2014-07-06

Odcinek 23. Heut ist so ein schöner Tag

















leżę na trawie
i spoglądam w górę w niebo
czy chmury
nie wyglądają zabawnie?
dziś jest taki piękny dzień




          To wystrychnęli Kota na dudka koncertowo i nabili go w butelkę, jak się patrzy! Będziemy skakać bez Klakiera lalusia w drużynie. Pietrka też nie będzie, tylko ja, Kamil, Ziobro, no i Klemens złote dziecko. Taka to właśnie ekipa została zaplanowana przez trenerów do dzisiejszych występów na Wielkiej Krokwi. Klakiera to ubodło do samego wnętrza na wylot, więc zaraz do niego poszła Baśka, żeby go pocieszać. Się podjęła kujonka misji, żeby słońce motyką naprawiać, nie ma co. Jak na dłoni widać, że niektórzy wśród nas to mają problemy psychiczne z poczuciem własnej wartości i z przyjmowaniem do swojej wiadomości, że są od kogoś zwyczajnie gorsi. Ale z litości nie będę komentował i krytykował, bo nie jego wina, że się taki urodził. Na pocieszenie ma te wszystkie smarkate fanki, które pod naszym ośrodkiem wystają na chodniku o głodzie i na chłodzie. Co one? Całą noc na matoła czekały? W sumie bym się nie zdziwił, bo rozumu to nie ma ani za grosz. W każdym razie zaraz pierwszy wazeliniarz do nich polazł, żeby świecić wyszczerzoną facjatą i od razu mu się humorek poprawił na całego. Widać czego takiemu do szczęścia trzeba i jakie ma priorytety życiowe najważniejsze. Tylko pogratulować. 
          My za to na skocznię jedziemy. Włażę do kadrowego busa, schylając się przy wejściu, bo oczywiście drzwi do mojego wzrostu nieprzystosowane. Ale już się przyzwyczajam przez całe życie powoli, że mnie to nikt niczego ułatwiał nigdy nie będzie i sam sobie muszę o wszystko dbać i wszystkiego pilnować rękami i nogami. Chwilę dłuższą siedzę sam, bo spodziewać się po matołach, że będą na czas, to oczywiście za duże wymagania.
          - Gdzie Klimek? – włazi Sobczyk i zaraz mnie pyta, a nawet dzień dobry nie powie na początku. Taki to daje przykład kultury, burak.
          - Nie wiem – burczę z oburzeniem, bo co ja jestem? Opiekunka prywatna czy anioł stróż matoła? Skąd mam niby wiedzieć, gdzie jest, że go nie ma? Poza tym sam jeden siedzę, nikt inny się jeszcze nie pofatygował, ale konsekwencji wobec niektórych to żadnych nie wyciągną, tylko ścigają smarkatego Klemensa za wszystkie grzechy.
          Wzdycha więc Sobczyk głośno, wzrusza ramionami i wychodzi. Pewnie. Nic się u nas nie da zorganizować! Zero dobrej woli i wyczucia, co wypada, a co nie. Będzie popis na całego, jak pojedziemy na tę olimpiadę, wstyd jakiego nawet w Rosji nie widzieli. Będę sobie musiał kominiarkę zabrać ze sobą, żeby się ze wstydu nie spalić przy takim wszechobecnym kadrowym buractwie. 
          Zaraz przychodzi Zbyszek Klimowski. Łeb wkłada do środka, ogląda wnętrze pojazdu, ale z której strony by nie patrzeć, to widać, że siedzę tylko ja.
          - Gdzie Klimek? – gapi się na mnie zdziwiony i wyraźnie czeka na odpowiedź.
