2014-02-13

Odcinek 18. All I want for Christmas is you

















nie chcę wiele na święta
jest tylko jedna rzecz której potrzebuję
chcę cię po prostu dla siebie
bardziej niż możesz sobie wyobrazić



          Ale mi Święta. Śniegu nie ma, zimy nie ma, nic nie ma, tylko treningi są. Więc zamiast Ciebie to codziennie muszę oglądać facjatę takiego Klakiera. Dziś Wigilia, a my oczywiście nie możemy się spokojnie cieszyć, że Pan Jezus się w nocy urodzi w stajence, bo musimy w pocie czoła trenować, bo przecież co tam Boże Narodzenie, najważniejsze są Mistrzostwa Polski w drugi dzień Świąt. Ja rozumiem, że takiemu Prezesowi to się nudzi tyle dni pod rząd w domu, no ale nie mógł sobie inaczej jakoś czasu zorganizować tylko nas wszystkich jak na alarm zwoływać, cobyśmy cieszyli oko wszystkich grubasów i obżartuchów przed telewizorami? A ponadto przez pomysły Pola taki Titus jest zupełnie możliwości walki o tytuł pozbawiony! I gdzie tu sprawiedliwość? Nie ma jak wysyłać połowę reprezentacji zagranicę i w tym czasie organizować Mistrzostwa Polski. Bo co? Letni Mistrz zły? Już im się nie podoba?! Najlepiej by było tytuł zaocznie przyznać mi, a dać nam chwilę wytchnienia. Ale nie! Wymyślili geniusze i będziemy jechać nie wiadomo po co wszyscy pojutrze do Wisły! Aż mnie gotuje wewnętrznie na samą myśl. Ale cóż. Trzeba się uspokoić trochę, bo mi ciśnienie skoczy i co to będzie? Wchodzę sobie spokojnie do ośrodka, bo oczywiście skakać na skoczni w zimie u nas nie można! 
          - Kaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaamil! – drę się głośno, jak tylko matoła widzę, bo przecież ja mam dla Ciebie prezent! Odwraca się i unosi brwi zdumiony, ale zamiast pomóc to gapi się na mnie jak jakiś idiota!
          - Po co ci, Dejvi, na treningu... lampa? – pyta.
          No ja ledwo stoję, bo taka ciężka, a nic matoł nie pomoże ani trochę! Takich to mam kolegów, a Ty męża! Wzdycham trzy razy i dopiero teraz się budzi geniusz, do mnie podchodzi i drzwi przytrzymuje, żebym mógł wejść. Rzucam mu spojrzenie pełne politowania, a ten ponawia pytanie, więc muszę wyjaśnić jak chłop krowie na granicy, bo ten zupełnie niedomyślny.
          - No przecież to dla twojej żony prezent pod choinkę! – tłumaczę mu powoli, żeby do wszystkich jego szarych komórek po kolei dotarła informacja. – Dzisiaj jest Wigilia!
          I stoi przede mną wielki Mistrz Świata i szczerzy zęby od ucha do ucha. Raz na mnie się gapi, a raz na to, co ją ciągle trzymam przed nim w rękach. 
          - Kupiłeś mojej żonie... lampę?
          No i co w tym niby takiego zabawnego? Przecież lampa cudna! Wysoka taka prawie jak ja, absolutnie przepiękna i na dodatek całkowicie pożyteczna! Będziesz sobie przecież mogła postawić w salonie, w kuchni albo w łazience, w piwnicy czy gdziekolwiek tam sobie wymyślisz i będzie świecić światłem przez cały czas. Więc zupełnie nie rozumiem, czemu się burak śmieje i tak się dziwi wielce. Pewnie sam nic nie kupił i mu teraz głupio, bo Święta za pasem, a ten nie ma nic.
          - To weźmiesz i przekażesz Ewie czy mam tu dalej jak debil stać? – pytam go jednak całkiem uprzejmie, bo mamy czas świąteczny, więc każdemu trzeba okazać trochę życzliwości. 
          Śmieje się dalej, ale kiwa głową, więc rozumiem, że ustalone. Idziemy ćwiczyć. Matoły wszystkie już rzędem stoją, więc jak przychodzimy, to szybciutko robimy rozgrzeweczkę, a później zawieszamy siatkę przez sam środek sali i po kolei wybieramy składy.
          - Znowu w siatkówkę... – jęczy pierwszy ten, co powinien świecić przykładem i zapałem do treningów dla kolegów młodszych, skoro pan magister dyplomowany i z Val di Fiemme mistrz.
          - Oczywiście! – przytakuje zaraz Kruczek. – Przecież to wasza ulubiona gra!
          Ho, ho, ho, dziś się żarty trenera trzymają wyjątkowo. Moja drużyna wygrywa oba sety, więc przybijam piątkę z wyszczerzonym Klakierem, co się cieszy, jakby mu co najmniej złoty medal w Soczi przyznali awansem na zaś. Ale cóż. Jak się nie ma człowiek innych powodów do radości to się musi jarać siatkówką... W każdym razie na koniec to jeszcze gęsiego skaczemy z miejsca przez płotki, później symulujemy odbicia, a na koniec siadamy sobie pod ścianą, bo będą ogłaszać, kto ma na Turniej Czterech Skoczni jechać. A raczej kto nie.
          - Wiecie, że niestety mamy tylko sześć miejsc – zaczyna Łukasz, a potem robi pauzę i na każdego się wgapia po kolei, jakby nas liczył jeszcze raz, czy się przypadkiem nie pomylił w rachunkach. Ale nie, nie da się ukryć, że nas siedmiu. A my oczywiście, że wiemy, że tyko sześć, bo dla talentów na miarę Titusa skoczyć dwa razy przyzwoicie w zawodach drugiej ligi to za dużo i żadne matoły siódmego miejsca nie wywalczyły. – Po długich rozmyślaniach zdecydowaliśmy, że do Niemiec nie pojedzie Dawid. 
          Zapada cisza, wszystkie buraki się na mnie patrzą, a ja trącam w bok Klakiera, bom się chyba przesłyszał. Mądrala zaraz mi streszcza całe trenera przemówienie, że niby ja będę formę szlifował, a oni beze mnie skakać będą w Oberstdorfie i w Ga-Pa, a potem, że jednego odeślą i przyjadę ja. Pytam się jeszcze raz trenera, czy aby na pewno mnie w bambuko nie robi gadatliwa gwiazda Facebooka, bo przecież to nieprawdopodobne i całkiem niemożliwe! Ze mnie rezygnują?! To przecież jawna kpina i oszukaństwo takie, że aż strach! Ja się dopiero rozkręcam, walczę ze wszystkimi przeciwnościami na raz, a jak w końcu jest szansa na porządny sukces, to mnie wycofują! Jak mam wygrać Turniej Czterech Skoczni skacząc tylko na skoczniach dwóch?! Aż tak genialny nie jestem, żeby aż takie fory dawać! Szkoda, że jeszcze Kamila nie wywalili z kadry, żeby się tylko więcej małolatów zmieściło! Skandal. 



