2015-11-02

Odcinek 34. How could I have been so blind

















jak takie serce jak twoje
mogło pokochać moje
jak mogłem wcześniej żyć
jak mogłem być taki ślepy



          Dbają o mnie ci moi koledzy wyjątkowo. Jakbym przypadkiem nie wiedział, gdzie mam ich szukać na lotnisku, to zaraz bym zauważył z daleka, bo drą się jak źle uszyte kombinezony. Oczami przewracam i wzdycham, a potem zarzucam torbę na ramię, chwytam walizkę i ruszam w ich stronę. Kurtkę mam włożoną reprezentacyjną jak oni, to się przecież nijak nie wyprę, że ich znam.
          - Co tu się dzieje? – zwracam się do Piotrka, bo akurat geniusz pierwszy z boku stoi.
          - Ewka się rozwodzi z Kamilem! – wtrąca się Skrobot, nim tamten zdąży gębę otworzyć.
          - No co ty? – dziwię się i zaraz się rozglądam dookoła, bo nie wiem o co chodzi. Jaja sobie ze mnie robią, czy co? Ukryta kamera?
          - No – kontynuuje nasz etatowy smarowacz nart. – Przez kafelki w kuchni.
          - Idź i zobacz! – dodaje Pieter. 
          W szoku jestem, bo uwierzyć nie mogę, co się na tym świecie wyprawia. No bo wszyscy mogą się rozwodzić, ale Wy? Taka ładna zgrana para? Nie może być! Przecież on za Tobą świata nie widział. A i Ty taka w nim byłaś zakochana… I co teraz będzie? Zerkam nieśmiało w Waszą stronę, ale odwagi nie mam na tyle, by podejść, bo skąd niby mam wiedzieć, co się robi i mówi w takiej chwili, żeby nie zaszkodzić? I już szukam wzrokiem automatu z kawą, czy innego pretekstu, by zwiać, a wtedy Ty nagle mnie dostrzegasz i biegniesz w moją stronę. Ładne rzeczy! Czyli się już nie wywinę? 
          - Dejvi! – wołasz z daleka, a potem, kiedy już jesteś bliżej, łapiesz mnie za rękę. – Całe szczęście, że jesteś! Chodź!
          Ładnie mi szczęście, jak Ty mnie do swojego męża ciągniesz! No co Ty znowu wymyśliłaś? A może to wszystko znaczy, że z mojego powodu chcesz się rozwieść? Odejść i zostawić Kamila na pastwę losu w takiej chwili? Dla mnie? Jak ja mu w oczy kiedykolwiek spojrzę? Aż mi się zimno robi i czuję, że wpadam w panikę po prostu, bo zupełnie nie wiem, co mam teraz robić. Udawać głupiego? Wyprzeć się? Zaprzeczyć? 
          Tymczasem Kamil wzdycha na mój widok i oczy do góry unosi, nie wiem, czy bardziej ratunku szuka u niebios, czy mnie prosi o pomoc. 
          - No sam powiedz, Dejvi! – Zbliżasz się do mnie i pod nos podstawiasz mi telefon, a potem pokazujesz dwa zdjęcia: pierwsze i drugie, drugie i pierwsze. Na obu jasne kafelki. – Miały być pieczarkowe, a są kremowe! Pieczarkowe, kremowe, pieczarkowe, kremowe. No kremowe jak nic! – Spoglądasz raz na mnie, a raz na męża swojego wspaniałego. – Pięknie! Będziemy mieć kremowe kafelki! – perorujesz dalej takim tonem, że zaczynam się zastanawiać, czy takie kafelki, to są zabronione ustawowo? Mandaty za nie wlepiają, czy co?
          Rozkładasz ręce bezradnie, usta zaciskasz, a potem zaplatasz ręce i milkniesz, wyraźnie oczekując mojej reakcji. A na mnie się gapi pan Magister z nadzieją w oczach. Podwójny Mistrz Olimpijski, a boi się własnej żony! Tylko w czym właściwie problem? Bo ja chyba nie zrozumiałem.
          - No ale co za różnica? – odzywam się wreszcie rozsądnie, bo ktoś powinien w końcu dać przykład kultury należytej i klasy. – Przecież nikt normalny nie zwróci uwagi!
          - No jak nie zwróci uwagi?! – wołasz z żalem i ręce załamujesz. – Deeeejvi!
          I obrażasz się na mnie zwyczajnie. Zupełnie jak Ba… A nie. Tej to chyba fochy przeszły, bo mi właśnie SMS wysłała, że dziękuje za piękny parasol. I tak to jest poprosić Titusa o zachowanie tajemnicy! Prezent z łaski swojej Baśce przekazał, jak kazałem, ale widać, że zaraz jęzorem wykłapał jej wszystko jak na spowiedzi. Taki z niego judasz, zdrajca przebrzydły i pierwszy kolaborant domorosły. Mam nauczkę, żeby więcej interesów nie robić z idiotami. 
          - Dzięki, stary – szepcze jeszcze Kamil, a potem przybija mi piątkę i zaraz leci za Tobą, tłumaczyć się z tych kafelków i z tego, że zapomniał zadzwonić i panu Zbyszkowi wytłumaczyć, że kolor trzeba zamienić, bo nie pasuje za nic. A teraz już po ptokach, jakby Pieter powiedział, bo wszystko gotowe, ściana w kuchni cała elegancko wyłożona kremowymi kafelkami. 
          Wzdycham i kręcę głową z niedowierzaniem, bo jak można się tak pomylić?