          - Nie wiem! – drę się, bo zupełnie i całkowicie mnie już wyprowadzają z równowagi. Trzeba było dziecka nieogarniętego pilnować, a nie teraz chodzić i szukać tu i tam. Ja się małolatem na pewno nie będę przejmował. Może go strach obleciał i zwiał do tatusia? Wcale bym się nie zdziwił. A że Mistrza Świata nie ma i jego nowego kolegi Luzaka, to nikt nie raczy zauważyć. Ja wspominał nie będę, bo nie jestem konfident i kabel.
          No i dalej siedzę jak na tureckim kazaniu i czekam wściekły, bo normalnie nerwów do matołów nie mam! Mnie to żywcem kiedyś do nieba wezmą za to wszystko, co ja tu przeżywam. Sama zobaczysz! Jak kiedyś usłyszysz, że Kubacki zaginął bez śladu, to będziesz wiedziała, gdzie jestem. Będę se siedział koło świętego Piotra i grał z aniołami w karty, a jak mi się zachce, to będę sobie skakał. Ciekawe czy skocznię mają tam w niebie i czy fajna… No, ale ja sobie tak rozmyślam, a wreszcie przyłazi Skrobot, a za nim zaraz trener jeden, drugi i trzeci. Coś tam gadają jeden do drugiego, na mnie nawet uwagi nie zwracają, a potem drzwi zamykają i ruszamy.
          - Ej! – wołam. – Co ja będę sam w drużynie cztery razy po dwa razy skakał?
          Wymyślili sobie wyśmienicie jak widać. Pewnie! Ja sam będę całą robotę odwalał, a debile sobie będą leżeć brzuchami do góry za darmo. Rozumiem, że we mnie wszyscy nadzieje całej kadry pokładają i że wszyscy kibice na jednego Kubackiego liczą, no ale w sumie to takich sztuczek to nawet regulamin zabrania.
          - Kamil już wcześniej pojechał z Ewką, a Klimek, jak się właśnie wyjaśniło, włóczył się gdzieś z narzeczoną – tłumaczy spokojnie główny kadry szkoleniowiec. – Już jest na skoczni.
          Super! Widać wyraźnie, jak na patelni, pełne kadry zaangażowanie. A trener nasz oczywiście pozwala na samowolę i prywatę! 
          - A Jasiek? – pytam podejrzliwie, bo ktoś powinien za wszystkich myśleć. Trzeba i czwartego przecież, no chyba że Titus będzie w zastępstwie skakał, ale nie radzę.
          - Jasiek pojechał z Kamilem.
          No jasne! Sobie znalazł przyjaciela idealnego ten Twój mąż. Niedługo się Ziobro do Was wprowadzi z całą rodzinką i tyle z tego będziesz miała. Wrzeszczące dziecko, karmiącą matkę i dwóch matołów na głowie. Wzdycham. Pusto w całym samochodzie, więc mogę się wyciągnąć wygodnie jak długi i w spokoju do startu przygotować, nie przejmując się wcale resztą świata. Niech sobie nawet zawsze matoły jeżdżą sami na konkursy zupełnie osobno. Wszystko mi jedno. Nie będę wcale tęsknił za nikim. Gapię się przez szybę, bo mijamy różnych kibiców, uśmiechniętych, wymalowanych i zaraz stwierdzam, że jeszcze ich więcej przyjechało niż wczoraj. Na szczęście nie wszyscy z tymi durnymi trąbami. Nagle patrzę, a tam w tłumie Ty! Twoje jasne włosy wiatr wywija na wszystkie strony, a Ty tak cudnie uśmiechnięta... I prawie już czuję słodkie migdały w pustym busie, gdy dochodzi do mnie, że przecież nie możesz tam stać, ani tam być. Przecież już dawno jesteś na skoczni. Z nim.


