o czym byś chciała śnić, gdybyś dostała trochę snu?
kogo chciałabyś winić, gdyby świat nie chciał słuchać?
powiedz mi, co byś zmieniła
kogo chciałabyś winić, gdyby świat nie chciał słuchać?
powiedz mi, co byś zmieniła
gdyby zmiana była wszystkim, czego potrzebujesz?
Zaprosili, to żem zaraz na drugi dzień przyjechał z wizytą. A co? Stoję więc sobie teraz przed Waszym domem i przeskakuję z nogi na nogę, czekając aż ktoś mi otworzy. Pięknie będzie, jak żeście już pojechali gdzieś beze mnie i klamkę pocałuję sobie, bo tyle z wizyty będzie. Niby mnie geniusz zaprosił, ale takiemu ufać to nigdy nic nie wiadomo. Naciskam dzwonek jeszcze raz i tym razem mocniej guzik przytrzymuję. Diiiiiiiiiiiiiiiink doooooooooooooong!
- Idę już, idę! Komu się pali? –
słychać czyjś głos z wewnątrz, więc oddycham z ulgą. Nie na darmo żem przyjechał. Drzwi się otwierają i stoi Twój mężuś w całej okazałości z rozczochraną czupryną i bez koszuli. Pięknie! Widzę odwiedziny się udały, normalnie moment pierwsza klasa! Przełykam głośno ślinę i gapię się na niego oniemiały nawet sobie nie próbując wyobrażać, co on tam z Tobą robił. Ale już głupio uciec, jak mi już matoł drzwi otworzył, nie?
- Kubacki przyszedł! –
drze się głośno, wnioskuję, że do Ciebie, a mnie gestem zaprasza do środka. – Aleś się Mustaf odstrzelił!
Przewracam tylko oczami z niesmakiem, bo nie będę przecież komentował jego ubioru niestosownego do chwili obecnej i sytuacji. Poprawiam tylko krawat, dopinam marynarkę i patrzę na niego z wyższością. Ale już słyszę czyjeś kroki i już widzę całą Twoją osobę, jak biegnie do mnie na przywitanie. Oddycham szybko z ulgą, bo Twoja garderoba, w przeciwieństwie do niektórych, jest nienaganna. Oj, jakże Ci pięknie w tej sukience. Śmiejesz się ciepło i już mi na szyi uwieszona, całujesz mnie radośnie w oba policzki, a potem mierzysz groźnym wzrokiem swojego współmałżonka.
- Ubrałbyś się! Patrz, jaki Dejvi elegancki! Nie to, co ty! Gościa przecież mamy a ty co? – mówisz do niego z wyrzutem, a mnie chwytasz pod ramię i prowadzisz do salonu. A ja aż się wyższy czuję, bo co racja to racja. Kultura jakaś musi być, a nie jak ostatania hołota gości przyjmować w dresie. Z czym do ludzi? A niby taki kulturalny.
- Ale mi gość. Przecież to Kubacki! A ja trawnik kosiłem, to co miałem? W garniturze?
Śmiejesz się słodko i już na niego uwagi nie zwracasz, tylko mnie sadzasz przy stoliku i do mnie się uśmiechasz. Pytasz co u mnie, więc krótko odpowiadam, choć mówić składnie w Twojej obecności to ciężko, kiedy tak tymi migdałami mnie rozpraszasz. Potem Ty mówisz, ale słucham tylko brzmienia Twego głosu i jakby mnie ktoś spytał o czym opowiadasz, to bym nie umiał rzec ani słowa, jak na chemii w gimnazjum. Od czasu do czasu do mojego mózgu docierają tylko pojedyncze wyrazy, że słońce, że kwiaty, że dzieci, że światło. I siedzę sobie w takim błogim nastroju jak w niebie, a wtedy gospodarz wybitny się odzywa i niszczy całą cudną aurę.
- Kawy chcesz?