nie będę prosić o wiele w te święta
nie będę prosić nawet o śnieg
będę tylko czekać
pod jemiołą


          Siedzimy całą rodzinką przy stole. Wiadomo, atmosfera nieco podniosła, bo w końcu raz jeden w całym roku jest kolacja wigilijna. Łamiemy się opłatkiem, składamy piękne życzenia, ale co ja mam począć, skoro Ciebie nie ma? Taką ogromną pustkę czuję w sobie i tylko zerkam co chwilka na ten pusty talerz, marząc, że siedzisz tam Ty. Taka idealna, taka wyjątkowa, taka śliczna, taka uśmiechnięta. Ale Ciebie nie ma, bo jesteś z nim. Więc co są warte te wszystkie życzenia, skoro ja nie potrzebuję nic? Przecież liczysz się tylko Ty, a Ciebie nie ma. Wszystko inne to tylko dodatek. Mogą być święta bez śniegu. Może być zima bez wiatru. Mogę skakać na olimpiadzie bez ładnego kasku. Ty jesteś największym marzeniem, pragnieniem i snem. Jesteś życzeniem, które się nigdy nie spełni. A jesteś życzeniem jedynym.
          Zjedliśmy wszystko, co było na stole, wyśpiewaliśmy po kolei kolędy, więc wreszcie idziemy do innego pokoju po prezenty. A ja chciałbym dostać tylko jeden prezent, ale wiem, że nie otrzymam go nigdy, a nawet nie mogę o nim śnić, bo tym prezentem jesteś Ty. I mogę stać tu, jak głupi, przy choince i czekać na jakiś mały świąteczny cud, mogę marzyć, że jesteś przy mnie i że chociaż jeden uśmiech mi podarujesz w to Boże Narodzenie, ale wystarczy, że otworzę oczy, a cały czar znika i jest góra podarków, ale Ciebie nie ma, więc to tak, jakby nie było zupełnie nic. Rozpakowuję pierwszą paczkę, by rodzince nie robić przykrości. Wyjmuję dwa krawaty i nowy budzik. Jak nic, tym Mikołajem był tata, więc niby przypadkiem posyłam mu delikatny uśmiech dziękczynny, a on już siedzi cały z siebie dumny. Dostaję jeszcze dwa różne kalendarze, ale żaden taki, jakbym chciał mieć, płyn do kąpieli o zapachu wanilii (pięknie, będę pachniał jak lody śmietankowe, ale będą mieli chłopaki polew!), dalej wełniane skarpety i nowe pantofelki, przymierzam, ale niestety za małe, więc babcia patrzy smutna i kręci głową, że tak Dawidek nam wyrósł. I jeszcze paczkę migdałów. Ale to akurat sam sobie kupiłem na pocieszenie, a co. No i ostatni prezencik jeszcze, rozdzieram papier i mimo szczerych chęci to nie udaje mi się powstrzymać, więc cicho jęczę rozczarowany:
          - Obruuuuuuuus?
          Bo jakiś limit durnych prezentów to chyba jest i jakaś granica rzeczy kompletnie nieprzydatnych! A wtedy mamunia moja aż blednie i natychmiast kieruje wzrok na babcię, a za nią robią to wszyscy inni, ale już jest za późno całkiem, bo babcia zdziwiona trzyma przed sobą męskie majtasy i się zastanawia w jakim celu ktoś jej taki podarunek dał. Mamcia patrzy zawstydzona, chwilę się waha, no ale w końcu wstaje i dyskretnie torby zamienia, ale cała rodzina aż się trzęsie ze śmiechu. Majty mam cudne, eleganckie, kolorowe, ale trochę za luźne. Cóż. Już bym, kurczę, chyba wolał ten obrus.


bo tylko chcę cię tutaj tej nocy
byś przytuliła mnie mocno
co więcej mogę zrobić
kochanie, wszystko czego chcę na święta to ty