i latam, latam, latam jak lotnik
jestem tak silny, silny, silny jak tygrys,
i tak duży, duży, duży jak żyrafa
tak wysoki uoh-oh-oh!



          No i dupa blada! Byliśmy na trzecim miejscu po pierwszej serii, a już jesteśmy czwarci. Pięknie! Klimuś to się tak przejął swoją ważną rolą drużynową, że zmaścił na całej linii. I na nic się zdały wszelkie szamańskie zabiegi tatusia pod skocznią. Siedzę sobie na schodku i tak sobie myślę, że będę się musiał ostro postarać, żeby wszystkie punkty za matołów nadrobić. Poza tym, to fajny widok stąd. Żałuj, że Cię nie ma, bo byś sobie napstrykała cudnych zdjęć, ile tylko byś chciała. A ja czekam i czekam, bo wiatr szaleje jak Pointner w gnieździe trenerskim i nie pozwala Czechowi skakać. Kurczę! Wstać muszę, bo Gienki sobie umyślały zmieniać belkę i na mnie gapią się krzywo, że niby nie współpracuję. Pewnie! Drzazgi mi wytykają, a w swoim oku to belki nie widzą! Dobra, pojechał matoł jeden i drugi, a całe szczęście, bo już mi się nudzi. W końcu ileż można czekać? 
          Ruszył już ten Słoweniec, co był przede mną na liście, więc prężę się dumnie, bo teraz ja będę uroczyście zapowiadany. Raz, dwa, myk i już siedzę na swoim miejscu wyszykowany jak Titus na egzamin, a na dole niesłychany gwar i wszystkie trąby trąbią: Tuuuuuuuuuuuuuuu-duuuuuuuuuuum, bum, bum, bum. I zaraz leeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeecę już, leeeeeeeeeeeeeeeecę juuuuuuuuuuż. No i co, proszę Państwa? Brawa i czapki z głów! Pięknie, pięknie, pięknie! Miodem na oczy jest taki skok i najwspanialszym prezentem dla Ciebie i wszystkich Polaków. Później się jeszcze gapię się na tablicę wyników i kręcę głową z niedowierzaniem. Dalej Słoweńcy są przed nami! Przecież to jakaś jawna kpina! Ciekawe, gdzie niby miałem wylądować, żebyśmy wygrali? Dopiero po chwili się uśmiecham, bo co jak co, ale ładnie dziś skakałem. Biorę więc narty i idę Cię znaleźć.
          Rozglądam się, ale niestety Cię nie widać. Pochodzę więc do naszej ekipy, przybijam piątkę z Gębalą wyszczerzonym, dumnym jak paw Fijasem i Klemensem, który wygląda jakby zżarł rzodkiewkę niedojrzałą na czczo. Temu co? Ale się nie dowiaduję, bo już mnie złapał za kołnierz jakiś redaktor i przed kamerę wepchał, bo będzie mi składał gratulacje przed całą Polską! Pochwalił mnie i moją formę wyśmienitą, a potem się pyta czy skaczę z podwójnym bagażem, bo raz, że konkurs drużynowy, a dwa, że walka o miejsce w kadrze olimpijskiej.
          - No ja jednak myślę, że ten mój system niemyślenia o walce o Igrzyska się sprawdza, bo wtedy mi ten bagaż odpada. Myślę po prostu, żeby sobie skakać i czerpać z tego radość. I to jest dla mnie najważniejsze – mówię mu mądrze, bo niech sobie matoł nie myśli. 
          W koło Macieju z tymi Igrzyskami, aż może się w głowie zakręcić. Potem się jeszcze pyta geniusz, czy się będziemy bić o podium. A co ja? Mało zrobiłem? Mam nadzieję, że chłopaki powalczą i cały mój wielki wysiłek nie pójdzie na zmarnienie w błoto. Wracam do moich uśmiechnięty, bo zaraz będzie leciał Ziobro. Kurczę blade, a temu co? Ręce mi do ziemi opadają, bo pierwszy Luzak kadrowy osiem metrów bliżej niż Jernej! Dobrze, że miłośnik Prosiaków skok zepsuł, bo jeszcze jest jakaś nadzieja dla nas... 
          Gada coś do mnie Ziobro i ciekawe czemu taki mądry nie był, jak był jego czas występu. Z pobłażaniem kręcę głową i patrzę na popisy zagranicznych talentów. Nam został jeszcze Mistrz Świata. Stoimy wszyscy rzędem i czekamy jak małolaty po autografy Klakiera przy ogrodzeniu, a już wylądował na zeskoku Gregor. I lecą wnet z głośników Kamilowe mózgotrzepy na cały regulator:

TURU TU TU TURU TU TU TURU TURU TU
TURU TU TU TURU TU TU TURU TURU TU

          Patrzymy się na telebim, na którym widać jego łeb. Mówi coś do mnie Gębala, ale ledwo słyszę, bo tak gwarno i głośno. Wszystkie trąby poszły w ruch, a kto nie trąbi ten trzyma kciuki albo macha flagą czy czym tam ma pod ręką, a więc czeka w napięciu i w emocjach cały tłum. A mąż Twój tam u góry siedzi jak na tronie jakiś król i spogląda dostojnie na całe królestwo. Warunki dobre, więc mu skakać nie pozwolili, tylko kazali mu z belki zleźć i czekać. 

TURU TU TU TURU TU TU TURU TURU TU
TURU TU TU TURU TU TU TURU TURU TU

          Gust muzyczny to ma Kamil wyśmienity, nie ma co. Czeka tam na górze sam i widzę, że jest przejęty jak nie on. Ja go już trochę znam i widzę, ale komu ja tłumaczę, przecież pewnie też tam się patrzysz i sama dobrze wiesz. Czekamy, czekamy i nawet nas w telewizorze pokazali, więc grzecznie machamy jak na koniec Familiady. Kolejny sekundy mijają i jest. Jedzie już! Leeeeeeć, ale nie! Na skoczni cisza! Nie ma wiatru, nie ma rekordu, nie ma dla nas podium! Buuuuu. Stoi Kamil rozczarowany, my go pocieszamy i nam strasznie żal. No, ale co ja zrobię? Najlepszy ze wszystkich byłam, ale co? Będę się bił z wielbłądem? Sam świat nie zmienię, konkursu zespołowego nie wygram sam w pojedynkę, choćbym nawet i pękł. A był taki piękny dzień.

i ciągle skaczę, skaczę, skaczę
i płynę, płynę, płynę w Twoją stronę
i biorę, biorę biorę Cię w ręce
ponieważ Cię lubię