śpij bezpiecznie
śpij spokojnie
tutaj w mojej głowie
tutaj w mojej głowie
czekam


          Koniec świata. Sam jeden będę z Kamilem skakał w konkursie! Wszystkie matoły popis dały wyjątkowy i pozajmowały ostatnie miejsca. Klakier uklepał równo bulę. Jasiek przegrał z Kazachem i dwoma Koreańczykami, a to już chyba samo o czymś świadczy. Nawet Kamil, Ozłocona Chluba Narodu, gdyby się nie załapał za zasługi awansem, to by zajął zaszczytne miejsce czterdzieste pierwsze. Tuż przed Klemensem utalentowanym. A ja nie dość, że będę musiał wziąć ciężar na siebie i za całą drużynę skakać, to jeszcze muszę bronić geniuszy przed kamerami. 
          - Co się stało z innymi chłopakami? Czterech nie zakwalifikowało się do konkursu.
          A co ja jestem? Asystentka trenera, czy ich prawna opiekunka? Ale co mam zrobić? Widzę, że się nie wykręcę bokiem. Wciągam więc powietrze i zaczynam tłumaczyć: 
          - Dla Maćka i Kamila kwalifikacja to był pierwszy skok tutaj. Myślę, że to miało dużą rolę, bo Kamilowi ten skok… no też nie do końca wyszedł. No a reszta chłopaków… No cóż… Można powiedzieć, że mieli słabszy dzień, coś im nie zagrało na tej skoczni, no i nie wyszło to tak, jak powinno – przekonuję jak mogę i będę nawet taki dobry, że wezmę w obronę Ziobrę. – Jasiek wcześniej w tych treningowych skokach w miarę sobie radził, tutaj jakiś błąd przy tej kwalifikacji i się nie dostał. Ale myślę, że to nie jest nic strasznego. Po prostu wypadek przy pracy i na pewno się pozbierają i będzie dobrze – uśmiecham się na koniec, wierząc że mi od tego ściemniania nos nie urośnie. Ale w sumie Polo tyle lat gada od rzeczy, a gębę ma taką samą, tylko więcej zmarszczek.
          - Może wpływ na ten występ miał ten wczorajszy trening? Bo Łukasz Kruczek mówił, że był jakoś mocny trening wieczorem. Coś takiego mogło mieć jakieś znaczenie, czy nie da się tak powiedzieć w tej chwili? – pyta się znowu pan redaktor i na mnie się patrzy, jakbym był darmową informacją dla dziennikarzy idiotów. A co ja się mam tłumaczyć z fizjologii i anatomii? Przecież ja jestem dopiero na drugim roku studiów!
          W końcu udaje mi się wyrwać sprzed szponów kamer, bo zjawia się ktoś lepszy do inteligentnych rozmów: pan Apoloniusz we własnej osobie, więc zaraz okazję wykorzystuję, zarzucam narty na ramię i idę, oddychając z ulgą. Czasami to ręce opadają. Po Falun, ogłosili kryzys formy Kamila, bo śmiał być czwarty, zaraz za podium, a teraz już wieszczą pogrzeb całej drużyny polskich skoczków. 
          Po drodze mijam Prevca, który nawet idąc na rozgrzewkę zakłada żółty plastron. Kamilowy! Niech się cieszy, póki może, uzurpator. Kręcę głową i już mam skręcać do szatni, gdy dostrzegam na trybunach wielki jak tramwaj transparent: „JESZCZE ZE DWA LATA, JESZCZE ZE DWA LATA DAWID WYGRA Z MISTRZEM ŚWIATA!”. Uśmiecham się szeroko i macham do tych kilku panien, okutanych szczelnie w biało-czerwone szaliki. Całe szczęście, że ja to mam takich fajnych kibiców.