          Warunki do treningów to mam idealne. Święty spokój, błoga cisza, pusta sala, żadnych idiotów. Tak sobie myślę, że jest zupełnie idealnie, a niedługo jeszcze przyjdziesz Ty i już będę się czuł jak w najwyższym raju na niebie. Trenuję sobie zupełnie sam i z ręką na sercu jestem najszczęśliwszy! Nikt mnie nie rozprasza, nikt nie zakłóca atmosfery i nie niszczy mojego skupienia. Dobrze mi powiedziałaś, żebym się nie przejmował tak na okrągło, że śniegu nie ma, że skocznia zamknięta, że halny wieje, że mrozu nie ma. Bo racja. Świata całego nie zmienię, więc co się będę martwił i włosy przecudnej urody z czupryny rwał? Przecież jak zawodnik utalentowany to mu zupełnie wystarczy trening mentalny. Przecież w tej Austrii i tak mają inną skocznię, to co mi by mi dało, że bym sobie parę razy na Krokwi poskakał? Nic! Więc nie będę narzekał i pluł sobie w brodę na decyzje trenerskie, tylko sobie po prostu w spokoju będę umysł ćwiczył i rozwijał potrzebne mięśnie, żeby w formie motorycznej i psychicznej być ze wszystkich najlepszej. A taka w takiej ciszy całkowitej zupełnej to sama przyjemność. Tylko siłowania i ja. Ach.
          - Cześć, Dawid!
          Nie, nie, nie, nie. Nie. Zamykam oczy, bo nadzieja zawsze umiera ostatnia, ale otwieram, a ona ciągle tu jest. Z samego Szczyrku przyjechała Baśka idiotka? Nie ma na uczelni żadnych zajęć, ani referatów żadnych nie musi przygotować, ani nic? Nie. Nie. Nie. Nie ma mnie! To się nacieszyłem spokojem osobistym, co mi pomagał tak wyjątkowo w samorozwoju fizycznym. Rzuca mi się na szyję wariatka, a potem w podskokach na ławeczce siada pod ścianą i się nawet nie zapyta czy nie mam nic przeciwko, żeby mnie oglądała! A właśnie, że mam! Trening kadry narodowej to jest chyba jakąś tajemnicą państwową objęty, co nie? Nie każdy burak może sobie z ulicy przyjść i się gapić jak kura w złote jajko!
          - Ewa mówiła, że tu będziesz i że trzeba ci dotrzymać towarzystwa – ogłasza Baśka i zęby suszy, bo taka z siebie zadowolona. I jak Ty mi to zrobić mogłaś? 
          Wykonuję ćwiczenia przez trenera zapisane dalej, bo się nie dam wyprowadzić z harmonii wewnętrznej całkiem, żeby potem przez głupią kujonkę z jakimiś matołami przegrać. Może za chwilę jej się znudzi i sobie pójdzie dzwonić do Titusa, konfidenta ostatniego i zdrajcy, a ja wtedy ucieknę gdzie pieprz, sól i ryż rośnie? Albo do Klakiera. Ostatnio to już Baśka samą siebie w kujoństwie przechodziła, bo wydzwaniała codziennie do naszego mądrali kadrowego i chyba mu te wykłady z AWF dyktowała. I po co Klakier ma na uczelnię chodzić skoro Baśka robi za kabel bezprzewodowy i na bieżąco go zaznajamia z materiałem? Dobrali się umysłowo całkowicie idealnie. Tylko nikt się nie przejmuje, że biedny Titus oferma cierpi. No właśnie!
          - Jak tam Krzysiek w Engelbergu? – zagajam kulturalnie. 
          - Ostatnio był dwudziesty. Więc całkiem ładnie – mówi wesoło. Ja to chyba śnię! To ma cele życiowe nasz Titus po prostu wyśmienite, wysokie idealnie. Ledwo, ledwo punkty łapie w Pucharze Kontynentalnym rywalizując z bachorami, a wielce zadowolony z siebie i aż pęka jak balon z dumy! Jeszcze raz zerkam ukradkiem na tę całą Baśkę, a ona taka wyszczerzona, że natychmiast do głowy mi wpada nowy plan! Jak to się teraz modnie mówi... znowelizowany! 
