednak go kopnęła :P W każdym razie, jak doszłam do tego tekstu, to po prostu skapitulowałam i resztę rozdziału czytałam dopiero po kilku godzinach, bo za każdym razem na wspomnienie tego wybuchałam śmiechem. Miałam bowiem to szczęście/nieszczęście słuchać sobie pewnego poranka w pracy radia RMF i aż spadłam z krzesła, kiedy oznajmili całemu światu, że szukają Maciejowi dziewczyny. No cóż... najwyraźniej faktycznie te flesze mu mózg wyżarły.
    Mo i jeszcze komentarz odnośnie Kamila: ' Chyba mu, kurde, nie powiedzieli, że z startował z najniższej belki.' :D:D Naprawdę rozniosłaś mnie na łopatki tą drugą częścią :D Nie mogłam przestać się chichotać.
    No a na końcu nam Dejvi na superhiroł wyrasta :D Choć reakcja Pietera była najlepsza. Nie ma to jak wiara w możliwości kolegi, no. W ogóle Żyła w tej ostatniej części wymiatał. Teoria ze Stefkiem bezbłędna, chociaż nie wolno tak się ze Stefanka nabijać, Piotrusiu, nie wolno. No ale jak widać, choć w tej teorii usi być, bo faktycznie im samolot odwołali i Dejvi po raz kolejny musiał biedny wszystko na swoje barki brać i całą ekipę ratowac. Co oni by bez niego zrobili? :D
    Ah, nawet nie wiem, jak ja za tymi wariatami tęskniłam. Za tym zrzędą i sarkastycznym ideałem oraz jego idealizowaniem Ewy. Uwielbiam, jak on patrzy na Ewę. Szczególnie w zestawieniu z tym jak patrzy na wszystkich innych.Uwielbiam to. uwielbiam, uwielbiam i mam nadzieję, że już do nas wracasz an stałe i nie będzie takich długich przerw. W końcu lada moment skoki się zaczynają :D Przynajmniej weny będzie więcej, bo czasu to chyba jeszcze mniej, jak kilka godzin wytnie się na telewizje :D
    Czekam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tęskniłam. Mam więc nadzieję, że całe zło świata mi nie będzie utrudniać pisania i następny rozdział będzie wkrótce.
      Telenowela pt. "Maciej szuka żony" najpierw mnie przeraziła (też myślałam, że z krzesła spadnę), a potem zaczęłam się śmiać. Doszłam do wniosku, że nasz Maciuś źle nie chce tylko jest no... medialnym matołem - jakby to Złośliwiec powiedział. I daje się wkręcać w jakieś bzdury.

      A ja wracam, wracam. Wena jest, tylko czasu brak, ale damy radę ;)

      Usuń
  7. Witaj, Złośliwcze!
    Wybacz, że z małym poślizgiem do Ciebie docieram, ale lepiej późni niż później. Albo wcale. Ale z racji, że dzisiaj zaczynamy sezon, a nasz Dejvi znów będzie bił rekordy w majtkowym kasku, trzeba się odezwać i oddać należyty pokłon Królowi Złośliwości! Zatem przybywam!
    Chory Dejvi jest chory. Totalnie mnie jego bolączki rozłożyły na łopatki i sama do teraz nie wiem, czy bardziej było mi żal umierającego biedaka, czy bardziej chciało mi się z niego śmiać. Ale uznałam, że śmianie się z dogorywającego Dejviego będzie bardzo nie na miejscu, więc zostałam przy współczuciu. Biedactwo. Ale opiekę ma właściwą. Ja odnoszę nawet wrażenie, że przy końcówce pierwszej części rozdziału to mu nawet siły zaczynały powracać i do cudownego ozdrowienia powoli dochodziło, bo mu wróciło stare dobre myślenie zakochanego Złośliwca.
    Ja osobiście uważam, że dawidowy kask był jednym z najpiękniejszych w Soczi, o! I wieka, wielka szkoda, że nie miał szansy pochwalić się nim więcej, niż tylko w jednej serii konkursowej. :( No i co, że nie góral! A może on tak lubi?
    Dejvi to jeden porządny ogarnięty! Jeszcze chory, a z głową na karku! I wcale nie trzeba być magistrem, aby wziąć się w garść i przejąć ster. Brawo, Dejvi. Z Ciebie reszta Matołów przykład brać powinna i uczyć się odpowiedzialności i dorosłości i dojrzałości mentalnej, wykazanej na końcu rozdziału. Tak czymaj, Złośliwcze, tak czymaj!
    Ogólnie to mój komentarzowy wen jest paskudny, więc zanim zamotam się po raz kolejny w tym, co chciałam napisać, garść ulubionych cytatów! Istne perełki, które jakby tak uzbierać z dotychczasowych wszystkich rozdziałów, to wyszłaby całkiem spora książka złotych myśli.