podejdź bliżej, moja droga,
nie musisz się obawiać
nie musisz się obawiać
tutaj w mojej głowie
czekam


          Lahti, Lahti i od razu Kuopio. Ledwo Kamil pogonił matołów, wygrał i odzyskał koszulkę lidera, a już nas zapakowali do busa i wywieźli na koniec świata. Się musi Walterowi wyjątkowo spieszyć, że się uparł, żeby codziennie konkursy robić. Ani chwili oddechu. Może planują grilla z Tepesem jeszcze w marcu i muszą jak najszybciej sezon skończyć. W sumie ciekawe kiedy są imieniny Mirana?
          Rzucam torbę w kąt pokoju, łóżko fajniejsze zaklepuję, nim się Klemens dzieciuch pokapuje, kurtkę wieszam na wieszaku i rzucam się na pościel, żeby wreszcie odpocząć. Ale nawet kwadrans nie mija, a już Złote Dziecko Skoków zaszczyca mnie swoją obecnością, bo oczywiście znowu nas razem zakwaterowali. Hałasu tyle robi, że choćbym się przekręcił i odwrócił na lewą stronę, to nie zasnę. Całe życie z matołami!
          A idę, co sobie będę nerwy psuł.
          Korytarz pusty aż dziw. Tak się wszyscy zmęczyli siedzeniem na tyłku w autobusie, że aż grzecznie poszli spać? I święty spokój. No prawie wszyscy, bo w holu siedzą Słoweńcy, grają w karty i zagłuszają ciszę społeczną! Szczerzą zęby wszyscy, tylko Peter w kącie wściekły. Pewnie znowu jest drugi. Cóż, niektórym to ani w skokach, ani w kartach nie jest pisane zwycięstwo. Oczami przewracam, mijając bez słowa słoweńskie towarzystwo, bo tych to chyba nikt nigdy nie wychowa. W sumie nic dziwnego, że trener im wyłysiał.
          Najpierw do pokoju pana Multimedalisty zachodzę, ale już w progu się cofam, bo co tu? Imprezka rodzinna, czy co? Siedzą matoły rzędem i zdjęcia pociechy Ziobry oglądają! Dumny Jan rozanielony opowiada, że córcia to i tamto, a Kamil i Pietrek z grzeczności udają, że słuchają. Miny mają takie, jakby zaraz zwiać chcieli, gdzie raki i świstaki zimują i tylko czekają na okazję. W pierwszej chwili nawet mi się ich żal robi, no bo co? Dziecko fajne, niczemu nie winne, ale można zobaczyć jedną fotkę, dwie, no ale nie sto! Przecież na każdym wygląda tak samo! Ale nie będę zgrywał bohatera i matołów z opresji ratował, bo zaraz mnie Jasiek zobaczy i z nimi w rzędzie posadzi na publiczności. Nie ma mowy.
          - O, Dawid! A chcesz zobaczyć jak Wiwianka…?
          Nie. Zdecydowanie nie chcę!
          - Ja tylko… Mańka szukam – wymyślam szybko pierwszy lepszy powód. – Pokoje pomyliłem.
          I już mnie nie ma. Zamykam drzwi i oddycham z ulgą. Z dwojga złego, to ja się już wolę spoufalać z obrażalskim Klakierem. Swoją drogą musi być po tym Lahti zupełnie nie do zniesienia, skoro nawet Pieter się od niego ewakuował z pokoju. 
          Wezmę zajrzę, czy matoł żyje, a co? Taki był wściekły, że nie wiadomo, co kombinuje.
          Uchylam drzwi i wkładam do środka łeb, bo już się wyuczyłem w tej kadrze, że nieostrożność to pierwszy stopień może nie od razu do piekła, ale na pewno do szpitala. No i proszę, Największa Gwiazda Facebooka stoi przy oknie i gada przez telefon. Nawet mnie nie widzi. 
          - Czego jak czego, ale Madrytu zazdroszczę. Świetna sprawa… – mówi podekscytowanym głosem. Nie wiem z kim gada, bo przecież nie podsłuchuję, ale szybko go ten ktoś rozbroił. – Piękne miasto, słońce i Santiago Bernabéu. Ach!
          No pięknie. Ale się chłopak rozmarzył. W sumie durnemu niewiele trzeba, żeby mu się humor poprawił. Taki z niego burak nieskomplikowany.
          - No, ale powiedz Basiu, nad czym tu się zastanawiać?
          Że co słucham?! Jaka znowu Basia?! Natychmiast wzmagam czujność i włażę do środka, nie przejmując się konwenansami. W końcu ktoś Klakiera ustawić do pionu musi. Raz a dobrze! Bo bajerować Baśkę pierwszy, a potem leci facjatą świecić na prawo i lewo, a ja się muszę opiekować ryczącą kujonką. I czemu on głupi o jakimś Madrycie z Baśką rozmawia? Co mu do łba strzeliło znowu?