          - Baaaaaaaśka... – zaczynam z wyczuciem delikatnie. – A ty nie myślisz, że Titus to temu bulę klepie, że chodzi całkowicie po uszy zakochany?
          - Toś Amerykę odkrył Dawid, ha, ha – śmieje się jak głupia. 
          - Czyli.... ty wiesz?
          - Wszyscy wiedzą, Dawid, ha, ha!
          Staję natychmiast i z otwartymi ustami się w kujonkę wpatruję na całego, bo normalnie uwierzyć nie mogę na słowo! Taki z niego cudowny kolega, że się nie przyznał ani jednym zdaniem! A teraz na mnie, że zgrywam głupiego! Po chwili uspokajam swoje oburzenie i posyłam przyjazny uśmiech Baśce, bo przecież ja się tyle zamartwiam, a tu wszystko pięknie od dawna już jest.
         - No to wam przecież tak strasznie gratuluję! Długo jesteście razem? – pytam się z grzeczności i ledwo się powstrzymuję, żeby z tego szczęścia Baśki kujonki nie wyściskać. Jestem wolny! Uratowany! Swobodny!
         - My? – Baśka aż wstała z wrażenia i gapi się na mnie jak na malowane wrota. Oczy jej się zrobiły takie wielkie jak kasztany i aż zaniemówiła na amen. Dopiero po chwili, widząc mój zaskoczony wzrok, ona zaczyna się głośno śmiać. – Odbiło ci całkiem, Dawid? Że niby ja i Titus? No nie mogę! Ha, ha, ha!
          Aż wypuszczam głośno powietrze ze zdenerwowania, bo ja wszystko rozumiem i mam szeroki zakres tolerancji dla dziwactw wszelakich, ale jakieś granice to chyba są! Jaki Titus jest każdy widzi, ale przecież nie można tak z niego się śmiać, nabijać go w butelkę i na jego uczuciach jak w orkiestrze grać!!!
          - Baaaaaaaaaaaaśka – drę się głośno natychmiast, bo ktoś musi tutaj bronić tego ostatniego matoła do życia w społeczeństwie wcale nieprzystosowanego. – Przecież on cię kocha!
          - Nie no, zwariowałeś chyba Dawid – rechocze dalej kujonka i aż dziw, że jeszcze nie pękła ze śmiechu jak pusty dzban. – Jak we mnie?! Oczywiście, że nie we mnie jest zakochany! Aleś wymyślił, ha, ha, ha. 
          I teraz to już zaraz mnie trafi jasny szlag. To po cholerę udaje, że w Baśce, jak nie w Baśce zakochany? Ja od tylu miesięcy się o niego martwię i ze wszystkich sił mu pomóc usiłuję, a ten mnie oszukuje kolaborant przez ten caluśki czas! O, skończyło się, panie Titus! Teraz to się martw o swoje życie uczuciowe niespełnione sam! Łapię prędko ręcznik z ławki i opuszczam w pośpiechu salę zdenerwowany, zostawiając kujonkę tam na losu pastwę. Ona jeszcze coś woła za mną, ale co mi tam. Idę.
          I oczywiście się uwziął dzisiaj na mnie cały świat, bo w drzwiach muszę właśnie teraz na Ciebie wpaść! Paraliżuje mnie zawzięcie delikatny zapach migdałów, więc nieśmiało podnoszę na Ciebie swój wzrok. Nasze spojrzenia się łączą na kilka sekund i zatrzymuje się na chwilę nasz wspólny świat. Mógłbym utonąć w Twoich źrenicach i jeszcze byłbym szczęśliwy, bo jesteś wszystkim czego bym oczekiwał i chciał. No i jak na złość ten moment spotkania w czasoprzestrzeni przerywa Baśka kujonka, bo przyłazi do nas i choć jest za moimi plecami, to wiem, że stoi tam wyszczerzona, bo widzę jej odbicie wyraźnie w Twoich oczach. A Ty patrzysz na mnie jak szalona, a Twoje usta powoli układają się w uśmiech i robią Ci się takie urocze dołeczki ze szczęścia. Nie, nie, nie. To naprawdę nie jest tak, jak myślisz...