    1. "Cierpię, a oczywiście nikt o mnie się nie martwi wcale i nikt się nie przejmuje, że mnie nie ma na treningu i że niewiele brakuje, a zejdę z tego żywota zupełnie i się będą mogli w najlepsze cieszyć wszyscy krewni i znajomi Klemensa." To jestem ja za każdym razem, gdy jestem chora. Pomijając oczywiście brak obecności na treningu, który zastępuję brakiem obecności w szkole i Klemensa. Nie znam żadnego Klemensa. Chyba nawet nie chcę znać.

    2. "- A Klakiera nie ma? – szybko zmieniam temat.
    - Yyyy… Klakiera?
    - Macieja… – poprawiam się, machając dłonią. – Mylą mi się te koty."
    Tutaj tknęło mnie podobnie jak Corę, że przecież cała reszta matołów nie wie, kto stoi za Klakierem! I wyobraziłam sobie te miny chłopaków i takiego kręcącego z politowaniem głową Dejviego. No bo jak to nie wiedzieć, kto to Klakier? I och, ta pamiętna sesja zdjęciowa, po której na jakieś dwie godziny straciłam jasność myślenia i stwierdziłam, że Klakier, znaczy Maciek, to jednak miły dla babskiego oka gość. Ale przeszło mi, luzik.

    3. "A jak głupia Baśka zmądrzeje, to go całkiem kopnie w tyłek i wtedy chyba mu już tylko casting w RMFie zostanie albo w innym brukowcu, bo drugą taką durną znaleźć to prawdziwa sztuka." TAK! Casting w RMF-ie jest bliższy, niż może się Dawidkowi wydawać. I och, widzę ten facepalm wywołany słynną audycją w radiu. Cóż, Maciuś, zrobimy Ci osobną wersję "Rolnika szuka żony".

    4. " W Kuusamo raz: Stefan prowadzi, konkurs odwołali. Dwa to Zakopane. Stefcio dobrze skoczył, to co? Niespodzianka! Wszyscy od nowa startujemy! W Japonii też się ostatnio nikomu nie poszczęściło wcale. A zaraz nam anulują samolot i będziemy se chyba tutaj skakać z ławki na ławkę, a nie na skoczni…" Pieter złotousty. Tylko biedny Stefek. Aż się boję myśleć, co będzie w Klingenthal!

    Ogólnie jest po mistrzowsku. Jak zawsze. Ogromnie tęskniłam za Złośliwcem. Jak zawsze. I chcę więcej! Jak zawsze! I potwornie cieszę się, że już dzisiaj kwali i że zaczynamy pierwszy weekend ze skokami w tym sezonie. Oj, czekało się. Mam tylko nadzieję, że w związku z tym, będzie nam dane trochę cześćiej spotykać się ze Złośliwcem. Do Willingen trzeba jechać! I DO SOCZI!

    Ściskam, kocham, ślę buziaki. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za taki fajny komentarz :) Mam nadzieję, że uda się częściej. Willingen się już pisze i mam nadzieję, że wszyscy z radością przyjmą Złośliwca z powrotem. :)