          Titus to się matoł do końca życia nie wypłaci za nic. Czy Ty widzisz, jak ja się dla niego poświęcam? Zamiast świętować z własnymi kibicami dobre skoki, to kwitnę jak burak przy tylnej bramie. Założyłem sobie kaptur na łeb i ciemne okulary, żeby zejść ludziom z oczu zupełnie na tę chwilę, bo jak mnie ktoś pozna to się chyba przekręcę ze wstydu. A Titus cały czas pisze do mnie SMSy o inteligentnej treści: JUŻ!? A weź się sam ugryź w łokieć i pocałuj w nos, baranie jeden! O kurde! Titusowa neo-panna dzwoni!
          - Cześć, Wiktor! – woła radośnie na przywitanie. – To gdzie jesteś? 
          Się przedstawił jej wyjątkowo pięknie… Taki z niego Wiktor jak Romeo. Wzdycham pod nosem, bo chyba logiczne, że tam jestem, gdzieśmy się umawiali. A że jej nie ma, to już nie mój problem. Ale tak se z babami pogadasz. Już się nauczyłem wszystkiego. I jeszcze muszę iść jej szukać, bo się zgubiła. Świetnie. Tak to jest się zadawać z cymbałami na miarę Titusa. 
          - Co widzisz? – burczę do niej. – Zaraz cię znajdę… – dodaję już trochę grzeczniej. Żeby nie było.
          - Ludzi wszędzie pełno! A tędy, co mówiłeś, nie przejdę, bo stoją barierki i nie wolno!
          Jasne. Durnemu zawsze pod górkę. Ale czego się spodziewałem po Titusowej Julii? A Ty, moja Droga, nawet sobie sprawy nie zdajesz, ile ja przez niego wycierpię! Tylko powtarzasz ciągle i ciągle, żebym pomógł Krzysiowi, bo to mój kolega własny i jak można, żeby nie. I tak to ja mam właśnie.
          - Dobra! Już idę… – mówię i rozglądam się oczami dookoła głowy, szukając jakieś panny, która wygląda, jakby chciała na Titusa polecieć.
          - O, Kubacki przed chwilą obok mnie przeszedł – gada ta cała Ala do słuchawki, a mi oczy na wierzch wychodzą i zaraz się na pięcie obracam wokoło. 
          - Gdzie?! – pytam się, bo obok mnie nie ma nikogo.
          - No tu obok! Już poszedł… Oj, jaka szkoda… – wzdycha i serio mówię, że jakbym był Titusem, to bym się zaczął robić zazdrosny o siebie. – Wraca tu! Idzieeee! Aaaaaaaaaaaaaa! Kuuuubacki!!! 
          Gdy staję przy niej obok, to milknie na dwie sekundy, bo ją chyba z wrażenia zapowietrza, a mi przez myśl przechodzi, że co niby zrobię, jak zaraz kozła wywinie i zemdleje bez ostrzeżenia? Rozglądam się za lekarzem jakimś albo chociaż karetką z pierwszą pomocą, ale ludzi wszędzie tyle, że jak mi padnie tu na miejscu jak mucha, to chyba ja ją będę musiał ratować, bo kto? A tego nie było w umowie!
          - Czyli, że to ty?! – piszczy Ala, gdy odzyskuje oddech, więc wzrok na nią przenoszę spokojny, bo wszystko na to wskazuje, że nie straciła przytomności. A może szkoda, bo na amen mnie wmurowało. Cóż to za czupiradło?! Piorun jasny ją trzasnął i nie zabił? Nie mam pytań! Titus to się powinien zgłosić do obrad jury na konkursach piękności. Baśka kujonka przy takiej to szczyt kobiecości i wdzięku.
          - Ja. Ale nie jestem Wiktor! – zaznaczam na wstępie, żeby sobie durna nie myślała. I wyłączam telefon, bo co będę do słuchawki gadał jak stoi przede mną.
          - Widzę przecież! – cieszy się jak głupia do sera na mój widok i zęby suszy na wietrze. – Ale i tak mi miło cię wreszcie zobaczyć!
          No pięknie! Co teraz? Łapię pannę za łokieć i ciągnę ją w jakieś ustronne miejsce na uboczu, żeby nie robić scen w dziennym świetle. A ta papla coś do mnie nieustannie, ale nic nie słyszę, bo jej słowotok zagłusza mi łomot obcasów. Kto chodzi w szpilkach na skocznię?! No właśnie. Lezie dwa kroki za mną, a raczej stuka wściekle po asfalcie, a mnie się uczepiła pazurami czerwonymi i prędzej mi ramię urwie, niż ją zgubię. I nawija jęzorem w kółko, jak Klakier nad dżemem brzoskwiniowym. Ja się pytam skąd Titus wytrzasnął taką laskę?! Puk, puk, puk. Normalnie zaraz będę miał dziurę w mózgu!
          - … takim dobrym zawodnikiem, nigdy bym nie pomyślała, że takiego chłopaka będę mieć i że w końcu spotkałam, bo nawet nie wiesz, że ja tak się cieszę, bo przecież tyle już czasu czekałam – gada ciągle i ciągle panna, a ja nie mam żadnej możliwości, aby się do rozmowy włączyć, mimo usilnych starań. 