Mikołaj nie chce przynieść mi tej jedynej rzeczy
której potrzebuję
ja tylko chcę żeby przyniósł moje kochanie do mnie
wszystkim czego chcę na święta jesteś ty


          Nawet taka Baśka kujonka ma plany na Sylwestra, bo ją zaprosiły jakieś głupie koleżanki. Do tej pory jestem w szoku, bo ja nie wiedziałem, że taka kujonka jakiś swoich znajomych ma, no ale świata nie przewidzisz. W każdym razie nikogo nie ma, wszyscy wyjechali i zostałem na lodzie sam. Bo przecież z jakimiś małolatami albo przeróżnymi pospolitymi buloklepami, co ich nigdzie nie wysłali spoufalał się nie będę, szczególnie, że mnie nie zaprosili nigdzie. Więc cóż, wychodzi na to, że świętował to sobie będę zupełnie sam jeden, co w sumie nie będzie takie złe, bo podobno jaki Sylwester taki cały rok. Więc chyba świetnie spędzić cały rok w tak inteligentnym towarzystwie? Przez chwilę mnie kusi, żeby Ciebie odwiedzić. Też sama, biedna, jedna jesteś, bo oczywiście Twój wspaniały mąż się wozi po zawodach, a o Tobie zupełnie nie myśli. I już trzymam w ręku telefon, już szukam tych pięciu znaków Tobie przypisanych w spisie, ale nim klikam zieloną słuchawkę to zaczynam mieć pewne skrupuły. Bo ładnie to tak za plecami kolegom żony bałamucić? Zupełnie nieelegancko! Ależ byś była zawiedziona moją osobą, że takie mam niecne i niegrzeczne plany wobec swoich skocznych towarzyszy! Wzdycham więc sam do siebie zrezygnowany, ale po chwili cała moja wrodzona inteligencja daje o sobie znać, bo wymyślam doskonały plan!
          Trzy sygnały i odbiera. Nie da się ukryć, że jest trochę zaskoczony, co niezbyt ładnie o nim świadczy, bo co w tym dziwnego, że kolega z reprezentacji się martwi i dzwoni?
          - Gratuluję! – zaczynam, bo to pierwsze, co mi do głowy przychodzi, a ta chwila milczenia na początku się nieco przedłuża. On już zdążył z pięć razy powiedzieć: "Halo" i jest nieco zniecierpliwiony. 
          - Yyyyyyyyyy... Dzięki. Ale... czego? – pyta zupełnie zdziwiony i z odpowiedniego tropu wybity na amen. No więc mnie pokarała ignorancja, bo cholera jasna, nie wiem! Ale się zdaje, że średnio trafiłem z gratulacjami.
          - Czyli że nie wygrałeś? – dopytuję się nieśmiało, a w zasadzie to stwierdzam, bo tak dedukuję z ogólnego kontekstu. A ten wybucha gromkim śmiechem. Normalnie jaja! Raz nie pojechałem na zawody, a beze mnie nawet wygrać matoły nie umieją!
          - Nie, Dejvi, nie wygrałem... – mówi, a ja wypuszczam powietrze z siebie, bo on w żywe oczy się przecież ze mnie naśmiewa. – Wygrał Ammann, taki z zębami do przodu, co kiedyś zgarnął cztery złota olimpijskie. Drugi był Bardal. Ten co ci gratulował kiedyś w lecie, a ty zapytałeś czy chce od ciebie autograf, czy co i się obraził. A trzeci Diethart. Tego nie znasz pewnie. 
          Bardzo śmieszne.
          - A kto z naszych najgorszy?
          Wzdycha, ale co? Moja wina, że mnie najbardziej ciekawi kogo w końcu zastąpię?
          - Maciek. Był 28.
          Ale będą jaja jak Dawid Kubacki Klakiera mądralę z sukcesem z konkursów wygryzie i będzie trzy razy takie miał osiągnięcia! Śmieję się chwilę sam do siebie, ale po chwili sobie przypominam, że ja przecież z jasnym celem dzwonię, a nie żeby sobie dla rozrywki pokonwersować z Mistrzem Świata.
          - A fajerwerki macie? – pytam chytrze i mimo uszy puszczam jak on tam przez pięć minut coś gada. Bo co mnie to niby interesuje? Jak w końcu milknie szanowny lider kadry, to niby tak zupełnie od niechcenie stwierdzam:
          - Fajnie macie... Zazdroszczę. Bo ja to zupełnie sam zostałem biedny. Nikt mnie nie zaprosił i będę witał Nowy Rok w całkowitej bezdennej samotności – tutaj robię dłuższą pauzę dla podkreślenia dramaturgi. – Ale już taki mój strasznie smutny los.
          I wzdycham teatralnie. Jeszcze z minutkę rozmawiamy, a później odkładam telefon i czekam na rozwój sytuacji. Ale się nie mylę ani trochę. Nawet kwadrans nie minął, a komórka na stole znowu dźwięczy i nawet nie muszę się zastanawiać kto to.
          - Dejvi! A może byś wpadł do mnie w Sylwestra? Razem przywitamy Nowy Rok!
          Ja to jestem taki mądry, że czasami to mi normalnie aż głupio!