- No pewnie, że chce! –
upominasz go szybko, a ja znów sie rozpływam, bo ach! Jak Ty o mnie dbasz! – Z mlekiem czy bez? –
To pytanie kierujesz do mnie i całe szczęście, że się orientuję, bo bym na idiotę wyszedł. Ale gdy tylko otwieram usta, żeby powiedzieć, że kawę to ja tylko czarną gorzką piję, to słyszę z kuchni.
- Mleka nie ma!
- Jaka szkoda! –
wzdycham głośno. –
Bo taką ochotę od rana na kawę z mlekiem miałem...
- Skarbie! Leć do sklepu po mleko! –
wołasz natychmiast do niego, a ja się chytrze do siebie uśmiecham. Bo ja to jednak mam łeb. No i on oczywiście wyjścia nie ma i idzie, skoro Ty tak zarządziłaś, więc tak się mężunia nienagannego, chociaż na chwilę, pozbywam.
I siedzimy sobie przy tym stoliku i sobie rozmawiamy. Ja to całkiem jestem jak zaczarowany. Obserwuję Twoje ruchy, mimikę twarzy i kosmyki włosów, które śmiesznie spadają Ci na oczy. Czuję się jak w bajce najpiękniejszej, czuję się jakbym wygrał Puchar Świata albo Wielki Finał w "Jeden z dziesięciu". Uśmiecham się do Ciebie, a Ty do mnie, pokazując mi ciągle rząd śnieżnobiałych zębów.
- Dejvi, Dejvi...
Dobra chwila mija, jak zauważam, że machasz mi ręką przed oczami, a druga chwila mija, nim wszystkie szare komórki w moim łbie zatrubiają po co Ty to robisz.
- Co Ty, Dejvi? Zakochany?
No pięknie! Ty to jesteś! I co ja mam teraz zrobić niby? Wzdycham głośno i robiąc niewinną minę, przewracam oczami. Liczę jeszcze, że cudny mężuś wróci i mnie wyratuje, ale jasne, że nie. Tak to liczyć na kolegę!
- Że też wcześniej nie widziałam! Jasne, że zakochany! – mówisz sama do siebie i aż w dłonie klaszczesz. Śmiejsz się rozszczebiotana, dumna ze swojego odkrycia! I świetnie! I co ja mam Ci teraz powiedzieć?
- Ale nie zawsze można mieć tego,
kogo się kocha – gadam filozoficznie, choć przecież całkiem bez sensu i od razu
jak tylko kończę, to już tych słów żałuję. Twoje oczy się rozszerzają ze
zdziwienia, a ja zbyt dobrze znam to spojrzenie. Świetnie. Idealnie. Doskonale.
Już wiem, że nie odpuścisz. Szans najmniejszych nie ma. Śmiejesz się do mnie głupkowato i robisz te miny,
które mnie tak rozczulają. I co ja mam teraz zrobić? Przecież nie powiem Ci
prawdy, a Ty za wygraną nie dasz. I już drążysz, tropisz, dopytujesz. Pięknie, panie Kubacki, trzeba było
ruszyć mózgiem wcześniej, a nie pleść trzy po trzy. A Ty nie odpuścisz,
diablico przeklęta, tylko będziesz wypytywać i trzepać tymi rzęsami, aż Ci
sekretu nie wyznam.
- No mówże, Dejvi, kto! No mnie
nie powiesz? – mówisz tym swoim słodkim głosikiem już wiem, że z Tobą nie
wygram. Wiem też, że wkopałem się po uszy na amen, bo Ty przecież będziesz tu przy mnie siedzieć choćby do jutra i męczyć, żeby powiedział. Wizja
ta jest dosyć kusząca (ta wizja, że siedzisz przy mnie do jutra, rzecz jasna),
no ale cóż, nierealna. Szczególnie, że pierwszy talent skoków zaraz wróci. Patrzę na Ciebie naprawdę prosząco, a Ty aż w dłonie klaszczesz z
ciekawości, uśmiech wypełnia całą Twoją twarz, a nawet więcej, całe ciało Twoje
się śmieje i mrużysz tak śmiesznie nos.