          Nie żebym jakoś pragnął specjalnie konwersacji z tym czupiradłem, ale czuję wyraźnie, że z każdym słowem się do mnie dowala bezceremonialnie i zaraz gotowa mi się chyba oświadczyć. A nic jej zupełnie nie przeszkadza, że ja to nie ja i że wcale nie ja ją zapoznałem. Wzdycham do siebie pod nosem, a potem natychmiast decyduję, że nic jej nie powiem o żadnym Titusie! Niech ma! Muszę matoła przecież ratować, bo ten wstrętny babon całą energię życia z niego wyssie jak odkurzacz. Przyklei się jak pijawka albo jakiś mroczny dementor i tyle z chłopa będzie, a on to przecież nie ja i sobie za nic w świecie nie poradzi. Więc nawija wstręciula, a ja obmyślam w głowie plan. Trzeba ją jakoś sprytnie wywieść w pole, zostawić z tymi paskudnymi obcasami w bajorze i chytrze zwiać. Titus to mi wisi trzy referaty i flaszkę. O, a najlepiej to się wrócimy pod skocznię! Gienkom wąsatym to chyba po to płacą właśnie, żeby ratowali biednych skoczków przed nachalnymi babami, no nie? A ta leci za mną jak Kamil po złoto w Val di Fiemme! Stuk, stuk, stuk! Nie, nie, nie, nie! Przecież oszaleję!
          - Daaaaawid! – słyszę nagle damski głos za plecami, który jest lekiem na całe zło świata, bo NIE NALEŻY DO NIEJ! I ledwie się orientuję, z której strony mnie ktoś woła, a już czuję czyjeś ręce na mojej szyi, bo ktoś się do mnie po prostu przytula! – Gdzieś ty się podziewał? Czekam i czekam!
          Odsuwa się ode mnie i wtedy nagle tę pannę poznaję. Toż to jest była dziewczyna Klakiera udawana, jedna z tych, które wczoraj własnoręcznie przed grubym Gienkiem wyratowałem! 
          - Daaaaaaawid!
          - Daaaaaaaaaaaaaaawid!
          Już obok mnie stoją wszystkie trzy panny i jedna na drugą patrzy groźnie teatralnie, a tylko kątem oka zerkają czy Ala-Żywa-Reklama-Stukających-Szpilek widzi wszystko wyraźnie i jednoznacznie. Ta się prawie zapowietrza i przyjmuje kolor buraka albo pomidora dojrzałego, gdy się niby okazuje, że ja się z każdą panną osobno umówiłem równocześnie!
          - Jaki cham! Drań! Głupek! – wrzeszczy czupiradło na całe gardło, uderzając we mnie raz po raz różową torebką. Bach! Bach! Bach! Zasłaniam się ręką, przypominając sobie wszystkie wskazówki samoobrony koniecznej z przedszkola, bo przecież baby nie zdzielę prosto w twarz ręką, żeby się uspokoiła, bo zaraz będzie na mnie, że sławny skoczek się awanturuje pod skocznią. I kobiety bije na dodaek! Wszyscy ludzie się na mnie jak na debila patrzą, a oczywiście nikt, z Gienkiem wąsatym na czele, nie przyjdzie mi na ratunek, bo po co. Dopiero trzy panny z trudem największym Alę odciągają na chwilę, a ja korzystam z okazji najlepszej i się prędko chowam za drewnianą budą, w której jakiś grubas sprzedaje prażone kiełbasy. Wreszcie! Ja się pytam, gdzie ten Titus znalazł takie wstrętne babsko szalone? Opieram się o dechy i oddycham głęboko z ulgą. I dołączają do mnie trzy panny uśmiechnięte, stają sobie obok mnie rzędem i śmieją się radośnie.
          - Ale masz powodzenie! – mówi jedna, a wszystkie, jak na komendę, w śmiech.
          I co z tego, że im tłumaczę, że ja tu jestem zupełnie przypadkiem i całkowicie nie ze swojej winy? I że to wszystko zupełnie nie tak jest, jak widać, tylko zupełnie inaczej?
          - To co? Pójdziemy gdzieś na kawę czy będziemy tu siedzieć schowani? – pyta druga.
          Trzecia łeb wychyla zza budy jak pierwszy szpieg doskonały i zapewnia, że nie ma już w polu widzenia tej całej Ali. Naciągam kaptur na głowę i wyłażę na światło dzienne z moimi wybawicielkami. Panny wokół mnie idę rozgadane, roześmiane i od razu jak na zawołanie niesłychanie nastrój mi się poprawia. Niech się Titus w nos ugryzie ze swoimi romansami! Bo co? Nie może sobie jakiejś fajnej dziewczyny znaleźć tylko taką nienormalną czarownicę? No ale czego wymagać od matoła do życia nieprzystosowanego? 
          Maszeruję więc sobie zakopiańskimi uliczkami i żartuję z trzema pannami w najlepsze, szukając jakiejś kawiarni w miarę taniej. Obstąpiły mnie naokoło, o konkursie żywo dyskutują i przy okazji mnie chwalą, jak to elegancko skakałem i dodają, że szkoda, że nie stanęliśmy na podium. No cóż. Szkoda. No ale sam skały nie zjem… Śmieją się panny radośnie i już mam wskazywać, że tam dobrą kawę sprzedają, gdy na chwilę po prostu zamieram. Mrugam raz i drugi, ale ja nie śnię wcale na jawie, to Baśka najprawdziwsza na horyzoncie! No co za dzień! A ja nie mam nawet jak skręcić w boczną uliczkę! Wciągam powietrze, licząc naiwnie, że mnie nie zauważy i udaję, że jej nie widzę. Mija nas pierwsza kujonka, rzucając mi i pannom chłodne spojrzenie, czego zupełnie nie rozumiem, bo co jej do tego? Cóż ona chce ode mnie? Pewnie głupi Titus kabel jej o tej całej Ali powiedział i teraz oczywiście wszystko będzie na mnie. Jak ja nie cierpię takich Basiek!


