jestem tutaj bez ciebie, kochanie
lecz wciąż tkwisz w moim samotnym umyśle
i myślę o tobie, kochanie
i śnię o tobie przez cały czas
No i siedzimy jak matoły na lotnisku w Soczi i czekamy aż nam łaskawie oddadzą bagaże w tej Rosji. Kruczek wykorzystuje sytuację, każe się wszystkim odkleić od telefonów i po raz setny przypomina, co można ubierać, a co nie, co można pisać, a co nie i podkreśla, że absolutnie nie wolno nikomu zgubić paszportu. Klakier wazeliniarz oczywiście ma całą listę super ważnych pytań pilnych, więc trener tłumaczy co i jak, a my musimy słuchać, udając grzecznych i wielce zainteresowanych. Żyła jest cały przejęty i jakby podczas myślenia zachodziły reakcje chemiczne to na bank z uszu leciałaby mu para wodna albo kurz. Kamil niechętnie kiwa głową z potwierdzeniem, że wie wszystko, rozumie i pamięta, a najchętniej by znowu zniknął w necie. Obok siedzi Jasiek zadowolony od ucha do ucha, jakby go mianowali nagle na Dyrektora Pucharu Świata. Niedługo to sobie matoł na czole napisze: „Mój kolega to Kamil Stoch” albo „Siedzę obok Mistrza Świata”. Jakoś się w ogóle nie przejmuje i nie martwi marnymi skokami z Willingen ani niczym. A ja patrzę na to wszystko, co się wyprawia i wzdycham. Udała mi się kadra wyjątkowa, po prostu wyśmienita.
Po chwili Kruczek kończy przydługą przemowę, więc każdy jeden z powrotem wyjmuje iphone’a, laptop czy tablet i już znika w wirtualnym świecie. Więcej by w mózgownicy zostało, jakby im Kruczek wysłał maila. Albo napisał ogłoszenie na grupie na Facebooku czy – jeszcze lepiej – Whatsappie. Zerkam na mój ciemny ekran, próbuję jeszcze raz uruchomić telefon, ale zrezygnowany chowam go do kieszeni, bo jak na złość padła bateria, ładowarka sobie leży w walizce i tyle z tego mam, bo żaden geniusz nie wziął ze sobą, żeby pożyczyć. Matoły się sobą zajęły, więc w końcu mam święty spokój. Nikt mi dupy nie truje i z nikim się nie muszę użerać. Siadam z boku i całym sobą napawam się ciszą i wspaniałą samotnością. Trenerzy kupili sobie kawę, a teraz siedzą z laptopami na kolanach, od czasu do czasu wymieniając jakieś uwagi. Nuda. Skrobota za to wcale nie widać, ciekawe co robi. Żyła okupuje ławkę przy oknie, oczywiście na spółkę z Klakierem. Normalnie jeszcze dwie osoby by się zmieściły, ale nie, bo ci dwaj zajmują całe miejsce. Kultury jakiejkolwiek brak, prezentują poziom normalnie zerowy. Obaj z nosami w telefonach i jakby czołg jechał zamiast samolotu po płycie lotniska, to się założę, że nic by nie zauważyli. Kamil wgapia się w ekran wyszczerzony, więc pewnie z Tobą rozmawia. Ziobro rozłożony po drugiej stronie i też zupełnie odcięty od rzeczywistości. Pewnie gra w jakąś durną grę na komórce. No i takie mamy czasy.
Rozglądam się po lotnisku i widzę, że nie tylko my czekamy. Tam dalej widać jakieś gęby znajome, a po chwili stwierdzam, że nie kto inny to, a Szwajcarzy. Kwitną na tym lotnisku jak i my. Nic dziwnego, bośmy przecież z Zurychu lecieli, a Zurych jest w Szwajcarii. Ten długi drzemie przytulony do plecaka jak niemowlak, a ten zębaty szczerzy się sam do siebie bez powodu. Mało mu cztery złote medale? Myśli pewnie, że zdobędzie następne! Oj, kolego, niedoczekanie!
myślę o tobie kochanie
i śnię o tobie przez cały czas
jestem tu bez ciebie kochanie
lecz wciąż jesteś ze mną w moich snach
Piętnaście minut tak siedzę i dochodzę do wniosku, że muszę się ruszyć, bo tu zaraz z nudy umrę na amen albo żywcem do ławki przyrosnę. Wzdycham cicho i po krótkim zastanowieniu idę do lidera klasyfikacji generalnej. Przecież nie będę z byle idiotami gadał, nie? Aż tak mi się nie nudzi. Pan Kamil-Jadę-By-Walczyć-Stoch niestety skończył już z Tobą rozmawiać, a teraz opiera się o ścianę, nogi wyciąga i wgapia się w mały ekran na kolanach. Siadam na podłodze obok niego i zerkam mu dyskretnie przez ramię.