- No powiedz, Dejvi, powiedz! Kto jest
tym Twoim marzeniem niedoścignionym, z kim być nie możesz, no powiedz!
I już nie wiem jak dłużej się
bronić, a ponieważ prawdy Ci przecież nie powiem, to otwieram usta i mówię:
- Baśka!
Bo przecież nic lepszego na
poczekaniu nie wymyślę. A Baśka zajęta, być z nią nie mogę, obiekt
niedościgniony idealny. A że to Baśka, kujon wstrętny, to przecież nieważne.
Mogłem się zakochać, nie? Uśmiech masz jeszcze większy i aż skaczesz z
radości, więc z niepokojem stwierdzam, że ta myśl Ci się podoba. I już wiem,
już pewien jestem, że to nie był dobry pomysł, żeby Ci cokolwiek takiego mówić. Bo Ty nie odpuścisz, bo będziesz
drążyć i uszczęśliwiać mnie na siłę, i już pewnie cały plan masz w tej Twojej szalonej głowie, żeby mnie z Baśką przed ołtarz zaciągnąć. I jeszcze rzucasz mi się na szyję i
ściskasz, i tulisz, jakbym to Tobie miłość wyznał, a przecież powiedziałem, że
Baśka. No i dochodzi do mnie, że przecież ją niby kocham nieszczęśliwie, więc
zaraz robię minę zbolałą i z teatralnym szeptem, odsuwając Cię na wyciągnięcie
ramion (lecz ciągle mają Cię przy sobie blisko), mówię:
- Ale ona jest z Krzysiem. Nie
chcę psuć ich szczęścia.
I wzdycham. A Ty jak szalona
podskakujesz w miejscu i gdybym Cię nie znał, to bym pomyślał, że zwariowałaś.
Ale Cię dobrze znam i wiem, że Ty taka jesteś. Choć teraz to mnie ubodło, że Ty
mnie nic nie żałujesz. Że ja taki nieszczęśliwy, a Ty się cieszysz. Że ja tak
cierpię, a Ty skaczesz z radości.
- Bo ona nie jest z Krzysiem!!! –
drzesz się mi do ucha i już wiem, że klops. Umrę, padnę, zabiję się. No to się
teraz zacznie...
o co chciałabyś zapytać, gdybym znał odpowiedź?
co byś namalowała, gdyby wszystko było koloru szarego?
o czym byś myślała, gdyby twój umysł był wolny?
co byś namalowała, gdyby wszystko było koloru szarego?
o czym byś myślała, gdyby twój umysł był wolny?
gdzie byłby koniec, gdyby koniec był dzisiaj?
Ten Titus to jakaś chodząca porażka po prostu. Łazi z maślanymi oczami i wzdycha, jak Romeo na balkonie, a ja głupi już myślałem, że ma dziewczynę. I się wydało, że chyba w snach! Jak go tak obserwuję, to nawet się Baśce nie dziwię. Zresztą ja już kujonkę dawno przejrzałem! Niby Titus to tamto, a dawno sobie Klakiera upatrzyła i już powoli wszystkimi mackami go obłapia. A Kalkier gwiazdor to też udany! Nie ma jak kumplowi dziewczynę bałamucić, jak ten chodzi w nią wgapiony, jak niegdyś w piłkę Rasiak. No, ale sam Titus durny sobie winien. Mówiłem, Baśki na imprezę do Klakiera nie brać, ale debil nie słuchał, no i ma. A przez jego życiową nieudolność społeczną teraz ja mam problem, bo jak czegoś nie wykombinuję, to Ty mnie zaraz zaczniesz swatać z Baśką kujonką i będę miał całkiem przechlapane.