dziś jest taki piękny dzień - la, la, la, la, la
dziś jest taki piękny dzień - la, la, la, la, la
dziś jest taki piękny dzień - la, la, la, la, la
dziś jest taki piękny dzień - la, la, la, la, la



--
*Tytuł odcinka: Dziś jest taki piękny dzień

Nie mogłam się powstrzymać i musiałam dodać tę piosenkę przewodnią, bo ona mi się wyjątkowo kojarzy z Zakopanem. Kto był, ten wie! Więc mam nadzieję, że wybaczycie, że po niemiecku :)
A kto poznaje Kamilową piosenkę? :)
Aria 

23 komentarze:

  1. Pierwsza! :D Rozdział świetny jak zawsze :3 Ta babka Titusa to jakaś pscycholka! No jak go można bić?! A do tego te dziewczyny :D Oj ma Złośliwiec to powodzenie :) Chłopaki od niego uciekły. Jak zwykle się niezle pośmiałam ;) Pozdrawiam i weny ;* W wolnym czasie zapraszam na Maćka, a jeśli lubisz siatkówkę na Michała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej że go pobiła, niż by miała mu się oświadczyć chyba, nie?

      Usuń
  2. Awwww aż mnie korci by po niemiecku napisać, że faktycznie to był jeden z najpiękniejszych dni! :)
    Tej muzyczki nigdy nie zapomnę, jest tyle wspomnień z nimi związane i z Morgim i atmosferą i tańcem, że tylko bić brawa dla supportu, którzy świetnie poprowadzili tę imprezę.

    Chętnie bym zdradziła Kamilową piosenką, ale dam innym szansę na odgadnięcie.

    Wystarczy zanucić podane rymy przez Arię i melodia powinna się wydać znajoma, a jeśli nie to podpowiem tylko, że tytuł zaczyna się na "B" i kojarzyć się może z największym potworem i strachem z animowanej bajeczki, którą z pewnością każdy zna ;)

    Całość ach, niach i nioch. Orzeszki z miodem. Normalnie micha mi się cieszy na wspomnienie tego wydarzenia, a jak przyjdzie dopisać jeszcze u Mariny to żywcem zaczynam się śmiać do monitora! Trzy panny i od razu mam skojarzenie z nami (wybacz, ale silniejsze to ode mnie!)
    A kobitka Titusa, no cóż. Nie wie co traci, ot co. ;)
    Rozdział świetny i podobało mi się wszystko, nie będę tutaj rozdrabniać się na czynniki pierwsze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka łaskawa! Ale pięknie piosenkę zapisała, no nie? Od razu można poznać :D

      Usuń
  3. Ten rozdział i poprzedni to mistrzostwo! Musiałam dziwnie wyglądać kiedy co chwilę chichotałam się w środku nocy patrząc na ekran telefonu :D Oj ten nasz Krzysio to we wszystko tak łatwo się wplątuje! Na szczęście ma jeszcze takiego dobrego przyjaciela jakim jest Dejvi.
    Bardzo miło powrócić do wspomnień z zimy, szczególnie przy takiej duchocie, która obecnie panuje na dworze.