          - No pewnie! Jeszcze na pół roku! Ciężko o lepszą okazję! 
          Chyba go pogięło całkiem! Mózg mu się zagotował i ściął? Jaki Madryt? Jaka Hiszpania? Jakie pół roku? Do czego on Baśkę zachęca i namawia? A ona nie lepsza! Dopiero co przez matoła oczy wypłakiwała, a już sobie w nim znalazła doradcę życiowego jak ta lala? Rozumu własnego nie ma? Klakier palcem kiwnie, a ta już pojedzie na koniec świata, bo jemu się tak podoba? A ja zostanę całkiem sam jak palma na pustyni albo skocznia w Oslo! Niedoczekanie!
          - Ja bym jechał, a nie rozmyślał nie wiadomo o czym!
          Tego już za wiele! No przecież mu zaraz lutnę! Niech się burak ugryzie w nos i solą posypie! Jego zaraz na pół złożę, w paczkę zapakuję, znaczek nakleję i do Hiszpanii wyślę. Priorytetem! Będzie wreszcie święty spokój w kadrze narodowej i wszędzie. I Baśka nie będzie więcej przez niego ryczeć! Wymyślili sobie idealne rozwiązanie na kryzys w związku. Pogratulować i brawa bić tylko. Hiszpania! Nie namyślając się już dłużej, podchodzę do głąba prędko, odpycham go z całych sił i wyrywam mu z ręki telefon, bo ktoś powinien tę Baśkę przywołać do porządku.
          - Halo! Baśka?! Ty nie pojedziesz do żadnego Madrytu! Zapomnij! – mówię stanowczo na powitanie. Ta aż zamilkała pod drugiej stronie, bo chyba ją na dźwięk mojego głosu zapowietrzyło, czy co. – Chyba nie miałaś głupszego pomysłu! Ubzdurałaś sobie jakąś Hiszpanię! Po co?
          - Ale Dawid – odzywa się wreszcie spokojnie, ale jej dojść do słowa nie daję.
          - Tam jest strasznie gorąco i duszno! Oddychać się nie da wcale. Sześćdziesiąt stopniu w cieniu! – drę się, używając wszystkich logicznych argumentów, bo już nie mam do niej siły. Uparła się jak Pieter na skoczni. – Ludzie tam nie mówią w żadnym normalnym języku, tylko po hiszpańsku. A czy ty, Baśka, znasz hiszpański? Nie! I w ogóle… No zupełnie bez sensu tam jechać!
          - Dawid!
          - A ci Hiszpanie wszyscy, to jak muchy do kobiet lecą! Opędzić się od nich nie da! Zero szacunku i zerowy poziom kultury! A kto cię przed nimi obroni? Co? Nikt!
          - Dawid, posłuchaj! – wtrąca się znowu kujonka, bo już mnie pewnie chce przekabacić na swoją stronę. Ale ja swój mózg mam, w przeciwieństwie do niektórych! 
          - To beznadziejny kraj! Daleko! Klimat nie do życia! Po ulicach chodzą byki! Baśka! Przecież tam nawet nie ma skoczni! – kończę rozpaczliwie, bo już nie wiem jak ją przekonać i jej z głowy wybić taki durny pomysł! A przecież nie może wyjechać. Nie ma mowy!
          Ta milczy przez chwilę, a potem wzdycha i mam wrażenie, że się chyba ze mnie śmieje.
          - Dawid – zaczyna swoim kujońskim tonem. – Ale ja nigdzie nie jadę. O koleżance ze studiów mówiłam. I wiesz…. Ja też cię kocham. 
          Mocno wciągam powietrze i zupełnie odruchowo się rozłączam. Siadam na łóżku i gapię się jak głupi w ten telefon z wrażenia, bo całkowicie i zupełnie nie wiem, co mam teraz powiedzieć. Jak to? Kocham? Cię? Też? Że ja?
          A Klakier matoł stoi nade mną i się śmieje, jakby banana w poprzek właśnie zeżarł. Zadowolony, jakby wygrał z całym klanem Prevców równocześnie. I z czego tak rechocze jak nienormalny?
          - Myślałem, że już nigdy do ciebie nie dotrze!
          - Co? – pytam głupio i gapię się na niego z otwartą gębą.
          - Że Baśka cię kocha, głąbie! – ogłasza takim tonem, jakbym nie rozumiał po polsku. – A ty ją.
          Najgorsze, że zaprzeczyć nijak nie mogę, bo chyba wreszcie zaczynam wszystko składać w całość i rozumieć.