Klakier to w ogóle od kiedy z wakacji wrócił to do mnie wydzwania, jak ostatni upierdliwiec. A gdzie trening? A o której? A kto będzie? A co będziemy robić? A co zabrać ze sobą? A jaki plan? A co ja jestem? Darmowa sekretarka głosowa Klakierowa czy asystentka od spraw żywieniowo-transportowych? Było się interesować i zapisywać w kajecie, jak łepetyna pusta, ale nie! Ten zajęty facebookami, fankami i bzdurnymi zdjęciami, coby przypadkiem lajków nie ubyło! I co ta Baśka w nim widzi? Kręcę głową z oburzeniem, gapiąc się na to durne towarzystwo. Dzisiaj to na siłce pakujemy. Wiewiór się szczerzy, bo właśnie wycisnął 140 kg, najwięcej ze wszystkich, więc Klakier chodzi wściekły. Ten to nawet, jakby mu oczy na wierzch wyszły, to tyle nie uniesie. Kłócę się więc barany od rana, ale nawet na krok od siebie nie odejdą, papużki nierozłączki. Tylko Kamilcio smutny, bo Stefańcia nie ma i nie ma z kim gawędzić, bo z nas żaden na jego poziomie.
- Titus! Twoja kolej, matole.
I lezie ta pierwsza sierota do sztangi, a ja zaczynam rozumieć, że beze mnie to on nigdy w życiu tej Baśki nie poderwie. Wzdycham cicho do siebie, bo innego wyjścia nie ma. Trzeba durniowi pomóc, z Baśką go spiknąć, a ja będę miał święty spokój i będę sobie mógł cierpieć spokojnie z miłości do Ciebie do końca świata.
co byś zrobiła gdybym powiedział, że cię kocham?
komu chciałbyś zaufać, gdybym cię okłamywał?
co byś zrobiła, gdybym wszystko zmienił?
gdzie byś chciała uciec, gdybyś mogła uciec przed czasem?
komu chciałbyś zaufać, gdybym cię okłamywał?
co byś zrobiła, gdybym wszystko zmienił?
gdzie byś chciała uciec, gdybyś mogła uciec przed czasem?
Już naprawdę nie pamiętam, który
to geniusz wymyślił, ale jedziemy do opery. Tego jeszcze nie było, żeby drużyna
skoczków chodziła na jakieś durne spektakle, ale oczywiście mnie nikt o zdanie
nie pytał. Ktoś wybrał spektakl, ktoś uprosił trenera, Klakier zamówił bilety
przez Internet i jedziemy. Będziemy siedzieć w pierwszym rzędzie jak debile.
Wszyscy wystrojeni jak na
pogrzeb, Ty w sukience, bo oczywiście Ty też jesteś. Już nawet nie wiem czy to
Twój mężuś, czy jego kumpel najlepszy wymyślił, że Was też zabierzemy, bo też
będziecie zachwycone. Więc jedziemy wszyscy na dwa samochody. Ty z nim, z jego
przyjacielem ulubionym i z przyjaciela małżonką szczebiotką. No i z Wami
jeszcze Pieter. Pieter bez żony, bo ona jedna mądra stwierdziła, że nie ma
czasu. Nie to co my. W drugim aucie ja z debilami. Titus kieruje, obok Klakier
wyszczerzony, a z tyłu ja, Kubuś buloklep i Baśka. Bo Baśka oczywiście też jedzie. Wzdycham
głośno, gdy ona po raz setny szminkę poprawia, myśląc, że jej od tego lepiej
będzie.
I już wchodzimy do środka,
wszyscy ucieszeni, a Klakier oczywiście zdjęcie robi, bo przecież on po to do opery chodzi, żeby zdjęcie wrzucić na Facebooka i żeby wszystkie laski
wzdychały, jaki to on mądry i kulturalny. Nawet Stefcio garnitur ubrał, a już
myślałem, że przyjdzie w tych swoich nieśmiertelnych szarych gaciach od dresu i będzie
beka. Pieter się śmieje, bo się okazało, że Titus się w kiblu zaciął, a
spektakl zaraz się zacznie, więc jaja. Ci idioci stoją i się śmieją, więc
oczywiście ja muszę się wziąć do rzeczy i idę ratować barana. Łapię jakąś panią
sprzątaczkę, żeby mi dała klucz zapasowy, ale nie może, odsyła mnie na
portiernię. Więc lecę, gdzie baba kazała, a tam w oknie siedzi jakiś grubas z wąsami i mówi, że
nic nie poradzi, bo jemu tam właśnie siedzieć kazali i pilnować, a klucza obcemu dać nie może.