      Usuń
  8. Dzień dobry!
    W końcu udało mi się przeczytać wszystkie rozdziały i muszę powiedzieć, że jestem zachwycona. Zacznę może od tego, że od dłuższego czasu nie śledzę skoków tak, jak śledziłam je kiedyś. Pamiętam, że jako nieodrośnięty od ziemi szkrab oglądałam z zapałem wszystkie zimowe konkursy, potem jakoś to się rozpłynęło. Nie będę udawać, że znam doskonale bohaterów, o których piszesz, ale sposób ich przedstawiania w Twoim wykonaniu sprawia, że mogę się wczuć i wszystko wyobrazić. Na początku miałam problem z przełknięciem głównego bohatera, bo jego wewnętrzne monologi sprawiały, że miałam go za zadufanego w sobie gimbusa, który cwaniakuje, kombinuje i wszyscy głupi, tylko on najmądrzejszy. Jednak z rozdziału na rozdział zaczynałam się do niego przekonywać, zdobył moją sympatię swoim ciętym językiem, poczuciem humoru i sarkazmem.
    Akcja toczy się wartko, język jest płynny i lekki, więc nawet, gdy opisujesz same zawody to nie są to suche relacje, jakie często spotykam w opowiadaniach, ale właśnie fajnie wplecione momenty. Dodatkowo, szacunek za narracje w drugiej osobie, bo chyba ciężko jednak jest wczuć się w emocje kogoś takiego, jak skoczek, gdy samemu się tego nie wykonuje, ale wychodzisz z tego obronną ręką!
    Drugą fajną sprawą jest uczucie Dawida do mężatki - to takie.... nietypowe! To znaczy, takie sytuacje w opowiadaniach są typowe, ale zazwyczaj leci ten sam szablon: ona (lub on) zajęta, ale pojawia się główny bohater i bez trudu ją odbija, po czym żyją sobie radośnie i szczęśliwie. I umarłam w tym momencie, gdy na scenie pojawiła się Baśka, jako potencjalna kandydatka do serca Kubackiego, czy ta cała sytuacja z Alą. Lubię takie poplątanie z pomieszaniem, a w tym jesteś mistrzem, absolutnym!
    Podsumowując ogólnie - sprzedałaś mi dobre opowiadanie o skoczkach, co nie jest moim jakimś konikiem, a Tobie się udało sprawić, że czytanie tego autentycznie daje mi radość.
    Jeśli chodzi o ostatni rozdział:
    Oczywiście, chory facet to umierający facet. Testament, ostatnie namaszczenie, choćby to tylko było lekkie drapanie w gardle :)
    Bardzo mi się podobają złośliwości w stosunku do Kamila. Są takie... złośliwe, ale nie bezczelne ani nie chamskie. A to sztuka pisać w ten sposób, aby wbić szpilę, a nie urazić :)
    Nie muszę nawet skoków oglądać, będę czytać relacje u Ciebie!
    Bardzo się cieszę, że do mnie zajrzałaś i zostawiłaś namiary na siebie. Będę tu często zaglądać, to na pewno!

    Zapraszam Cię również do siebie na całkiem nowy, 8 już rozdział
    Buźka,
    E.Lizz
    We will be the champions

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Szybko się uporałaś ;) Cieszę się, że trafiłam w Twój gust. Fajnie wiedzieć, że nawet osoby, które nie są takimi fanatykami skokowymi (jak np. ja) lubię czytać i że moi bohaterowie mogą zdobyć sympatię tych, którzy nie znają ich "pierwowzorów". Mówisz, że nie znasz bohaterów. Właśnie znasz! Nawet lepiej ich znasz, bo nie odnosisz ich ciągle do rzeczywistości.

      Wczuć się w emocje kogoś takiego jak skoczek jest niemożliwie, dlatego nigdy bym się nie odważyła użyć takiej narracji w sposób nie-żartobliwy. Ta narracja jest prowadzona w pewnej konwencji i z przymrużeniem oka, a narrator-Złośliwiec jest zupełnie wymyślony. Gdyby miał własny świat, to pewnie wszystko byłoby inaczej :)

      A skoki oglądaj! Dmuchaj pod narty prawdziwemu Dawidowi ;)

      Usuń
    2. Chciałabym zaprosić serdecznie na 10 rozdział. Z najnowszego odcinka dowiesz się m.in. nieco więcej o dalszych losach chomika Wiktora, a także przeszłości Ani; dla kogo Karol Kłos upiekł czekoladowe babeczki jaką moc ma truskawkowa nalewka; co dla Kubiaka wybrała Nat i jaki sposób na dziewczynę znalazł sobie siatkarz; i jak zakończy się wyprawa Niny do niezbyt dla niej przyjaznej Warszawy.
      To i jeszcze więcej w najnowszym, pachnącym świeżością (i farbą do malowania) rozdziale na We will be the champions
      Buźka!
      E.Lizz

      Usuń
  9. Uwielbiam to opowiadanie i uwielbiam Dejviego i przede wszystkim uwielbiam Ciebie, za ten język i styl pisanie:)
    Dawidek biedny chory, a Ewa jak zawsze troskliwa:))

    Pozdrawiam:))

    http://orlykruczka-2.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jesteś! Dawno Cię nie było. Biedny Dawidek, biedny. Mam nadzieję, że niedługo wróci do pełni sił.

      Usuń
  10. '- Macieja… – poprawiam się, machając dłonią. – Mylą mi się te koty.'

    tęskniłam.

    OdpowiedzUsuń