jak mogłem wcześniej żyć
jak mogłem być taki ślepy
otworzyłaś moje oczy
otworzyłaś moje oczy


Koniec


-- 
Koniec. Stało się. Ogromnie jestem ciekawa Waszej reakcji. Kto się już wcześniej domyślił? :))
Polo z dedykacją dla Emmy, a panny okute w biało-czerwone szaliki to Aia i Gosiaczek. Sorry, że do Was nie podszedł, ale śpieszno mu było do szatni. Skocznia sama nie skoczy.

No i został jeszcze tylko epilog - niespodzianka.
Spotykamy się tutaj w niedzielę 22 listopada - w dniu pierwszego konkursu indywidualnego Pucharu Świata, ok? Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Będziecie z nami ten ostatni raz? 

Aria


14 komentarzy:

  1. I jak to tak będzie? Bez Złośliwca? Zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić. Zupełnie i kompletnie!
    Ale z drugiej strony cieszę się, że wreszcie się obudził. :)
    Oczywiście wrócę tu jeszcze, żeby się dokładniej powywnętrzać, tylko najpierw muszę się otrząsnąć z szoku.
    Bu.
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, otrząsnęłam się wreszcie z tych wszystkich szoków, których, jak wiesz, w minionym tygodniu mi nie brakowało i choć nadal trudno mi się pisze, przynajmniej spróbuję wykrzesać z siebie coś, co przynajmniej z grubsza przypomina sensowny komentarz. Bo jak można byłoby zostawić Złośliwca bez komentarza? Nie ma takiej opcji. :) Oczywiście elaborat główny rezerwuję sobie na "po epilogu", ale dziś spróbuję przynajmniej zacząć końcowe podsumowania.
      Wiesz doskonale, że "Wszystko inaczej", to moje ulubione z Twoich opowiadań. Co tam – ulubione. Ukochane! Czytane w kółko. Cytowane bez końca. ("Klakierem","matołami" lub "gienkami", które na stałe weszło do mojego słownika, kiedyś na bank polecę w najmniej odpowiednim momencie :P) W niektórych fragmentach znane prawie na pamięć. Przemyślane we wszystkie strony. Przegadane i przeknute. Prześmiane szczerze i od serca.
      Pamiętam doskonale, jak zabierałam się do tego tekstu jak przysłowiowy pies za jeża. I nie, wcale nie dlatego, że wtedy bardziej interesowały mnie opowiadaniowe perypetie Kocura, tylko przede wszystkim z tego powodu, że Złośliwiec został napisany w pierwszej osobie. A to jest akurat ten rodzaj narracji, którego ja wręcz organicznie nie znoszę. Mówiłam już kiedyś, że zdarza mi się odłożyć w księgarni książkę, która mnie interesuje, kiedy się dopatrzę w niej takiej formy. A Ty dokonałaś cudu – wystarczył jeden rozdział i wsiąkłam w tę historię na amen i nieodwracalnie. Zachwyciła mnie nie tylko kreacja głównego bohatera i jego wewnętrznego świata, ale także język i poczucie humoru, tak bliskie mojemu. A gdybym miała tu wymienić wszystkie przygody, które już do tej pory przeżyłam dzięki Złośliwcowi, to zrobiłaby się z tego całkiem spora lista. Ograniczę się wię tylko do przypomnienia, że teksty Dejva właściwie "zrobiły" mnie i Madzi cały ubiegłoroczny wyjazd do Wisły.
      No i najważniejsze – gdyby nie to opowiadanie, pewnie nie byłoby mojej "Fotografii". A już na pewno nie byłoby jej w takiej formie, jaką czytelniczki ostatecznie miały okazję poznać. Bo gdyby nie Twój Dejvi, to nie powstałby mój Dawid. Po prostu.
      Kurczę, to tak strasznie dziwnie zobaczyć pod tak bliskim sercu tekstem słowo KONIEC. Dobrze, że jest jeszcze przynajmniej nadzieja na epilog. A potem? Potem nastąpi już naprawdę koniec pewnej epoki. Jedyne pocieszenie, że będzie to początek czegoś innego, co bez Złośliwca też pewnie nie miałoby szansy powstać. :)
      Ale dopóki jeszcze ta historia się toczy – choć właściwie najważniejsze elementy wskoczyły już na swoje miejsca – podywaguję sobie nad nią po raz właściwie przedostatni.