Pewnie! Telewizora burak nie ma, że Kubackiego nie poznaje? Ale gadaj z głupim. Przewracam oczami, bo czasu nie ma na dyskusje, więc idę do śmiesznego pana
przy wejściu, który wcale nie wygląda jak cieć i on dopiero ze mną do tego
kibla idzie i Titusa ratuje. Więc wracam
do was wszystkich, a Ty mi posyłasz swój promienny uśmiech, więc już nie pamiętam
wszystkich niedogodności i już nawet z zadowoleniem wchodzę na tę głupią salę.
Łapiesz mnie pod ramię i jest mi
całkiem miło, choć z drugiej strony trzymasz ramię tego Twojego mężunia
idealnego. Ale możliwe, że będę siedział obok Ciebie, więc już prawie się nie
wkurzam o tę beznadziejną operę. Okazało się, że nie mamy biletów w pierwszym rzędzie,
a w ostatnim i że prawie nic nie widać, bo filar pół sceny zasłania. Tak to
pozwolić Klakierowi coś załatwiać. Wzdycham z niesmakiem, ale udaję
zadowolonego, że jestem w tej durnej operze, bo przecież się na mnie patrzysz cały czas.
Więc siadamy, wpierw Twój mężuś, potem Ty, obok ja, a potem Klakier z Baśką.
Reszta z drugiej strony. Pieter się wkurza, bo siedzi za filarem i nic nie
widzi, ale przygasa światło. Zaczyna się.
Nie wiem, kto mądry wybrał „Romea
i Julię”. Wyją na tej scenie i rozkminy życiowe prowadzą jak Wiewiór na japońskim klozecie, a ty człowieku patrz i podziwiaj przymusowo. Aktorka główna brzydka jak noc polarna, nie wiem kto ja wybierał, a kochaś ma krzywy nos i głos jak Titus przed mutacją. I długie to jak cholera. Ale siedzę wyprostowany i sztuką się napawam cały czas, aż dzwoni dzwonek i przerwa. Jakoś przeżyłem wszystkie akty po kolei i już się kończy durnota. Ty cała w skowronkach,
komentujesz grę aktorów, muzykę i aranżację, a ja się uśmiecham ze udawanym
znawstwem. Z Titusa się śmieją, bo podobno spał i na koniec go Żyła obudził, a
on się zapiera, że wcale nie. Pan-Jestem-Idealny-Stoch stoi z zadowoloną miną,
dumny że uczestniczy w tak wysokiej kulturze. A głupia Baśka ryczy. Patrzę na
nią z niesmakiem, bo obciach robi, jak tak beczy w moje ramię przy wszystkich.
- Bo takie smutne to zakończenie
– chlipie pod nosem. – Ach, takie smutne…
Durna Baśka, nie wiedziała, jak
się skończy „Romeo i Julia”? Taka kujonka a nie czytała? Po cholerę
przyjechała, żeby teraz ryczeć. Trzeba było iść na „Brzydkie Kaczątko” z
bachorami, tam jest szczęśliwe zakończenie, a nie teraz beczeć. Klakiera jakieś
laski złapały, więc rozdaje autografy, a ja zerkam na Ciebie, żebyś coś z Baśką
zrobiła, bo normalnie jaja. A Ty się tylko śmiejesz do mnie chytrze. Świetnie...
jak byś się czuła, gdybym powiedział, że cię nienawidzę?
o czym chciałabyś śnić, gdybyś dostała trochę snu?
o czym chciałabyś śnić, gdybyś dostała trochę snu?
co byś zrobiła gdybym powiedział, że cię kocham?