- Co czytasz? – pytam, bo wypada jakoś zagaić rozmowę.
- „Pieśń lodu i ognia” – mówi zadowolony. Co mu już całkiem odbiło? Pieśni czyta? On tymczasem odrywa się od tekstu i na mnie zerka, a widząc moją zdziwioną minę, uściśla: – No „Grę o tron” i kolejne tomy Martina.
- Aaaaaaaa. – kiwam głową poważnie. Niech sobie nie myśli, że taki głupi jestem. – To znam. Serial oglądałem.
- I co? Podoba ci się?
- No. Najbardziej lubiłem Robba Starka, ale siostra przeczytała i wypaplała, co będzie dalej, więc straciłem motywację. No wiesz… o tych „krwawych godach” i… – mówię, ale mi przerywa w pół zdania, a taki wielce kulturalny Kamil Stoch.
- Ani słowa więcej!!!
- Przecież nic nie mówię! – oburzam się. Pięknie. Chciałem sobie porozmawiać z kimś inteligentnym na poziomie, ale widać, że się przeliczyłem, ot co.
- Mogę ci pożyczyć pierwsze części – deklaruje Kamil z uśmiechem, a więc jednak się na mnie nie złości, tylko śmieje. – Ale dopiero jak nam bagaż oddadzą, bo w podręcznym się nie zmieściły.
- Nie daj się, Mustaf, wrobić, bo będziesz za nadbagaż płacił – wtrąca się Ziobro i głupio się szczerzy do mnie. A ten co? W domu nie nauczyli, że jak dorośli rozmawiają o kulturze to matoły nie powinny się wtrącać? Pcha się do wielkiego świata, a słoma z portek wychodzi.
W końcu pojawia się komunikat po rosyjsku, a potem w jakimś języku, co podobno miał być angielskim, ale matoły tak mówią niewyraźnie, że normalny człowiek nic nie zrozumie. Dobrze, że Kruczek jest w miarę kumaty i tłumaczy nam i Szwajcarom, że trzeba iść, bo bagaże wyjechały, więc wszyscy klamoty zbierają i lecą galop, jakby im te torby miały uciec. Kręcę głową i już mam leźć za nimi, gdy widzę, że na ławce coś leży. Podnoszę i widzę, że to czyjś paszport. Otwieram, czytam. I co? Ziobro Jan! Pięknie! Ręce mi do ziemi opadają i stukają o posadzkę. Trzy razu Łukasz mówił i upominał, a ten co? A mózgu przypadkiem nie zapomniał? I tak to ja z matołami mam, że zawsze muszę za wszystkich myśleć. By sobie polecieli beze mnie na Igrzyska, już to widzę. Zaraz na drugi dzień by dzwonili: „Dawid, wróć!” i w trymiga bym się musiał pakować i zbierać do Rosji.
słyszałem, że życie jest przereklamowane
ale mam nadzieję, że polepszy się jeśli będziemy ciągle iść
Normalnie pogoda się udała wyśmienita, idealna zupełnie na zimowe zmagania olimpijskie. Nawet kurtki nie trzeba ubierać ani nic, bo tak ciepło, jak na wiosnę. Miejsce wybrali doskonałe, po prostu w cudownym klimacie. Choć tyle dobrze, że nie zrobili skoczni w Afryce. Do busa nas zapakowali i jedziemy z bagażami do wioski olimpijskiej. O ile ona gotowa stoi, bo w Rosji to nigdy nic nie wiadomo. Klakier wyczytał, że jacyś dziennikarze już zawczasu przyjechali, żeby się nie spóźnić, a tu niespodzianka – hotelu nie ma! Jeszcze nie wybudowali! Wierzę, że nasze miejsce Polo sprawdził, a najwyżej będziemy mieszkać w namiocie, więc miejmy nadzieję, że w nocy jest równie ciepło jak za dnia. Chociaż zawsze jeszcze możemy rozpalić ognisko.
Kolejny raz sprawdzają przepustki i akredytacje, a potem dźwigamy torby i włazimy do budynku, który stoi wyszykowany i nawet całkiem fajnie wygląda. Na balkonie flagę wielką polską biało-czerwoną przyczepili, więc nawet w środku nocy poznasz bez problemu. Klakier od razu robi sobie zdjęcie, a potem pierwsze co, to idzie się pytać o hasło do wi-fi, bo przecież musi wrzucić do sieci. A ja mam inny problem, bo ciekawe z kim będę mieszkał?