      Usuń
    2. I jak się tak zastanawiam nad rzeczami wartymi podkreślenia, to uświadomiłam sobie, co właściwie tutaj jest najciekawsze – otóż tak zamieszałaś sprytnie i w potokach błyskotliwej narracji, w meandrach skomplikowanego dawidowego wnętrza, w żartach i oryginalnych powiedzonkach, bardzo skutecznie ukryłaś oś fabularną tego opowiadania. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to trochę taki pamiętnik, luźne scenki z życia Złośliwca, zapis jego zmagań z okrutnym światem. A tymczasem tu od samego początku toczy się bardzo konsekwentnie poprowadzona historia romansowa. Jest ON – żyjący w swoim świecie Dawid-Złośliwiec. Zdystansowany i kąśliwy, ale dobry i troszczący się o kolegów. Inteligentny, ale bojący się własnych uczuć i przez to przeraźliwie samotny. Jest ONA – koleżanka ze studiów Baśka, która podkochuje się w nim chyba od dawna i zupełnie nie potrafi tych uczuć ukryć. Jest wrażliwa i niewątpliwie sympatyczna, bo wszyscy w otoczeniu Dejviego ją lubią i chętnie się z nią spotykają. I jest TA TRZECIE – kobieta idealna Ewa, do której Złośliwiec może sobie bezpiecznie wzdychać, bo przecież przenigdy w świecie jej nie zdobędzie. Fantastyczne alibi i wyjaśnienie niepowodzeń w życiu osobistym. No i wreszcie jest całe OTOCZENIE, które kibicuje i pomaga Baśce. Aż dziw, że tam nikt o nic jeszcze się nie założył. :) :P
      Wspaniała klasyka.
      No cóż, nigdy nie wypowiadałam się na ten temat wprost, aby nie psuć innym zabawy, ale powyższa konfiguracja rzuciła mi się w oczy praktycznie od początku. I z ogromną przyjemnością obserwowałam jak cała akcja się rozwija. Jak Dejvi stopniowo schodzi na ziemię, jak zauważa kolejne rysy na pięknym obrazie swojego ideału, jak uświadamia sobie, że tak naprawdę wcale nie chce, żeby Ewa rozwiodła się z Kamilem i wprowadziła do niego. Jak stopniowo dostrzega, że Baśka jest i ładna, i wcale nie taka marudna. Jak odruchowo zalicza ją do swojej rodziny. Jak ciągle o niej myśli-nie-myśli. Jak stara się ją ochronić – przed numerami Klakiera i przed straszliwymi bykami spacerującym ulicami Madrytu. Matko, jaka piękna jest ta ostatnia scena, kiedy on zaczyna wyraźnie widzieć całą prawdę i nie ma jej już czym przykryć ani zasłonić, tylko musi przyjąć do wiadomości.
      I co teraz zrobi? Wyprze? Zaprzeczy? Ucieknie? Znajdzie sobie nowy obiekt zastępczy? A może podniesie głowę i odważy się spojrzeć Baśce w oczy? Naprawdę wreszcie przebudzi się do realnego życia? Złapie swoje szczęście i go nie wypuści?
      Mam nadzieję, że się summa summarum zejdą. I powiem Ci, że jak tylko sobie zaczynam wyobrażać, jak te ich podchody, to już się zaczynam z jednej strony śmiać, a z drugiej wzruszać. I Naprawdę żałuję, że nie będzie mi dane tego przeczytać. Choć z drugiej strony kto wie, co tam wsadzisz do tego epilogu. Nie wątpię, że będzie to godne przeczytania. Tak więc czekam – z jednej strony z niecierpliwością, a z drugiej – ze smutkiem.
      C.
      PS. Reszta, z kilkoma moimi osobistymi rankingami, będzie po epilogu. :)

      Usuń
    3. Już trzy razy czytałam Twój komentarz i za każdym razem z wielkim bananem na twarzy :) Bardzo dziękuję za tyle pochwał i już się nie mogę doczekać osobistych rankingów! A poza tym pewnie będę ryczeć jak Baśka. Chusteczek muszę kupić na zapas :)

      Usuń
  2. Sześćdziesiąt stopni w cieniu mnie pokonało, a pokonanie całego klanu Prevców naraz dopełniło dzieła zniszczenia :D
    Ten nasz Dejvi złotousty. Kto się czubi, ten się lubi, nie? No właśnie. A on Baśce to lubił dogryzać już od dawna. Jak nie od zawsze.
    Ale kurde, dziwnie bez niego teraz będzie. No bo jak to tak? Oj, dobra rzecz to była...
    Czekam na epilog!
    buziak :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie mam pojęcia, jak to będzie bez Złośliwca. Były przerwy i przestoje, ale zawsze gdzieś tam był. Od 2013 roku! No, ale cóż. Wszystko ma swój koniec. Dziękuję za obecność i zapraszam na epilog ;) Jeszcze niecałe 2 tygodnie!