    Piosenka Kamila to oczywiście Booyah, trudno o niej zapomnieć, szczególnie, że wykłócałam się jeszcze w tej sprawie z jakąś dziewczyną na twitterze :D

    Pozdrawiam serdecznie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że Booyah :D Nie mogłam jej nie zacytować ^^

      Usuń
  4. Śmieje się jak głupia do sera :-) fantastyczny rozdział:-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Toż ja całkiem zapomniałam o tej panience Titusowej! No przecież. Niezła lalunia. Ale te trzy wybawicielki to chyba dla odmiany całkiem sympatyczne.
    'Co ja będę sam w drużynie cztery razy po dwa razy skakał?' - chyba Ci nie muszę mówić, z jaką piosenką mi się to kojarzy :P
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, Ty zapomniałaś, a Dejviemu biedakowi to nie było dane :P Jeszcze ją długo popamięta!

      Usuń
  6. Kamilowe mózgotrzepy :D Idealne określenie na to coś. Spodziewałam się nieco lepszego gustu muzycznego po tym panu, ale cóż. Co nie zmienia faktu, że panowie z CS są niezasąpieni i robią chyba najlepsze oprawy imprez. Ile to ja hitów przez nich wynalazłam. Ale wracamy do Dejviego i jego przygód, a szczególnie do spotkania z neo-panną Titusa. Choć wcześniej machanie jak na koniec Familiady mnie prawie zabiło. Panna jednak przebija wszystko i nie dziwne, że Dejvi chciał zwiać. Przecież wiemy, jaki on ma gust, a Ewy wvszpilkach to chyba poza jakimiś galami w sukienkach to się nie uświadczy. Tymczasem mu tu jakas nadpobudliwa lalunia wyskakuje i już gotowa ślub planować. Dobrze, że te trzy się pojawiły i go uratowały. Widzisz, Dejvi, dobre uczynki popłacają. Nigdy nie wiesz, kiedy sam zapragniesz pomocy. W ogóle panny takie pozytywne i sympatyczne. Tylko co tą moją ulubioną Baśkę ugryzło, bo jeśli serio o Alę chodzi to jej nie rozumiem. Toż to tylko znak, że Dejvi dobry gust ma.
    Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej! Ta piosenka jest genialna :D I żeby nie było - na co dzień nie gustuję takich klimatach, ale skoro została wybrana to na pewno z jakiegoś powodu. W każdym razie te mózgotrzepy pasowały idealnie do klimatu Zakopanego :D

      Kto baby zrozumie, żeby wiedzieć o co Baśce chodziło?

      Usuń
  7. Jak już wcześniej pisałam, do tej pory PŚ w Zakopanem oglądałam wyłącznie w telewizji, ale dzięki Twojemu opowiadaniu miałam wrażenie, jakbym tam była i widziała wszystkie wydarzenia na własne oczy. Bardzo to było wszystko obrazowe i barwne jak ten rozbawiony tłum pod skocznią, głośne i rozśpiewane i generalnie ogromnie ekspresyjne. Naprawdę działające na wyobraźnię.
    Brawo!
    Jednak najmocniejszym punktem całego odcinka był oczywiście Dejvi, jego głębokie przemyślenia, niespotykana szlachetność i zdolność do, prawda, poświeceń. Mogłabym o nim tak czytać, czytać i czytać.
    I jeszcze raz czytać!
    Czy istnieje coś, czym mogłabym Cię przekupić, żebyś pisała szybciej? :P
    Dżem brzoskwiniowy?
    Flaszka nalewki na spirytusie?
    Zdjęcia Dawida z Wisły?
    Mówisz i masz! :)

    A wracając do tak zwanego ad remu, to dziś chciałabym tradycyjnie przyznać odcinkowi kilka, jakże istotnych, nagród. Sorry, ale coś mnie naszło i będzie dosyć monotematycznie:

    1. Nagroda im. Harry'ego Pottera dla Tatusia Murańki za szamańskie zabiegi pod skocznią. Nieważne, że i tak nie pomogły…

    2. Nagroda im. Peleryny Niewidki (choć może powinno być – Czapki :P) dla Klimka himself. No bo w końcu, gdzie jest ten Klimek, kiedy go nie ma?

    3. Nagroda im. Hermiony Granger dla Klakiera za problemy psychiczne z poczuciem własnej wartości. To tak na pocieszenie. Choć mam nadzieję, że działania Baśki Kujonki tudzież fanek małoletnich będą bardziej skuteczne.

    4. Nagroda im. Gilderoya Lockharta dla Dejviego za heroiczną walkę na skoczni w pojedynkę. To był po prostu miód na moje oczy! :

    5. Nagroda im. Kwatery Aurorów dla Titusa za wrobienie Dejviego w aferę romanticzno-prawie-wręcz-szpiegowską. Ma chłopak talent do motania! Prawie jak babka Kornacka do kołowrotka. :P Po zakończeniu kariery powinien zgłosić się do wiadomych służb, a przyjmą go z otwartymi ramionami.