Ziobro się na amen przykleił do Kamila i łazi za nim krok w krok jak dziecko. Aż dziw, że sobie plakatu z Polski nie przywiózł, coby sobie nad łóżkiem powiesić podobiznę swojego ukochanego przyjaciela i idola. Swoją drogą Mistrz Świata też udany. Sobie znalazł kompana wyjątkowego, idealnego wręcz na czas najważniejszych zawodów w całym czteroleciu. Stefcio to przynajmniej jakiś poziom prezentował kulturalny przyzwoity, a nie to, co ten burak wyszczerzony, co to ani pogadać inteligentnie, ani nic z nim nie da rady. Tylko pogratulować! Może pan Magister lubi, kiedy ktoś się gapi na niego jak ciele w malowane schody albo sroka w tęczę? Cofam się w pół kroku, bo nie będę się nikomu narzucał i przepychał z idiotami. Tuż obok już Żyła z Klakierem zakwaterowani. Ten pokój to szerokim łukiem omijam, bo dzielić życia z takimi nie mam ochoty. Nawet jakby mi dopłacali. Już bym wolał mieszkać z trenerem albo na balkonie.
Wchodzę do przydzielonego mi pomieszczenia, rzucam torby w kąt i od razu rozkładam się na wyrku, żeby sprawdzić czy wygodne. Stwierdzam z zadowoleniem, że jest w sam raz zupełnie i jestem szczęśliwy wyjątkowo, bo niecodziennie mi dają pokój osobny specjalnie dla mnie. Będę sobie świecił lampę jak długo będę chciał i w ogóle będę sobie mógł robić, co zechcę! Nie wiem po co mnie jednemu dwa łóżka, no ale przeżyję. Ale chwila! Zaraz się zrywam i lecę do toalety, bo jak dwa łóżka, to może i dwa kible zamontowali, takie, jak widzieliśmy w necie? Oddycham z ulgą już po chwili, bo afera niepotrzebna, zupełnie normalny kibel elegancki stoi. Nic nie można nikomu zarzucić. Jest prawie idealnie. Wyglądam przez okno, patrzę na wyszykowaną pięknie wioskę olimpijską i uśmiecham się szeroko. Ładnie tu! Z pewnością by Ci się podobało. Ale cóż, gdy jesteś tak daleko... Chcę Ci wysłać serdeczne pozdrowienia z tego Soczi, ale potrzebuję podpięcia do sieci, dlatego muszę poświęcić cudowną ciszę i spokój osobisty, żeby odwiedzić Klakiera, pierwszą gwiazdę Internetu, który wi-fi to chyba uszami wyczuwa na odległość, a facjatą zawsze załatwi hasło.
Uchylam drzwi i łeb wsadzam, czy mądrala na pewno jest, a gdy widzę, że siedzi na łóżku, to już na nic nie czekam, tylko wchodzę i zamykam za sobą drzwi. Burdel w pokoju, jakby pół roku tutaj mieszkali, a nie dwie godziny. Standard.
- Basiu, ale spokojnie… Poczekaj jeszcze trochę – mówi matoł do ekranu słodkim głosem, a ja głośno wzdycham, bo uwierzyć zupełnie nie mogę. Tyle, co żeśmy do Soczi przyjechali, a ta już nudzi, żeby wracał? Mózg się przegrzał pierwszej kujonce od tej ciągłej nauki? Ale już mnie zobaczył głupi Klakier, gębę od kamery odkleił i teraz na mnie się patrzy wściekły. – Czego chcesz?!
A co ja? Odwiedzić już kolegów z reprezentacji nie mogę? Zabronione?
- Do Piotrka przyszedłem – wymyślam na poczekaniu i mówię to wyniosłym tonem, a później zrzucam ubrania z drugiego łóżka na podłogę, by zrobić sobie miejsce i siadam naprzeciwko, wbijając w pierwszą gwiazdę mediów harde spojrzenie.
- Nie ma go! Poszedł oglądać kible na piętrze! – warczy Klakier, posyła Baśce internetowy uśmiech, a potem gapi się na mnie wymownie. A niech się nawet przekręci! Ja nie mam zamiaru się stąd nigdzie ruszać. Nie tylko on tu rządzi. A mnie wygodnie i wolno mi tu siedzieć.
- Poczekam – stwierdzam. Opieram się o ścianę, zakładam splecione ramiona na kark i wyciągam skrzyżowane nogi przed siebie. A co.
- No i widzisz, jaki z niego kretyn… – wzdycha Klakier do Baśki na ekranie, a później kręci głową.
lecz wszystkie mile, które nas dzielą
znikają teraz, gdy śnię o twojej twarzy
myślę o tobie kochanie
i śnię o tobie przez cały czas
--
No i ładnie nas Oberstdorf przywitał! Kamil przyjechał, a wietrzysko złe co?
Jak myślicie, kto wygra Turniej?
A.