nie przejmuję się o prezentami
pod choinką
nie potrzebuję skarpetek
powieszonych nad kominkiem
wszystkim czego chcę na święta jesteś ty

--
Soczi, Soczi, Soczi (: 
Nie martw się Dejvi! 

22 komentarze:

  1. Zrobiłaś mi wieczór zdecydowanie, zresztą nie po raz pierwszy. W sumie jakby się Dejvi tym obrusem owinął to by wyglądał jak grecki bóg, jeszcze z tymi swoimi włosami... Chyba zabrnęłam w złą stronę mojej wyobraźni, ale to już ta godzina. :D No ale kurczę, żeby lampę Ewce dać? Toć to oryginalny prezent i ja nie rozumiem, co tego naszego Mistrza Świata (i Mistrza Olimpijskiego - ale oni jeszcze nie wiedzą!) tak ubawiło. Co by tu więcej nie przedłużać i się nie rozwodzić - czekam z niecierpliwością na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też nie rozumiem. Każdy by chciał dostać taką wielką lampę od Dejviego!

      Usuń
  2. Królami tego rozdziału są zdecydowanie prezenty świąteczne :D Najpierw powaliła mnie lampa, a potem popłakałam się ze śmiechu przy obrusie :D
    Tak w ogóle to Baśka myśli, że w kim Titus jest niby zakochany? Strasznie niedomyślna baba z niej.
    A za to Dejvi - żeby była w przyrodzie równowaga - nieprzeciętnie sprytny jest. Nie dość, że sobie wieczór sylwestrowy ze swoją Panią Idealną załatwił, to jeszcze przy aprobacie jej szanownego małżonka. No geniusz po prostu ;P
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może Baśka nie myśli, a wie? ;) A że Dejvi geniusz, to przecież było wiadomo!

      Usuń
  3. Obiecałam w dobrym samopoczuciu zawitać tutaj i jestem :)
    Zabiłaś mnie totalnie ze śmiechu xD
    Poważnie. Akcja lampa wyszła tam swobodnie, że wcale nie uważam za chałę otrzymać lampę w prezencie! :) Byłabym zachwycona, więc tym bardziej Złosliwcu gratulejszon! Ewka się ucieszy, a ty się nie smutaj! ;)
    Zabiłaś mnie z prezentami! A komentarz karolajn o wizji greckiego boga naszego Dejviego - no rewelacja! :D
    Jednak swojego faworyta w zdaniu mam tutaj: "I po co Klakier ma na uczelnię chodzić skoro Baśka robi za kabel bezprzewodowy i na bieżąco go zaznajamia z materiałem?"
    Mało się nie udusiłam własnym suchym kaszlem, który okropnie mnie męczy :( Ale dziękować za sporą dawkę humoru! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna Ty! Nie daj się! Nie darowałabym sobie, gdybyś przeze mnie się udusiła!