      Usuń
  3. No ale jak to już ostatni? No jak? I już? Epilog i koniec? Naprawdę? Jeju. Przecież opowiadaniowy światek nie będzie już taki sam bez Złośliwca. To tak, jakby nagle zabrakło Apolla w PZN-ie, Hofera w FIS-e… Pietera w kadrze! Ale okej. Jeszcze się nie żegnam. Jeszcze nie padło tu ostatnie słowo, chociaż sakramentalne ‘koniec’ widnieje już na samym dole. Dopiero wtedy pożegnam się ze Złośliwcem i całą tutejszą bandą, którą pokochałam z całego swojego słabego serduszka.
    A póki co to ja po prostu powiem, że nie ma to jak chłop, który wyrwie wypowiedzi z kontekstu, własną teorię dorobi i potem awanturę urządzi jak stąd do Sapporo. Ale to jest tak totalnie złośliwcowe, że jedynie uśmiechnęłam się szeroko czytając, jak on o tę Baśkę Kujonkę naszą drogą walczył, byle tylko do tej Hiszpanii gorącej nie poleciała. Cóż, gdyby jednak miała taki zamiar, to z pewnością argument o braku skoczni na półwyspie Iberyjskim odwiódłby ją od tego skandalicznego pomysłu. :D Ale to było urocze. W całej swojej prostocie i z charakterem Dawida po prostu urocze i… cóż, to chyba najdłuższe i najpiękniejsze wyznanie miłości bez użycia dwóch magicznych słów, jakie kiedykolwiek przeczytałam! No musiał z siebie wyrzucić, co mu na wątrobie leżało i beng! Okazało się, że to miłość mu tam leżała. I tutaj przypomniało mi się ostatnie zdanie z Fotografii Cory: „Że niby jak ktoś jest złośliwy, to już nie zasługuje na miłość?” :)
    Dziękuję przepięknie za Apollina naszego cudownego. Cóż to za koniec, bez pana prezesa? To do niego należy ostatnio słowo przecież!
    Kurczę, epilog Złośliwca to chyba jedyny powód, dla którego nie chcę początku sezonu. Ale jeśli ma już nadejść to niech nam Dejvi skacze równo i daleko i pokaże matołom wszelkim i niedowiarkom kto tu rządzi! Bo można być letnim rycerzem skoków narciarskich, ale w zimie trzeba walczyć jeszcze dzielniej i ja jestem przekonana, że tak właśnie zrobi nasz miszczunio Polski najdroższy. <3
    Choć nie byłam od samego początku, to przynajmniej będę do samego końca. A więc do 22 listopada!
    Ściskam i pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie smutno, oj będzie, gdy Złośliwiec się skończy. Ale nic nie poradzimy - takie są koleje losu. Opowiadanie musi mieć zakończenie :) Mam tylko nadzieję, że epilog Wam się spodoba!
      I oby prawdziwy Dawid skakał tak pięknie, żebyśmy nie mieli czasu i ochoty się tutaj smucić przy pożegnaniu.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ale jaki koniec? Ja przepraszam bardzo, ja się nie zgadzam! Ja będę tak cholernie mocno tęsknić za Dejvem, za wchodzeniem w jego głowę, w jego myśli złośliwcze! Tak cholernie mocno i to nawet za tymi wszystkimi matołami, których Dejvi musiał doprowadzać do porządku, naprowadzać na właściwą drogę, przez co sam się zagubił do tego stopnia, że tyle czas mu zajęło zrozumienie samego siebie. Ale to wina tych matołów, którzy znaleźli w nim wujka dobra rada i nie dawali żyć. I ja nawet za nimi tęsknić będę.
    Nowy sezon bez Złośliwca już nie będzie taki sam. Ale oby Dejvi dawał nam tyle radość na skoczni, dzięki której jakoś to przetrwamy. Czekam więc na epilog <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Oby było tyle radości z prawdziwego Dawida, żeby nam tego złośliwcowego Dejva nie było bardzo żal :) Dzięki za komentarz i do zobaczenia 22 listopada!