    6. Nagroda im Miesięcznika Czarownica dla Ali za całokształt stylizacji, ze szczególnym uwzględnieniem szpilek na skoczni i czerwonych pazurów do wczepiania. Bardzo to, prawda, przydatne akcesoria podczas polowania na Bogu ducha winnych skoczków. Może powinnam się w nie wyposażyć do Wisły? :P

    7. Nagroda im. Zakonu Feniksa dla (Roztropnych) Panien Trzech za udaną akcję ratunkową. To się nazywa refleks i skuteczność! Kawa należała się jak nic!

    8. Nagroda im. Jęczącej Marty dla Baśki Kujonki za pojawianie się w najmniej oczekiwanym momencie w roli wyrzutu sumienia. Żeby chociaż było wiadomo, z jakiego powodu…

    9. Zbiorowa nagroda im. Rity Skeeter dla dziennikarzy przeprowadzających wywiady. Niech żyje profesjonalizm!

    A cytat odcinka to oczywiście:

    - O, Kubacki przed chwilą obok mnie przeszedł – gada ta cała Ala do słuchawki, a mi oczy na wierzch wychodzą i zaraz się na pięcie obracam wokoło.
    - Gdzie?! – pytam się, bo obok mnie nie ma nikogo.
    - No tu obok! Już poszedł… Oj, jaka szkoda… – wzdycha i serio mówię, że jakbym był Titusem, to bym się zaczął robić zazdrosny o siebie. – Wraca tu! Idzieeee! Aaaaaaaaaaaaaa! Kuuuubacki!!!

    I tradycyjnie czekam na cd.
    Ściskam
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem czym możesz ją przekupić ^^

      - zdjęciem Dejviego z Wisły!
      - dżemem ! (ile to pomysłów dżemowych było?) nawet myśmy musiały zakupić w Stolicy Tatr! :D
      - oraz czwarta para rąk do napisania pracy, która umożliwiałaby jej swobodne pisanie Złośliwca ;)

      resztę wymieni sama Aria ;)

      Ps. mam nadzieję, że się nie gniewasz na mnie? :D

      Usuń
    2. Nagrody są cudne! Gdyby moja drukarka działała, to bym sobie wydrukowała i przywiesiła nad łóżkiem!

      Tylko zupełnie nie rozumiem, dlaczego nagroda dla Dejviego jest dopiero na czwartym miejscu :P

      P.S. Czwartej pary bym nie chciała, bo bym głupio wyglądała z tyloma rękami. Jedna para mi wystarczy :)

      Usuń
  8. Niestety w pisaniu pracy nie pomogę, bo nie jestem w temacie, ale na Dejva jak najbardziej będę w Wiśle polować. Nawet naganiaczkę ze sobą zabiorę. :)

    I jeszcze chciałabym dodać koniecznie jedną nagrodę, im. Chóru Dementorów za piosenkę przewodnią! Majstersztyk!
    C.
    PS. A za co?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy, że wspieramy naszą autorkę ale fakt, że chyba szybciej by się jej pisało gdyby każda z nas jej trochę popisała przy byciu poliglotą ;)
      Ale Dejvim jego pozdrowieniami z naganiaczką do pomocy możesz zdziałać cuda ^^
      Piosenka przewodnia jest przekochana uwielbiam ją i znam na pamięć i mam nadzieję, że za rok również się pojawi! :D

      Ps. miało być do A. :D

      Usuń
  9. Ho, ho. Chwilę człowieka nie było, a tu już mnie obgadują na całego!

    Czy Autorka jest osobnikiem przekupnym? Nie! :P Czy można Złośliwca kochanego sprzedać za słoik dżemu? Nie! Fakt, dżem musi być. Dobry dżem nie jest zły, no ale jednak!

    W każdym razie nie marudźcie, bo jest tak szybko, jak się da. Moja wina, że niedzielny konkurs tyle trwał przez przebrzydłe wietrzysko? :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Tyle panienek na raz? Nic dziwnego, że chłopak zachowuje się trochę, jakby mu siekiera nad głową wisiała, bo to w istocie mniej więcej właśnie tak wygląda. Baśka tylko dopełniła sprawy, chociaż sądzę, że zbyt wiele nie zmieniła, bo on już wcześniej miał dość damskiego towarzystwa.
    Zbankrutuje nam biedaczek na tej kawie :D
    Pozdrawiam.
    [lucky--loser]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, że znalazł jakąś dobrą i tanią :D

      Usuń
  11. Nadal kajam się przed tobą Dejvi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ho ho, wróciła do nas Alice K., jak Stefcio do kadry narodowej! Witamy, witamy.

      Usuń