      Usuń
  4. Żebyś Ty widziała moją minę, gdy skończyłam czytać! Przeczytałam jeszcze dwa razy i stwierdziłam ( nie pierwszy już raz), że jesteś genialna :)
    Dejvi, spryciulo Ty nasza :) Tak strasznie mi się spodobał jego pomysł, że chyba zacznę od końca. No bo po pierwsze: jak to nikt nie zaprosił Dejviego na Sylwestra? Zmysły postradali, czy co? Jeszcze będą kiedyś żałować, że nie zaprosili mistrza świata i olimpijskiego na Sylwka, ot co! No, ale na szczęście Dawid to nie byle kto i przy użyciu małżonka swojej miłości załatwił sobie spotkanie. Rozwaliła mnie natomiast ta rozmowa z Kamilem- najpierw Złośliwiec nie wiedział, kto wygrał, a potem Kamyk tłumaczył mu kto, kim jest ;) Wygląda na to, że niezły ignorant z naszego blondaska.
    Ja z chęcią dostałabym lampę od Kubackiego. Praktyczne prezenty są najlepsze, a przecież on nie mógł kupić Ewie pluszowego serduszka! Ukrył więc swoje uczucia w lampie, co genialne niewątpliwie jest :D
    Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczucia ukryte w lampie! Już nigdy nie będę patrzeć na lampę w normalny sposób :)
      A że nie wiedział kto wygrał? Dejvi preferuje samorozwój fizyczny i mentalny, a nie sport bierny, czyli siedzenie przed telewizorem :D

      Usuń
  5. Świetny jak każdy ;) Nie wiem zbyt co napisać :/ Mimo wszystko myślę,że się nie pogniewasz? ;) Pozdrawiam i weny ! ;* Wpadnij do mnie na środowy a potem dzisiejszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam i postaram się do Ciebie wpaść :)

      Usuń
  6. Nie sądziłam, że Dawid potrafi być taki podstępny. Ma chłopak łeb na karku! :D Jest mi go niesamowicie żal jak czytam o tej jego niespełnionej miłości, miejmy nadzieję, że kiedyś mu przejdzie ;c I na domiar złego dostał jakieś pierdoły pod choinkę. Za małe buty, za duże gacie. Jak można tak biednego Złośliwca krzywdzić? ;<
    Pozdrawiam i weny życzę ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doceniasz Dejviego ;) A że pierdoły? Coż... Chyba przewidział skoro kupił sobie sam migdały na pocieszenie.

      Usuń
  7. Sama bym chciała lampę od Dejviego dostać. Nie wiem co tak Kamila rozśmieszyło. Duże lampy są fajne przecież.
    Rodzinka jak widać nie wie co mu kupić. Dobrze, że się migdałami chociaż pocieszył. No i jaki spryciarz z niego! Nie będzie musiał siedzieć sam w Sylwestra.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko bosko, no jak to jest, że Stoch lampy nie docenił,skoro ona, jak się okazuje, i tak była najlepszym prezentem ever? Obrus jej nie przebił, majtasy również i nawet budzik ani dwa kalendarze (swoją drogą, te dwie ostatnie pozycje w spisie sugerują, że Dejvi ma jakiś, mówiąc delikatnie, kłopot z punktualnością. Mało subtelna aluzja z rodzinki strony, czy też raczej przypadek czysty i nieskalany?). Lampa to jest bardzo dobry prezent na wszelakie okazje i tylko żal, że taka ciężka, bo się chłopaczyna odźwigał a i figę za to dostał.
    Sylwestrowy brak planów przeżywa jak ta przysłowiowa stonka wykopki, ale w sumie nie ma się co dziwić, zwłaszcza jeśli go wzięło na porównywania do Baśki kujonki.
    Niech go w końcu wezmą na ten TCS, bo w depresje wpadnie!
    Pozdrawiam.
    [piec-sekund]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj! Bo Dejvi wcale a wcale nie jest interesowny. On prezent z serca dał, a nie żeby coś dostać!