      Usuń
  5. No, ale jak to?!
    Jak to koniec?!
    I to jeszcze w takim momencie!
    Jak tak można?!
    No ale nerwy na bok!

    Współczuję Kamilowi.
    Ewa wściekła się na niego o jakiś głupi pieczarkowy kolor, jeszcze głupszych kafelek.
    Pieczarkowy nie różni się chyba, aż tak bardzo od kremowego. A tym bardziej na kafelkach i do tego jeszcze na ścianach.
    Oj, ta Ewcia nasza kochana wściekła, bo kolor kafelek nie wiele się różniący jest na ścianach.
    A tak właściwie to czym pieczarkowy różni się od kremowego, że pani Stoch, aż tak bardzo nie pasował?
    Ja osobiście, obu nie miała w swojej kuchni.

    Słoweńcy to nie mają gdzie grać w karty tylko na korytarzu?
    I jeszcze Peter się obraził.
    W sumie to trochę mi go szkoda, bo to musi być okropne być wiecznie drugim.
    W sumie nie musi, bo wiem, że jest ze swojego własnego doświadczenia.

    A Jasiek nie ma czym zadręczać kolegów tylko zdjęciami swojej córeczki malutkiej.
    Ja po dziesiątym miałabym serdecznie dość i bym wyszła stamtąd, tak jak Dawid, który wyszedł od razu i ewakuował się do Kotowatego. Chociaż ja osobiście bardzo lubię dzieci, może nie wszystkie, ale bardzo lubię.

    I powoli zbliżamy się do punktu kulminacyjnego.
    Dawidku kochany nasz. Nie ładnie tak podsłuchiwać.
    Ale to podsłuchiwanie wyszło jak najbardziej na dobre, ponieważ Dawid uświadomił sobie, przy małej pomocy Baśki i Maćka, że on to kocha tą naszą Basię, kujonkę. I bardzo dobrze, bo ja uwielbiam tą naszą Basię i Dejviego również.
    I ja sobie nie potrafiłabym sobie wyobrazić, że Dawidek i Basia nie będą razem, bo to bardzo straszne by było. I ja mówię to bardzo twarcie, że otwarcie, że ja bym się chyba powiesiła na pierwszej lepszej gałęzi, bo Ciebie to szkoda będzie.
    Chociaż w sumie nie ma w tym rozdziale, że Dawid i Baśka są razem to ja i tak wiem, że oni będą razem?
    Bo oni będą razem prawda?!

    I ja bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że się spóźniłam. Ale choroba i katar nie pozwoliła mi na zbyt długie przesiadywanie w internetach.

    Pozdrawiam oraz życzę duuuużo weny!

    GosiaczeK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Ty przepraszasz? Ważne, że jesteś! A Twój komentarz sprawił mi tyyyle radości, że nawet sobie nie wyobrażasz. Oczywiście na pytania nie odpowiem, bo przecież od czegoś jest epilog, nie? :))

      Usuń
  6. To u góry jest genialne! *.*
    Szkoda, że to już koniec, ale co dobre ma kiedyś swój koniec :/ Powiem Ci, że jakoś nigdy nie czytam blogów o Dawidzie, sama nie wiem czemu, ale pewnie dlatego, że mam listę w przypadku siatkarzy i skoczków, o których blogi mogę czytać spokojnie :D Dziwne to, ale tsk już mam. U Cb jednak jest coś czego nie da się przeczytać raz i nie wrócić tu... Kocham tutaj te oryginalne powiedzonka Dejwiego czy jego wzdychanie nad głupotą kolegów, a w srodku troska o nich i to dogryzanie Baśce, a z drugiej dbanie o to by Klakier ją nie skrzywdził :) Tego po prostu nie spotka się nigdzie indziej :D Jesteś po prostu :) I powiem szczerze, że wydawało mi się, że historia Anki i Kota jest moją ulubioną w Twoim wykonaniu, ale jednak Dejwi bije ich nagłowę :3 <3 Coś mi się wydawało, że Dawid coś za bardzo się o Basie troszczy, ale nie sądziłam, że ją kocha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I epicka była ta scena, kiedy to do niego dotarło :D I ten Kot, który go w tym ponownie uświadomił ;) Wszystko się tutaj idealnie zgrało ;) No i oczywiście zawsze coś w slownictwie Dawida mjie powalić musi ;D Tym razem klan Prevców wygrał wszystko w duecie z sześćdziesięcioma stopniami xD Pozdrawiam i czekam na epilog z jednej strony z niecierpliwością, a z drugiej ze smutkiem, bo co jak co, ale.Dejwiego bd mi brakować :) ;*

      Usuń