      Usuń
  9. Bozeeeeeeeeeeee, ale że jak to tak nikt Dejviego na sylwestra nie zaprosił? Nikt? Zupełnie? Dobrze, że on sam jest tak genialny, że wpadł na ten doskonały plan. Ahhhh, tacy przyjaciele wielce, ot co.
    'Ja to jestem taki mądry, że czasami to mi normalnie aż głupio!' - no geniusz, po prostu geniusz.
    Swoją drogą - ukrywanie uczuć w lampie to równie genialny pomysł, jak ten z sylwestrem. Brawo Dejvi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią - umiesz liczyć, licz na siebie :D

      Usuń
  10. Kiedy cos nowego?

    OdpowiedzUsuń
  11. Ah ta świąteczna atmosfera i jeszcze ta piosenka przewodnia, można by ją tak nieco inaczej zrozumieć i wyobrazić sobie Dejviego pod choinką. Opakowanego w czerwoną wstążeczkę :D
    Stwierdzam jednak, że rozdział wygrywa pan Stoch i jego: 'Po co ci, Dejvi, na treningu... lampa?' oraz 'Kupiłeś mojej żonie... lampę?'. No bo jak tak sobie wyobraziłam tego Dejviego gramolącego się do środka z tą lampą, no to w sumie reakcja Kamila jest jak najbardziej na miejscu. Ja bym zapewne zadała dokładnie takie samo pytanie. No bo sorry, lampa? Chociaż chwila... ja bym nie zdążyła zadać takiego pytania. Ja bym wcześniej skonała ze śmiechu, bo właśnie sobie wyobraziłam Dawida i tę lampę i leżę, a jeszcze bardziej leżę, jak wyobrażę sobie miny obu panów - Dejviego, który zakłada, że to takie normalne, takie jasne (niczym ta lampa), że przychodzi na trening z prezentem i to prezentem-lampą. Jeszcze tę jego taką dumę, że ma genialny prezent - oraz Kamyka, który widzi barana wnoszącego lampę na trening. Leżę i nie wstanę! No i jeszcze później Dejvi znów taki pewny swego i dumny oznajmia, że to dla żony Kamila. No leżę i nie wstanę. Dejvi jesteś mistrzem po prostu. Ta akcja chyba przebiła moje ukochane kopanie napuszonego Klakiera. Tylko Złośliwiec mógł wpaść na tak 'genialny' prezent i jeszcze przytachać go na trening.
    Ok, wstaję już... lampa! Wstaję i idę dalej, do kochanej złośliwcowej mamusi. Jak ustaliłyśmy już u Ani - mamusie mają magiczną moc przynoszenia wstydu i jak widać nie tylko w towarzystwie ukochanych dziewczyn, ale również wśród rodzinki. No i babcia z tymi majtochami :D I Dawidowe 'Cóż. Już bym, kurczę, chyba wolał ten obrus.'
    No i przechodzimy do najbardziej nurtującej mnie kwestii, czyli Baśka - widzę światełko w tunelu dla Klakiera :D Dziewczyna jest tak bardzo nieświadoma, czy jednak naprawdę nie jest obiektem westchnień Titusa? No bo skoro wie, że on jest zakochany, to chyba wie też w kim? Krzyś kłamczuch, wymyślił sobie coś jak Dejvi z Baśką? Czy może faktycznie kocha się w kimś innym, tylko w kim? No i jeszcze Ewa, ewidentnie przecież swata Baśkę z Dawidem, a skoro Baśka mówi, że wszyscy wiedzą o uczuciach Krzysia, to przecież nie chciałaby go zranić. Ewa wydaje się taką ciepła osóbką, więc nie widzę jej swatającej Dawida z Baśką, gdyby wiedziała o szaleńczej miłości Titusa do Baśki. Zastanawiające i dające nadzieję na moje ukochane Baśka-Klakier :D No ale muszę przyznać, że te zabiegi Ewy są słodkie i jeszcze jak się cieszyła z tego, że jej to wychodzi. Oj Ewuś, gdybyś ty znała prawdę.
    No i na koniec muszę powiedzieć, że złośliwcowa główka pracuje. Sprytnie sobie to wymyślił, a Kamil złapał się jak złota rybka na haczyk. No ale w sumie dobrze, bo Dejvi nie będzie sam w Sylwestra, Ewa też nie, on będzie szczęśliwy i to za przyzwoleniem pana męża, a i tak nie sądzę, żeby miał coś kombinować. Jemu wystarcza sama obecność Ewy.
    Ale i tak lampa rządzi!
    Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń